Dziś trzeci dzień trzeciego miesiąca chińskiego kalendarza. W całych Chinach jest to dość szczególna data. W zależności od grupy etnicznej i jej miejsca zamieszkania różnie się to święto obchodzi; w różnych stronach są przecież różne tradycje wiosenne. W Kunmingu jest to dzień tradycyjnej wycieczki w Zachodnie Góry. Tradycyjnej do tego stopnia, że w 2013 roku trafiła na yunnańską listę niematerialnego dziedzictwa kulturowego. "Trzeciego trzeciego w górach zachodnich bawisz się na całego" - że tak swobodnie przetłumaczę krótki dwuwiersz 三月三耍西山 (w oryginale się też rymuje). Może przesadą byłoby stwierdzenie, że tego dnia wszyscy kunmińczycy jadą w góry, ale - wszyscy niepracujący to już chyba tak... Dawnymi czasy (przynajmniej od czasów mingowskich) byli to bodaj wszyscy sprawni mieszkańcy Kunmingu. Szli w góry posłuchać zawodów śpiewaczych (對歌), zobaczyć tańce smoka i lwa, popróbować przysmaków z różnych stron... Nie zapominajmy też, że góry same w sobie są przepiękne. Potrafię sobie wyobrazić, że kilkadziesiąt lat temu, gdy góry były mniej ucywilizowane i samo dotarcie do nich z miasta zabierało pół dzionka, taka wyprawa musiała być fantastyczną przygodą. W dodatku przy okazji można było zapalić trociczki bogom w Świątyni Huating 华亭寺, Świątyni Taihua 太华寺, Pawilonu Trzech Czystości 三清阁 czy innych miejsc kultu. Czyste powietrze, zieleń kojąca oko, wiosenny wiatr, który wywiewa smutki z serc.
No dobrze, ale co takiego niezwykłego działo się w trakcie obchodów podwójnej trójki?
Po pierwsze: egzorcyzmy. Znaczy: wyganianie nieszczęść i chorób. W najdawniejszych czasach to zadanie spoczywało na barkach wiedźm; od czasów tangowskich jednak Chińczycy stali się pod tym względem samowystarczalni: by się uwolnić od wszystkiego złego, wystarczała solidna kąpiel w górskim źródle, najlepiej gorącym. Do tego jeszcze umyć się liśćmi sadźca Fortunego i wychłostać się wierzbowymi witkami i już - zło i choroby odpędzone, szczęście u wrót! Najlepsza jest oczywiście kąpiel w gorących źródłach - można się nie tylko faktycznie solidnie wyszorować, ale i usunąć wszystkie choroby, nagromadzone przez zimę. Wykształciuchy ze starożytnych Chin uważały, że to doskonała okazja, by się bawić w wodzie, więc jak ktoś już właził do strumienia, jeziora czy innych gorących źródeł, to nieprędko z nich wychodził...
Liście sadźca były też doskonałym podarunkiem - ponieważ służyły odpędzaniu złych duchów. By je zdobyć, trzeba było się wybrać na "wiosenną wycieczkę" 遊春. Gustowała w tym zwłaszcza młodzież, która wykorzystywała nadarzającą się okazję do randkowania i w miarę swobodnego wybierania partnera. Ponoć dawniej ta, której ofiarowano kwiat peoni, była "zaklepana". To wśród ludu. A klasa rządząca tymczasem urządzała sobie pijatyki na brzegu rzeki czy jeziora i udawała, że pisze wiersze pisała wiersze i urządzała rozmaite zawody literackie. Zaś bez względu na pochodzenie, wszyscy wrażliwi ludzie szukali sadów brzoskwiniowych. Właśnie teraz są w pełnym rozkwicie, piękne, delikatne, aromatyczne... Doskonały czas, by się nimi pozachwycać.
Ostatnim obowiązkowym punktem programu było puszczanie latawców, w Chinach wcale nie domena wyrostków, a wspaniałe hobby ludzi w kwiecie wieku a nawet staruszków. Całą wiosnę w Kunmingu wieje, jakby się kto powiesił, więc każda okazja jest dobra, by się latawcami nacieszyć.
Szczerze powiedziawszy, ja zawsze chętnie wybieram się w Zachodnie Góry. Zawsze - poza dniem dzisiejszym. Odkąd do stóp gór dojeżdża metro, a prawie na szczyt można wjechać gondolką, w takie dni jak dziś w Górach Zachodnich jest więcej ludzi niż tych gór. Dziś zresztą nie jeździ tam młodzież by randkować czy starzy kunmińczycy, by się obmyć w źródle. Znaleźć partnera można nawet w internecie, a kąpać to się można choćby i całą zimę codziennie, we własnym domu. O wiedźmich egzorcyzmach wszyscy już dawno zapomnieli. Oczywiście żal mi tych zwyczajów. Ale z drugiej strony - wolę czasy, w których prysznic w domu jest normą a nie luksusem...
Wróćmy jednak do wiosennego wycieczkowania w Zachodnie Góry. Wiedziałam, że w Podwójną Trójkę się nie wybiorę, choćby mnie końmi ciągnęli, więc wybraliśmy się kilka dni wcześniej. Oto krótka fotorelacja z naszej wycieczki:
Piękny widok z góry na Jezioro Dian i buddyjskie świątynie |
Smocza Brama, najważniejszy punkt widokowy Zachodnich Gór |
Patrzcie, jak pięknie pawilon wisi nad rozpadliną! |
Tu jeszcze gorzej... |
Azalia "koński frędzel" czyli azalia Delavaya |
czasami trafialiśmy nawet na niezaludnione ścieżki! |
Zachodnie Góry są fajne, ponieważ łatwo tam dobrać trasę do ludzi o rozmaitych możliwościach. Dawniej łaziliśmy tamtędy całymi dniami, szlajając się po dzikich ostępach, teraz, mając malutkie Tajfuniątko, pilnujemy, żeby szlak nie był zbyt trudny i zbyt długi. Jednak bez względu na typ szlaku, punktem obowiązkowym jest "chłopskie jadło" w wiosce u podnóża Gór Zachodnich, 猫猫箐 Maomaoqing. To tam można spróbować najświeższych, najekologiczniejszych, najlepiej przyrządzonych warzyw w całym Kunmingu.
każda knajpa ma tanzi z własnymi kiszonkami |
zupa szpinakowa ze świeżutkim, domowym tofu |
fajne "menu", prawda? |
omlet z cedrelą chińską |
Tak oto uczciliśmy całkiem zwyczajny dzień, który wyróżniał się tylko tym, że i ZB, i ja mieliśmy wolne - a to ostatnio niestety rzadkość...
Jeśli będziecie mieć kiedyś czas, wybierzcie się tam koniecznie. Góry Zachodnie to część Kunmingu, która Was nie zawiedzie :)
Poniżej znajdziecie linki do ciekawych zwyczajów wiosennych innych egzotycznych miejsc:
O perskim nowym roku Nooruz
Nooruz z etnograficznego punktu widzenia
I odsłona turecka - Nevruz
Podwójna Trójka w Japonii czyli Hina Matsuri
Dobrej wiosny!
O jakże Wam zazdroszczę, ja - mieszkaniec płaskiej Wielkopolski :)
OdpowiedzUsuńWielkopolska też ma swoje zalety. Można na przykład bez specjalnego zmęczenia jeździć na rowerze :)
UsuńBardzo ciekawe :-)
OdpowiedzUsuńCieszę się :)
UsuńPiękne widoki a świeczki w kształcie kwiatów lotosu chyba rozkosznie kiczowate
OdpowiedzUsuńkiczowate jak ta lala. Ale na swój sposób urocze i bardzo odmienne od świec, które znamy z Europy :)
Usuń