Tam było KOMPLETNIE PUSTO. Wspominałam już, że Baisha powoli zmienia się w Lijiang: coraz więcej sklepów oferuje pamiątki, stroje ludowe czy też po prostu kawę i miejsce do spania dla przyjezdnych, coraz mniej tubylców wędruje po starych ulicach. Świątynia stała się wydmuszką; jest pięknie położona i zadbana, ale - już nie żyje.
W środku oczywiście nie wolno robić zdjęć. Jest to o tyle rozczarowujące, że w tym ogromnym centrum malarstwa ściennego nie są dostępne żadne reprodukcje, ani w formie pocztówek, ani w formie albumu. Będąc na miejscu, można się im dobrze przyjrzeć - ale tylko ogromnym reprodukcjom na płótnie, a nie oryginałom. Te drugie schowane są w ciemnych salach, do których dostać się można (być może chwilowo?) tylko jeśli burkliwy strażnik będzie miał akurat dobry humor. Nie bardzo jest co oglądać, szczerze mówiąc. Renowacja jest prowadzona niechlujnie, bez pomysłu i chyba bez fachowej wiedzy. Wygląda to dużo gorzej niż w Shaxi.
Cóż. Połaziłam. Poczytałam trochę o przedstawionych bóstwach, tak innych od tych, do których przywykłam. Pozachwycałam się jesienią w przyświątynnym ogrodzie... Ale wrócić tam chyba nie mam po co.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.