2018-10-04

Główna Świątynia Buddyjska w Jinghongu

Wizytę w głównej świątyni buddyjskiej (tzw. 总佛寺) warto połączyć z wizytą w Parku Manting. Można bowiem tylną bramą parku przejść wprost do kompleksu świątynnego. Jeśli zamierzacie jeszcze wrócić do parku, nie zapomnijcie zostawić sobie biletów. 
Zwiedzanie świątyń jest darmowe. Jeśli się komuś spieszy, można oblecieć teren w kwadrans (to zaledwie jedna trzecia hektara!) i cyknąć kilka fotek. Jeśli jednak ktoś lubi przyświątynny klimat, warto zostać na dłużej i szukać buddyjskich roślin - fikusów, plumerii, lotosów... Albo i szukać roślin całkiem niebuddyjskich, ale i tak egzotycznych. Nam się na przykład udało trafić na kwitnące banany, a także wiele przepięknych gatunków palm. Można szukać i innych smaczków - gdy wśród licznych, podobnych tajskim, zdobień trafiamy nagle na czterosłowowe "błogosławieństwo" w stylu bardzo chińskim ("patriotyzm jest korzystny dla ludu") albo wśród demonów i bóstw widzimy płaskorzeźbę... kotka. Z kolei później trafiamy na budynek świątynny, ozdobiony znakami chińskiego zodiaku, wśród których nagle zjawia się... słoń. I tak dalej...
Świątynia ta liczy sobie ponad tysiąc lat. To znaczy: liczyłaby sobie, gdyby nie została cztery razy przebudowana, zazwyczaj na skutek kataklizmów i wojen, które nie pozostawiały kamienia na kamieniu. Dziś jest na tyle ważnym ośrodkiem buddyzmu theravada, że odwiedza ją nawet tajska królewna* (zasadziła nawet jeden z tutejszych figowców pagodowych). Jest też ważnym ośrodkiem buddyjskiej edukacji. Tutaj nadal często wysyła się synów do szkół przyświątynnych, by poza wiedzą nabrali też trochę moralności. To zresztą pamiątka z dawnych czasów, gdy ta świątynia była nie tylko miejscem kultu, ale i spotkań mnichów z tutejszymi władykami, którzy mogli "liznąć trochę kultury" i się "ucywilizować" - przynajmniej w oczach innych buddystów.
Wizyta w tej świątyni była miłą chwilą odpoczynku od hałasu.

Drzewo Życzeń. Niestety, były sztampowe - drukowane, a nie pisane ręcznie.
zgodnie z opisem tej białej pagody, została ona stworzona na wzór i podobieństwo... gaju bambusowego, konkretnie dendrokalamusa olbrzymiego** otoczonego ośmioma pędami. Pędy mają symbolizować buddyjskie cnoty.
o tej pani jeszcze opowiem :)
największy budynek kompleksu to oczywiście plebania miejsce urzędowania i zamieszkania mnichów.
W Tajlandii smoki są bardzo podobne, ale beznogie. Tutaj zostały dostosowane do tradycji chińskiej, choć różnią się od zwykłych chińskich smoków.
oj... chyba widziałem kotecka!
patriotyzm i tak dalej...
słoń między znakami zodiaku

*mowa o drugiej córce króla Bhumibola. Ma na imię Maha Sirindhorn. Urodziła się 2 kwietnia 1955r. Studiowała na najlepszych tajskich uczelniach, posiada tytuł doktorski. Włada sanskrytem, angielskim, francuskim i chińskim, ale wciąż uczy się nowych języków. Jako specjalistka od sanskrytu i pali często reprezentuje rodzinę królewską podczas okołobuddyjskich ceremonii. Swoją drogą, szalenie ciekawa postać, warto o niej poczytać na anglojęzycznej wiki.
To ona zwykle reprezentuje Rodzinę Królewską na ważnych uroczystościach innych monarchii.
**prawda, że nazwa toporna i ciężka do zapamiętania? Po chińsku zwie się dużo łatwiej: po prostu smoczy bambus 龙竹. Skoro smoczy, to wiadomo, że olbrzymi, prawda? :)

2 komentarze:

  1. Zawsze mnie fascynowało jak kształty takich świątyń wpisują się w otaczające ją rośliny. Tu wszystko do siebie pasuje.... Budynek nie jest intruzem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak, też mi się to podoba. Strzeliste dachy doskonale wyglądają między palmami :)

      Usuń

Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.