Czy wiesz, Szanowny Czytelniku, co to jest "maozi"? Podpowiem nawet znaki: 帽子. I od razu mówię: pytanie jest podchwytliwe. Jeśli bowiem wziąć pod uwagę zwykły słownik mandaryńskiego, dowiemy się tylko, że jest to czapka/kapelusz/nakrycie głowy. Słowo to istnieje jednak również w dialekcie kunmińskim i tu ma zupełnie inne, kulinarne zresztą, znaczenie. Są to sosy czy też dodatki do makaronów, zwykłych i ryżowych. W spaghetti po bolońsku naszą "czapką" byłoby więc - po bolońsku, czyli to wszystko, co dodajemy do makaronu.
W Kunmingu jest tyle rodzajów "czapeczek" do klusek, ile makaroniarni. W jednej bazą jest mielone mięso w ostrym sosie, inna specjalizuje się w dodatkach jajecznych, w trzeciej będą same kiszonki itd. Podstawowy podział makaronów na te jedzone na sucho i te jedzone w zupie niczego nie zmienia - do zupy też można sobie dodać jakąś "czapeczkę", wzbogacając podstawowy smak potrawy.
Spójrzcie na poniższą tablicę:
W Kunmingu jest tyle rodzajów "czapeczek" do klusek, ile makaroniarni. W jednej bazą jest mielone mięso w ostrym sosie, inna specjalizuje się w dodatkach jajecznych, w trzeciej będą same kiszonki itd. Podstawowy podział makaronów na te jedzone na sucho i te jedzone w zupie niczego nie zmienia - do zupy też można sobie dodać jakąś "czapeczkę", wzbogacając podstawowy smak potrawy.
Spójrzcie na poniższą tablicę:
W mojej ukochanej makaroniarni jest tych czapeczek do wyboru, do koloru. Idąc od góry: duszone mięso, skwarki, sos z mięsem mielonym, pomidory, pędy groszku, krwiste tofu, mięso "trzy świeżości", pozycja nazywająca się wdzięcznie "specjalne liście" 風味葉子 i w końcu kurczak w chilli. Ostatnia pozycja to cena za pudełko do zabrania na wynos, więc się nie liczy.
Wróćmy do "liści". Przekonana, że będą to jakieś tutejsze zioła czy mieszanka sałat, zamówiłam. Okazało się, że "liśćmi" nazywają kunmińczycy smażoną wieprzową skórę, którą mi, wraz z dużą ilością cebulki, wrzucono na kluski...
Wróćmy do "liści". Przekonana, że będą to jakieś tutejsze zioła czy mieszanka sałat, zamówiłam. Okazało się, że "liśćmi" nazywają kunmińczycy smażoną wieprzową skórę, którą mi, wraz z dużą ilością cebulki, wrzucono na kluski...
Skórę akurat wolę pieczoną albo smażoną w głębokim tłuszczu - jest wtedy chrupka i pachnąca, a nie glutowata, no ale raz się mogłam przemóc...
Wracając do czapeczki - jest ona, jak widać, dodatkowo odpłatna. Jak więc wygląda wersja podstawowa? Same kluski?
Nie. Nie jesteśmy szanghajczykami, żeby zajadać się czystymi kluchami bez dodatków (szanghajski 陽春麵 Makaron Słonecznej Wiosny faktycznie składają się tylko z klusek, wody po gotowaniu klusek/zupy i odrobiny cebulki...). W dowolnej knajpie ZAWSZE do klusek jest jakaś czapeczka, zazwyczaj dwie lub trzy do wyboru. Te z tablicy to są tzw. 加帽, czyli czapeczki dodatkowe, jeśli komuś brakuje do szczęścia większej ilości/różnorodności smakołyków czapeczkowych.
Odkąd zdecywilizowałam ZB i zamiast jeść śniadania po knajpach, robi on sobie kluchy w domu, moją rolą jest zadbanie o czapeczki. Zawsze mamy więc jakieś smażone mięso z kiszonką czy sosem sojowym, mamy sos grzybowy z chilli i pieprzem syczuańskim, mamy kimchi i zieleninkę do tego. Zaletą domowych śniadań jest przystępna cena i higiena - na widok większości kluskarni sanepidowcy padliby trupem na miejscu. Wada jest tylko jedna, ale za to dość zasadnicza - ZB powoli dogania mnie, jeśli chodzi o ilość oponek na brzuchu...
Wracając do czapeczki - jest ona, jak widać, dodatkowo odpłatna. Jak więc wygląda wersja podstawowa? Same kluski?
Nie. Nie jesteśmy szanghajczykami, żeby zajadać się czystymi kluchami bez dodatków (szanghajski 陽春麵 Makaron Słonecznej Wiosny faktycznie składają się tylko z klusek, wody po gotowaniu klusek/zupy i odrobiny cebulki...). W dowolnej knajpie ZAWSZE do klusek jest jakaś czapeczka, zazwyczaj dwie lub trzy do wyboru. Te z tablicy to są tzw. 加帽, czyli czapeczki dodatkowe, jeśli komuś brakuje do szczęścia większej ilości/różnorodności smakołyków czapeczkowych.
Odkąd zdecywilizowałam ZB i zamiast jeść śniadania po knajpach, robi on sobie kluchy w domu, moją rolą jest zadbanie o czapeczki. Zawsze mamy więc jakieś smażone mięso z kiszonką czy sosem sojowym, mamy sos grzybowy z chilli i pieprzem syczuańskim, mamy kimchi i zieleninkę do tego. Zaletą domowych śniadań jest przystępna cena i higiena - na widok większości kluskarni sanepidowcy padliby trupem na miejscu. Wada jest tylko jedna, ale za to dość zasadnicza - ZB powoli dogania mnie, jeśli chodzi o ilość oponek na brzuchu...
Ja jestem święcie przekonana, po wieloletniej lekturze Twojego bloga, że KAŻDE słowo w dialekcie kunmińskim oznacza jakieś jedzenie :D
OdpowiedzUsuńTo nie tak! Istnieją też niekulinarne, ale nie mam żadnego bodźca, żeby się ich uczyć...
UsuńDobra, dobra, ja swoje wiem ;)
Usuń