2019-04-10

ziółka dla dziecka

Najgorzej, gdy dziecko zachoruje. Marudzi, źle śpi, a ty - źle śpisz, ale starasz się zachować spokój, pogodę ducha i łagodność, choć najchętniej zaszyłabyś się w jakiejś dziurze i nosa nie wychylała. Gdy Tajfuniątku skoczyła temperatura do czterdziestu, staraliśmy się ją po prostu zbić, zwłaszcza, że dziecię nie miało żadnych innych objawów. Ale leki przeciwgorączkowe, plastry i inne takie działały tylko na chwilę. Zabrałam więc biednego szkraba do lekarza. Oczywiście do lekarza medycyny chińskiej. Wypytał o objawy, obejrzał dokładnie język, zapytał o kał i mocz, a potem zamiast zbadać puls na nadgarstkach, złożył łapki Tajfuniątka jak do modlitwy i wziął je we własne. Uważnie zbadał i orzekł - nic poważnego. Musi się jednak porządnie wypocić i w żadnym wypadku nie można tego potem przeziębić. Zaraz przepisze mieszankę.
Dostaliśmy dwie paki ziół.
Najpierw ugotuj te z małej paczki: doprowadź do wrzenia, a potem gotuj pół godziny na małym ogniu. Dosyp resztę i dolej wody tak, żeby ledwo zakrywała zioła. Zagotuj i niech pyrka kwadrans. Odlej, dolej nowej wody, zagotuj i znów niech pyrka kwadrans. Łącznie zlewaj cztery razy. A potem skondensuj - gotuj, aż będzie dwa razy mniej płynu. Podziel na sześć równych porcji i podawaj pół godziny po posiłkach, trzy razy dziennie. Za dwa dni przyjdźcie znowu, ale jeśli się porządnie wypoci, to już jutro będzie zdrowa.
Nie dość, że się trzeba naużerać z tym warzeniem konkoktów, to jeszcze próbują mi wmówić, że choć ZB i ja chorowaliśmy tydzień z hakiem, to Tajfuniątko wyzdrowieje w dobę?!
A jednak spróbowałam. Zawsze próbuję, choć za każdym razem z sercem w gardle. Ale nie chcę jej truć antybiotykami, a w Chinach antybiotyki zapisuje się bez wymazów i bez stwierdzenia konieczności ich podania. Więc znów daję szansę medycynie chińskiej... i ona znów wygrywa. W nocy Tajfuniątko poci się tak, że muszę ją owinąć w grubą kołdrę, żeby się nie przeziębiła.
Co godzinę budzi się na picie, co dwie - na siusiu. Śpi dłużej niż zazwyczaj, bo to była męcząca noc. Ale wstaje rano zdrowa. ZDROWA. Nie marudzi, ma apetyt, śmieje się, chce szaleć, aż trzeba ją powstrzymywać. Po wysokiej temperaturze i słanianiu się na nogach nie zostało już ani śladu. Jeszcze kilka dawek ziółek, bo dziecię pokasłuje - i już mam pewność, że wszystko gra.
Jest w Chinach wiele spraw, które mnie denerwują, ale - chińska medycyna to jeden z najwspanialszych wynalazków świata.
to zawartość tej większej paki

4 komentarze:

  1. A mogę poprosić o opisy do zdjęcia zawartości? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. niestety (a może i dobrze?) nie mam pojęcia, co to za specyfiki. Rozpoznałam tylko lukrecję i wiciokrzew. Nawet owady nieznajome. No a recepta wypisana ręcznie, więc nawet ZB nie umie odczytać treści...

      Usuń
  2. O rzeczywiscie, sa i owady. Nie zauwazylam ich na poczatku.
    Ale Tajfuniatko nie marudzilo ci, gdy musialo pic te ziola?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No pewnie, że marudziła! Ale jest już przyzwyczajona, że musi ;)

      Usuń

Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.