2022-01-16

Władcy z rodu Mu

Dzisiejszy wpis powstał w ramach współpracy z japonia-info.pl oraz kirgiski.pl, czyli pod egidą Unii Azjatyckiej.  

Był sobie Yunnan. Powstawały tu i upadały królestwa mniej lub bardziej niezależne od Chińczyków; ludzie tu żyjący z Chińczykami nie mieli nic wspólnego - mieli swoje kultury, ideały urody, swoje języki, pismo, tradycje, śpiewy, stroje, układy polityczne, wzorce moralności... 

Chińczycy chwalą się, że podbili Yunnan, ale to nieprawda. Przyszli Mongołowie, którzy tak samo nie mieli z Chińczykami nic wspólnego, i to oni podbili Yunnan. Nie mieli jednak szczęścia - zostali wchłonięci przez Chiny i dziś uchodzą za jedną z chińskich dynastii. Należało im się, nie tylko za krwawe podboje, ale też dlatego, że sami uznali, że chińska kultura, administracja itd. są lepsze. No to się zsinizowali, a przy okazji zaczęli też sinizować niechińskie państewka ościenne, włączone do mongolskiego imperium. Jednym z takich podbitych terytoriów, w którym powoli zaczęła następować sinizacja, był Lijiang. Pamiętamy, że w ówczesnym Kunmingu zostali osadzeni wyznaczeni przez chana urzędnicy, którzy sinizowali rdzenną ludność na potęgę. W Lijiangu, mniej znaczącym, a pewnie też bardziej niedostępnym i dzikim, wyglądało to inaczej: ustanowiono tu tusi czyli wodza dla "państewka" podległego Mongołom, ale jednak autonomicznego. Ta autonomia utrzymała się do końca panowania mandżurskiej dynastii Qing, czyli do samego końca cesarstwa chińskiego. 

Angielska wikipedia wylicza kolejnych tusi Lijiangu, a nawet tych, którzy rządzili tam przed najazdem mongolskim. Władcy Lijiangu, a potem państwa Nanzhao. Gdy Mongołowie najechali i zdobyli Dali w 1253, Moubao Azong 牟保阿琮, który wówczas władał Lijiangiem, stwierdził, że lepiej się poddać, niż iść na krwawą wojnę z licznymi i groźnymi Mongołami. W nagrodę jego syn dostał od Mongołów stanowisko i tytuł. I dalej sobie rządzili, niemal bez zmian. A potem Mongołowie zostali pobici przez chińską dynastię Ming. Kolejny z lijiańskich tusi przysiągł wierność Mingom, a cesarz Hongwu w nagrodę dał mu całkiem nowe nazwisko: Mu 木 czyli drzewo i stanowisko "zarządcy miasta" z przyległościami. Odtąd wodzowie Lijiangu oprócz swoich własnych, naxijskich nazwisk i imion, nosili również chińskie i w imieniu Chińczyków władali tymi samymi terenami i ludźmi, co do tej pory. W dodatku pomagali Mingom podbijać resztę Yunnanu, a nawet miejsc, które dziś są poza Yunnanem i znajdują się w obrębie dzisiejszej Birmy czy Indii (walczyli na przykład z Szanami). A że Chińczycy nie traktowali tusi i ich ludności jak pełnoprawnych regionów i ludzi Chin, tusi poszczególnych regionów walczyli z sobą nawzajem, chcąc jak najwięcej zagarnąć dla siebie - władzy, pieniędzy, terenów. Zawsze zastanawiam się, co by się stało, gdyby zamiast walczyć z sobą nawzajem, kraść i zabijać, stanęli ramię w ramię przeciwko Chinom... 

I tak: Mu rządzili Lijiangiem i okolicami, a przy okazji nauczyli się chińskiego w mowie, piśmie i zwyczajach. W najlepszych latach ich macki sięgały aż do dzisiejszego Tybetu i Syczuanu. Królikowie ówczesnych tybetańskich królestw błagali Chiny o pomoc, ale Mu byli zbyt silni, a cesarz był za daleko. 

Kiedy Mandżurowie pobili Chiny, Mu Yi 木懿, kolejny z lijiańskich tusi, przysiągł lojalność zwycięzcom (Mu zawsze wiedzieli, skąd wieje wiatr...) i nie poddał się watażce Wu Sanguiowi, który próbując metody gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta, chciał podczas walk mingowsko-qingowskich wykroić dla siebie królestwo. 

A jednak mimo całego chińskiego wsparcia i mimo wielu wieków kolaboracji z kolejnymi władcami Chin, w końcu zjawił się cesarz, który zdał sobie sprawę z niebezpieczeństwa posiadania autonomicznego władcy na zachodnich rubieżach cesarstwa. W 1723 roku cesarz Yongzheng odebrał rodzinie Mu władzę polityczną i wojskową, pozostawiając im tylko tytuł sądowniczy; odtąd rzeczywiści władcy Lijiangu byli mianowani bezpośrednio przez chińskiego cesarza i wszyscy byli rdzennymi Chińczykami. 

Co rodzina Mu dała Lijiangowi? Po pierwsze: przynajmniej kilkaset lat autonomii i dobrobytu. Po drugie: możliwości czerpania pełnymi garściami nie tylko z rdzennej naxijskiej kultury, ale też z kultur chińskich i tybetańskich. Do kultury i słownika pojęciowego Naxi przeniknął konfucjanizm. Wielu lijiańskich wodzów było znakomicie wykształconych (zgodnie ze standardami chińskimi) - do tego stopnia, że wchłonęli tradycyjną chińską wizję intelektualisty i sami pisali wiersze po chińsku; żyli bardziej jak Chińczycy niż jak Naxi. Nasz dobry znajomy, wielki podróżnik Xu Xiake, w 1639 roku przybył do Lijiangu i został przyjęty przez ówczesnego emerytowanego tusi, jednego z najciekawszych, Mu Zenga. W ogóle - ciekawa postać. Jednocześnie chiński intelektualista i wyznawca buddyzmu tybetańskiego, dający schronienie Chöying Dorje, dziesiątemu Karmapie. 

Również Chińczycy uważają tę postać za fascynującą, dlatego powstał serial "Saga rodziny Mu", który opowiada głównie właśnie o Mu Zengu. Ciekawostką jest, że serial był kręcony w Rezydencji Rodziny Mu w Lijiangu, która wszakże nie jest zabytkiem, a tylko chińską wizją na temat tego, jak ta rezydencja mogła wyglądać (tutaj anglojęzyczny artykuł na ten temat). Jeśli chcecie pooglądać, tutaj serial "Saga rodu Mu", niestety bez pierwszego odcinka, ale za to z angielskimi napisami:

Tutaj poczytacie o chanacie kirgiskim, a tutaj o rodzie Soga.

2 komentarze:

  1. Ileż w samym Yunnanie mieści się narodów i kultur...

    OdpowiedzUsuń

Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.