Czyli nasza tutejsza gąska. Jest dla Japończyków tym, czym dla Francuzów są trufle. Niepowtarzalny smak i aromat rosnącej pod sosnami gąski z roku na rok przysparza jej więcej amatorów. W Kunmingu kiedyś były powszechne i tanie; odkąd Japończycy zaczęli je na potęgę importować, podrożały, ale raz na jakiś czas można sobie na nie pozwolić. Inna rzecz, że Chińczycy jeszcze nie oszaleli i nie są zdecydowani płacić 2000 dolarów za kilogram zwykłych grzybów... No dobrze, nie takich zwykłych, są rzeczywiście pyszne. Przysmak Japończyków, i na nasz stół trafił w wersji japońskiej - na surowo, w cieniusieńkich plasterkach, z miseczką sosu sojowego i wasabi obok.
Oczywiście, można je też grillować, smażyć, wsadzać do zupy i tak dalej. Ale smak surowych grzybów umoczonych w dobrym sosie sojowym naprawdę bije wszystkie inne sposoby przygotowania na głowę.
Kiepską imitacją są pieczarki, obrane ze skórki, oczyszczone i pokrojone w cienkie plasterki. Kiepską, ale przydatną, bo, niestety, matsutake się jeszcze nie udało wyhodować w uprawie i są na rynku dostępne tylko miesiąc... Dlatego wrzucam ten wpis, tęskniąc za smakiem gąsek i czekając kolejnego sierpnia :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.