We wsi Koński Szaniec, z którą wiążą się wyjątkowo przyjemne wspomnienia, nie chciałabym mieszkać za żadne skarby świata. Dlaczego? Przecież jest tam pyszny miód, wspaniałe żarcie, mili ludzie z grupy etnicznej Tujia i cudowne krajobrazy?
Cóż. Wieś nie jest skanalizowana.
Żadna nowość, tak naprawdę. W Yunnanie też na wsiach są sławojki, a ludzie myją się w strumieniach, pod warunkiem, że akurat nie ma suszy - jeśli jest, to się po prostu nie myją.
No dobrze. A czy twierdziłam, że chciałbym zamieszkać na yunnańskiej wsi? No właśnie. Oczywiście, mogę tak spędzić tydzień, może nawet miesiąc. Ale dlaczego miałabym sobie odmawiać przyjemności kąpieli w ciepłej wodzie? Siedzenia na tronie zamiast kucania nad dziurą w ziemi?
W sumie wioska Koński Szaniec wyszła na przeciw dwudziestemu pierwszemu wiekowi. Urządzili wspólną łazienkę wysokiej klasy dla swoich mieszkańców. O, proszę:
Trzyizbowy budynek ma kilka funkcji. Pierwsze pomieszczenie po prawej to prysznic, do którego woda jest ogrzewana słonecznie. Zbiornik wodny znajduje się na dachu, łapie deszczówkę. W sumie deszczówka jest przecież zdrowa dla skóry i włosów, prawda? A to, że słoneczne dni są rzadkością i woda zazwyczaj jest zimna, to już zupełnie inna sprawa...
Drugie pomieszczenie to pralnia. Znaczy: pralka stoi. Jako, że chińskie pralki generalnie piorą w zimnej wodzie, nie przejmujemy się tym, że woda również doprowadzona jest ze zbiornika na dachu, ale z części nieogrzewanej słonecznie.
Ostatni pokój to oczywiście kucany kibelek. W sumie, skoro dostępny jest dla wszystkich, to brak sedesu jest rozwiązaniem bardziej higienicznym...
A, te takie śmieszne lampy to na południe od Jangcy jedyna forma ogrzewania. Są to lampy, które grzeją wystarczająco mocno, żeby człowiek nie zamarzł w zimie pod prysznicem. W mieszkaniu ZB też takie są zainstalowane. Słowo daję, czasem zimą nie miałam ochoty spod nich wychodzić...
No dobrze. Właściwie całkiem nieźle to sobie wymyślili. Może i nie luksusy, ale jest wszystko, co trzeba.
To teraz sobie wyobraźcie, że do kibla/prysznica przekopujecie się przez śnieżne zaspy, których w Hubei zimą nie brakuje, na przykład z małym dzieckiem na rękach...
Nie wiesz może, dlaczego akurat tę wioskę sobie wpisałam w plan badawczy? :D
OdpowiedzUsuńbo jest prysznic? :)
UsuńBardziej bo Luoshuikong, ale... tak, prysznic, na pewno o niego mi chodziło!
OdpowiedzUsuń