W starym Kunmingu, za czasów, gdy mój mąż był jeszcze małym chłopcem, a dzisiejsze luksusowe osiedla były jeszcze zagonami warzywnymi, zaś całe stare miasto otaczała fosa i sieć kanałów, jedną z ulubionych rozrywek chłopięcych było łapanie ważek w celach kulinarnych. Wystarczyło złapać jedną samiczkę przy pomocy choćby siatki – samiczki są barwniejsze od samczyków, więc można było łatwo odróżnić. Potem zakładali jej smycz – nitkę. Tak przysposobiona ważka czekała na zalotników. Pechowcy, którym spodobała się nieruchoma ofiara, byli łapani w trakcie aktu. Jedna samiczka mogła być wabikiem dla bardzo wielu samców – ważki są bardzo cenione jako zagrycha, w dawnym Kunmingu można było nieźle zarobić, sprzedając ważki właścicielom knajp.
Ja wszystko rozumiem, też lubię owadzie przekąski z Yunnanu. Ale ta okrutna metoda łapania ważek!... Wyobraźcie sobie, co byście czuli na ich miejscu, złapani w TAKIM momencie?...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.