ZB podchodzi do mnie z grobową miną.
-Kochanie, muszę Ci o czymś powiedzieć, chociaż serce mi pęka.
-Tak? (zaniepokoiłam się, ale tylko trochę)
-Bo widzisz, ryżowa miseczka w smoki...
-Tak? (już wiedziałam, czego się spodziewać, ale jeszcze nie dawałam nic po sobie poznać)
-Ona... popełniła samobójstwo!
-Jak doszło do tej strasznej tragedii? (zachowuję powagę. Z trudem, bo wewnętrznie skręcam się ze śmiechu)
-Widzisz, myłem sobie spokojnie naczynia i wszystkie grzecznie dawały się umyć, wypłukać i postawić. A ona - wyskoczyła mi z dłoni, krzyknęła "żegnaj, okrutny świecie"...
-(wchodzę mu w słowo) zrobiła piruet, podskoczyła do Twojej twarzy, pokazała Ci język i z siłą wodospadu rąbnęła o ziemię, czy tak?
-(ZB robi oczy jak pięciozłotówki) dokładnie tak, skąd wiedziałaś?
-a wiesz, Twój ulubiony kubeczek na nalewki wykręcił ten sam numer kilka dni temu...
Bardzo mi się podoba takie podejście do sprawy:)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Haha dobre :D
OdpowiedzUsuńPogrążam się z Wami w bólu i żałobie.Pozdrawiam Noneczka.
OdpowiedzUsuńAaaa... to pewnie orientalne sepuku sprawia, ze znika mi drogocenna porcelana, a ordynarnego fajansu nic nie rusza...
OdpowiedzUsuńorientalne seppuku - dobra nazwa na to, co się dzieje w mojej kuchni :) Może jeszcze dodajmy "rytualne", żeby nie było na nas? :D
OdpowiedzUsuń