Jakoś na początku roku odwiedziłam koleżankę-muzyczkę grającą na erhu. Prostym pytaniem "co u Ciebie?" wyzwoliłam kaskadę smutków, z których bodaj największym był ten, że za parę dni ma koncert i musi się nauczyć grać na nowym instrumencie.
Zbaraniałam. Ja wszystko rozumiem, cięcia kadrowe, te rzeczy - ale to przecież niemożliwe, żeby na za parę dni nauczyła się obsługi innego instrumentu?... Z wyraźnym obrzydzeniem na twarzy pokazała mi to:
Czterostrunna wersja erhu. To znaczy już właśnie nie er 二 (dwa), tylko si 四 (cztery). Ale... jak to? Przecież do gry na erhu smyczek się wkłada między struny i już stamtąd nie wyciąga! Naciskając na włosie i opierając na zmianę od siebie i do siebie uzyskuje się dźwięki. Jakże miałoby to zadziałać z czterema strunami?
Pokazała mi.
Było to doznanie bolesne.
Aha. Czyli to miałaś na myśli mówiąc, że musisz się nauczyć grać na nowym instrumencie...
Czterouche erhu, które w zamierzeniu miało wypełnić domniemaną lukę między erhu a skrzypcami, moim zdaniem nie jest projektem udanym (ale co ja tam wiem). Jest to instrument nowy - został opatentowany dopiero w 2020 roku, przez dwóch muzyków (李鸿钧 i 汤应寿) z Opery Huadeng w Yuxi. Pierwszy z nich jest wiolonczelistą, a drugi kontrabasistą (co doskonale tłumaczy, dlaczego zarówno o erhu, jak i w ogóle o lutnictwie mają zerowe pojęcie i może raczej nie powinni się zabierać za tworzenie groteskowych projektów). Prototyp stworzyli już dwadzieścia lat temu, ale aż do zeszłego roku poprawiali kolejne usterki. Dopiero na początku bieżącego roku udało się znaleźć kilka osób, które podjęły się publicznego grania na nim - 16 stycznia odbyła się uroczysta inauguracja instrumentu na deskach Pałacu Kultury w Yuxi 玉溪市文化馆.
Ponoć instrument powstał na cześć najsłynniejszego yunnańskiego kompozytora, Nie Era - jest czterouchy, ponieważ nazwisko i imię kompozytora składa się łącznie z czterech znaków uszu: 聶耳.
Zapytałam koleżankę, czy jest sfrustrowana tylko faktem, że na tym siłą rzeczy gra się inaczej niż na tradycyjnym erhu. Piekląc się niemożebnie wyliczyła kolejne wady instrumentu, które są oczywiste dla każdej osoby, która choć raz wydała dźwięk z erhu, po czym teatralnie westchnęła i stwierdziła - no ale któżby nas pytał o zdanie, przecież wiolonczelista i kontrabasista uważają, że wszystkie instrumenty smyczkowe to jeden pies; na pohybel unikalnym technikom wykonawczym, które zachwycają słuchaczy przy dwóch strunach, a które przy czterech - ze smyczkiem tradycyjnie pośrodku - są niemożliwe do osiągnięcia...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.