Herbata.
Powtórzę jeszcze raz: herbata.
Takie łatwe słowo, takie niby nic, a przecież to najważniejszy napój w moim życiu i jeden z milszych sposobów spędzania czasu również.
Mieszkam w Yunnanie, ojczyźnie herbaty, więc niewiele rzeczy może mnie w herbacie zaskoczyć. Zaskoczyło mnie jednak, że nie znam czarnej herbaty, która w ostatnich latach bije w Chinach rekordy popularności.
Brew Złotego Rumaka to herbata pochodząca z Gór Wuyi w prowincji Fujian. Ta konkretna marka powstała w 2005 roku. Chociaż sama technologia niczym się nie różni od innych, starych typów czarnej herbaty, Fujian pyszni się nią - głównie dlatego, że słynie raczej z herbat czarnosmoczych i zielonych - to jest pierwsza czarna herbata fujiańska, o której można usłyszeć nawet w najdalszych zakątkach Chin.
Nie dziwię się. Jest pyszna. Młode pędy liści krzewów herbacianych, rosnących na dużej wysokości (1200—1800 m.n.p.m.) są nawet po oksydacji delikatne i słodkie. Fujiańczycy twierdzą, że jest taka pyszna, bo pędy zbiera się z dzikich krzewów herbacianych. Ja jednak jestem yunnańską patriotką lokalną i twierdzę, że dzika herbata to tylko u nas ;) Liście układają się w czarce jak maleńkie półksiężyce - stąd Brew w nazwie. Rumak nie wziął się jednak z cech samej herbaty, a z imienia szefa właściciela firmy, która zaczęła tę herbatę wytwarzać (swoją drogą, żeby nazwać własne dziecko Belką o Moralności Rumaka trzeba mieć fantazję ^.^). Złoto odnosi się do barwy pędów - wbrew naszym przyzwyczajeniom herbata czarna nie musi być czarna :) Ta faktycznie w postaci ususzonej ma barwę raczej tytoniu niż herbaty.
Jest droga. Wiecie, pędy są zawsze droższe od liści, boć więcej ich trzeba, by otrzymać kilogram herbaty. W wypadku Brwi pół kilo herbaty to przeciętnie 60-80 tysięcy końcóweczek pędów herbacianych. Moim zdaniem warto ją jednak kupić - prawdziwa Brew może być parzona nawet dwanaście razy, a smak jest wprawdzie delikatny i słodkawy, ale sama herbata jest wystarczająco mocna, żeby obudzić każdego.
Jaka szkoda, że przy pierwszym z nią zetknięciu została mi zaparzona w ohydnej długiej szklance przez "herbaciarkę" bez bladego pojęcia o tym, jak się parzy...
Dla zainteresowanych - strona firmy produkującej Brew i zdjęcie herbatki. Z netu, bo wyłupałabym sobie oczy, gdybym zrobiła zdjęcie Brwi Złotego Rumaka podanej w wysokiej szklance...
Czy ona jest łagodniejsza od lapsang souchong? Na czarnych chińskich zbytnio się nie znam, a wyczytałam, że jin jun mei jest właśnie lapsang souchong... Ostatnim razem, jak w pracy musiałam ją wąchać (nie wiem, jaka dokładnie to była - była tylko opisana jako LS), to no zapachu ładnego nie miała, a i dziewczyny mi mówiły, że raczej jest używana do dań (??) aniżeli do picia. Mam nadzieję, że jako ekspertka mi wytłumaczysz, co jest prawdą, a co nie :)
OdpowiedzUsuńOch, od lapsang souchong jest o niebo łagodniejsza! Choć proces wytwarzania Brwi wyrósł na gruncie fujiańskich souchongów, różnią się przede wszystkim dwiema rzeczami: po pierwsze do souchongów tradycyjnie zbiera się jeden pęd plus trzy liście w najdroższych a po prostu same liście, i to te stare, czwarte czy piąte w najtańszych, a do Brwi - same pędy herbaciane, które są oczywiście dużo delikatniejsze od liści. Po drugie: lapsang różni się od innych herbat tym, że jest uwędzony. Brwi są podwędzone, ale niewiele, bo nie trzeba ich wspaniałego, delikatnego aromatu pędów herbaty zakrywać zapachem sosnowego igliwia. Z tej racji zachowują złotawy kolor, inny od przydymionych, brązowych lapsangów. Ponieważ stosunkowo niewielu Chińczyków pija herbaty czarne, bez względu na to, czy są one wędzone czy nie, bardzo często mylą oni te herbaty, zwłaszcza, że z jednego krzaczka herbacianego można zebrać herbatę i w tej samej fabryce zrobić z tych liści i Brew, i lapsanga - procedura będzie trochę inna, liście będą się różnić, ale różnice w smaku dla kogoś nienawykłego do spożywania herbat czarnych będą niewielkie - powiedzmy takie, jak dla przeciętnego Europejczyka różnica między herbatą zieloną longjing a zieloną biluochun. Mnie się wydaje Brew podobniejsza do naszych yunnańskich herbat czarnych niż do lapsanga... A o zwyczaju dodawania lapsang souchong do jedzenia nigdy jeszcze nie słyszałam - być może gdzieś się ją jada, ale ja się nie spotkałam z takim zwyczajem. Wprawdzie trudno mnie nazwać ekspertką - raczej pasjonatką, ale mam nadzieję, że odpowiedź jest satysfakcjonująca. :)
OdpowiedzUsuń