2008-10-12

wesola kompania :)

To wlasnie ta banda swirow, z ktorymi wybralam sie w tropiki :) Od lewej: Johan, Renzo, Jens, moje male moi (znowu widac, jak nierowno jestem opalona), Martyna i Karin :) Wyglada to jak potrojna randka, ale tak naprawde tylko ci srodkowi maja sie ku sobie...

Jinghong, stolica regionu, nie jest kompletna dzicza - w jednej knajpie znalezlismy polski przewodnik po Chinach - NASI TU BYLI!!! :) Wlasciwie powinnam ten przewodnik ukrasc. Albo zamienic z moim Lonely Planet. Bo wiecie co? Zgodnym chorkiem moglismy krzyknac: Lonely Planet sucks!!! Ponad piecdziesiat procent tego, co tam jest nawypisywane, to kompletne bzdury. Marnowalismy forse jezdzac w opisywane przez nich miejsca, a przypadkiem trafialismy na cuda. Wiem, ze tak jest zawsze, ale ja naprawde mialam nadzieje, ze zaoszczedzimy troche czasu...

Talking about fish... for example :)

Wbrew wszelkim swinstwom, ktore Wam przychodza do glowy, NAPRAWDE rozmawialysmy o rybach :) Wiesz, Mamo, Karin tez wedkuje :) Nie jestes jedyna! :*

Wiecie... mam slaba orientacje w przestrzeni... Dlatego musze sie czegos trzymac, zeby sie nie zgubic ;)

Dobrze nam tam bylo razem :) Mieszkanie z Jensem w pokoju bylo milym doswiadczeniem, zwlaszcza dlatego, ze (w przeciwienstwie do Tajfuna) zabral on szampon ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.