Świątynia Feilai (dosł. świątynia Przylatywania) powstała w drugiej połowie XIV wieku. Znajdują się w niej statuy związane nie tylko z buddyzmem, ale również z konfucjanizmem i taoizmem. Nie jest to praktyka specjalnie niecodzienna, jednak warto na nią zwrócić uwagę w związku z nazwą świątyni. Ale o tym później.
Ciekawa jest legenda dotycząca powstania świątyni. Otóż początkowo miała powstać na pagórku naprzeciwko, zwanym Nefrytowozieloną Górą 玉碧山. Z niewiadomych przyczyn nie dało się stworzyć, sprowadzić czy ustawić belek stropowych. Pewnej nocy opatowi przyśniło się bóstwo, a rankiem ujrzał, że świątynia znalazła się nagle na drugim brzegu rzeki. Stąd nazwano świątynię Świątynią-Która-Przeleciała. Niby wszystko się zgadza... ale warto wejść głębiej.
Początkowo zwana była Świątynią Sekretnej Pagody 密塔寺... To znaczy gdyby ufać chińskim znakom. Tym razem jednak znaki wykorzystane zostały fonetycznie, a świątynia zwała się Mita - od sanskryckiego bądź palijskiego pāramitā पारमिता oznaczającego perfekcję. I tu zatrzymamy się na dłużej, bo dzięki temu możemy się dowiedzieć, skąd się wzięło "przylatywanie" we współczesnej nazwie świątyni.
Istnieje kilka teorii etymologicznych dotyczących powstania terminu pāramitā. My skupimy się na tej, która dzieli wyraz na cząstki pāra oraz mita, gdzie pāra to "po drugiej stronie", "dalszy brzeg/dalsza granica", a mita to "to, co przybyło". Pāramitā oznaczałaby więc coś/kogoś, kto przybył na drugą stronę. W znaczeniu duchowym sugeruje transcendencję, przekraczanie samego siebie; gdyby jednak uprzeć się przy bardziej przyziemnym tłumaczeniu, wystarczy "to, co przybyło na drugi brzeg". Może właśnie na sąsiedni pagórek, tuż za rzeką? Nasza świątynia Mita jest więc świątynią, która przybyła. Jak przybyła? Przyleciała!
Widzimy tu, jak uzupełniają się etymologia lingwistyczna z ludową. Teraz jednak wróćmy do połączenia artefaktów buddyjskich z taoistycznymi i konfucjańskimi. Paramita czyli „przekroczenie", „wyjście poza", „osiągnięcie drugiego brzegu" oznacza w buddyzmie praktykę bądź cnotę, dzięki której możmy osiągnąć oświecenie i przejście do nirwany. Być może za synkretyzmem religijnym widocznym w tej świątyni stało założenie, że żadnej z dróg, które mogą nas poprowadzić do doskonałości, nie warto zaniechać z przyczyn doktrynalnych.
Tyle tytułem wstępu; teraz czas na zdjęcia z wycieczki.
![]() |
Wycieczka do Heijingu była dla Tajfuniątka doskonałą okazją, by nauczyła się korzystać z mapy. |
![]() |
Początek szlaku jest mało imponujący, bo znajduje się jeszcze w miasteczku. |
![]() |
Wspominałam już, że kocham to, jak dobrze oznaczone są szlaki w Heijingu? |
![]() |
Znajdziemy nie tylko drogowskazy, ale i mapki poglądowe. |
![]() |
Koło Dharmy, o tyle ciekawe, że dysponujące nietypową ilością "szprych". |
![]() |
Taoistyczni Nieśmiertelni przeprawiający się przez morze. |
![]() |
Szczęście rozsypane w ludzkim świecie |
Bardzo mi się w tej świątyni podobały ściany obficie wymalowane rozmaitymi symbolami, niekoniecznie buddyjskimi. Samo jej położenie, z dala od ludzi, w ciszy, spokoju, szumie wiatru bardzo sprzyja kontemplacji i poszukiwaniu własnej ścieżki do uzyskania doskonałości. Z przyjemnością spędziliśmy tam godzinkę, zanim wyruszyliśmy w dalszą drogę (i tak trzeba było odpocząć po męczącej wspinaczce...).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.