Ostatnio moją ulubioną przekąską stały się fistaszki. Nie takie zwykłe, solone - takich zresztą nie jadam, odkąd mieszkam w Chinach, bo tu nie są specjalnie popularne ani łatwo dostępne, już nie mówiąc o tym, że niezbyt to zdrowe. Fistaszki są tu dość typowym składnikiem potraw - np. dodatkiem do dipów, jednym z elementów czapeczki do misienów z miękkim tofu, a smażone w skórkach - świetną zagrychą. Ciekawostką, która mnie zaskoczyła, ale okazało się, że z czasem bardzo ją polubiłam, są fistaszki na parze, samodzielnie albo jako część Obfitych Zbiorów, czyli mojego ulubionego dania na parze. Teraz jednak zupełnie nagle wróciłam do fistaszków jako przekąski, a to za sprawą Czarnych Fistaszków. Ponoć jest to nowa (wyhodowana dziesięć lat temu) odmiana; chrupiące, słodkawe i aromatyczne - faktycznie są przepyszne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.