W Parku Manting moim ukochanym mieści się piękne jezioro.
Brzegi zadbane, uprawy lotosów, most, małe dajskie łódki,
którymi można na mokrego wypłynąć przestwór jeziora.
Ale to, za co je kocham najbardziej, to pomost z małymi akwariami, zamieszkałymi tymczasowo przez różnobarwne karpie koi. Cóż one tam robią? Czekają, aż im darujesz życie w określonej intencji. Pokochałam ten sposób rozmowy z bogami od pierwszego wejrzenia: a więc da się, zamiast składania ofiar, zabijania, nawet symbolicznego, w celu komunikacji z bóstwem - po prostu uczynić coś dobrego! Przy wszystkich ważnych świętach - ale też przed egzaminami na studia itp. Dajowie modlą się do swoich buddów i arhatów, dając nowe życie uroczym karpikom. Bardzo, bardzo ich za to lubię :)
Poważnie? Wybacz, ale wtłaczanie dziwacznych wyobrażeń ludzi o tym co jest dobre i darowaniem życia jest tak egoistyczne i zadufane. Najpierw hodują te karpiki i trzymają w niewoli, a potem z głupiego kaprysu wrzucają do jakiegoś dzikiego biotopu. Stworzenia, które nie miały możliwości nauczyć tam się żyć, uodpornić na bioflorę, poznać drapieżniki, wpływ cyklów dobowych i temperatur. Nagły szok, stres, pozbawienie grupy pobratymców, które wysyłały określone sygnały... To bzdura i mit, że zwierzę przyzwyczajone do wygodnego, bezpiecznego życia pod opieką człowieka będzie wdzięczne, szczęśliwe, że nagle jest wolne i pozbawione tej opieki. Jakiekolwiek wypuszczanie takie zwierząt, które nie były wcześniej dzikie i tylko chwilowo pod naszą opieką to dawanie im co najwyżej roku życia zamiast pięciu.
OdpowiedzUsuńMnie nie cieszy kiedy ludzie wykorzystują wymyśloną religię do poprawiania sobie samopoczucia lekceważąc zupełnie naukę.
W czasach, kiedy sam zwyczaj powstawał, nikt nie kupował "gdzieś tam" jakiegoś tam dowolnego zwierzaka i nie wypuszczał go po iluś tam latach hodowli w jakimś losowo wybranym miejscu przecież. Szło się na lokalny targ, na którym były dostępne tylko lokalne zwierzęta, które niedawno zostały złapane i wystawione na sprzedaż. Nikt przecież nie "uwalniał" własnych kur czy gęsi, a dzikie stworzenia z lokalnego marketu... Oczywiście, z czasem, jak każdy zwyczaj związany z religią, ten też uległ wynaturzeniu. Jednak - z tego, co wiem, choć oczywiście gwarancji nie mam - wielobarwne karpie są wyławiane i wypuszczane do tego samego jeziora. Generalnie świątynie nie życzą sobie, żeby przynoszono z zewnątrz zwierzęta do "darowania życia". Oczywiście głównie dlatego, że chcą na tym zarabiać, ale myślę, że możemy to spokojnie podciągnąć pod pilnowanie odpowiedniego biotopu. I tak, nadal zupełnie serio uważam tę formę rozmów z bogami za lepszą od ofiarnego zabijania.
Usuń