I już po Święcie Środka Jesieni. Znów były ciasteczka księżycowe w ilości przekraczającej granice zdrowego rozsądku. Znów było obżarstwo rodzinne. I znów z pękatymi brzuchami ruszyliśmy na podbój Szmaragdowego Jeziora, którego bramy były otwarte do późna w noc i nad którym wszyscy jak sroki w gnat gapili się w najpiękniejszy księżyc roku. Tak było, bo tak jest zawsze - sami zerknijcie na zdjęcia z zeszłego roku:
Co rok jest fajniej - bo Tajfuniątko starsze i można zrobić więcej fajnych rzeczy. Można opowiedzieć legendę o nieszczęśliwej miłości Chang'e i Hou Yi, o
Księżycowym Króliku, a także o prawdopodobnie
pierwszym chińsko-polskim małżeństwie. Można wspólnie zrobić ciasteczka księżycowe. Można zrobić tradycyjny lampion z czerpanego papieru. Można pójść spać cokolwiek później niż zwykle i zdążyć się nacieszyć najpiękniejszym księżycem. Tym razem było więc tak:
|
Do "księżycowego" jedzenia podeszliśmy niesztampowo: zjedliśmy tacos! Powiedzcie sami, czyż nie wyglądają jak księżyc w pełni?
|
|
Nad Szmaragdowym Jeziorem były oczywiście tłumy.
|
|
Najciaśniej było wokół Sceny Smoczej Chmury - tam bowiem odbywała się ceremonia ku czci Chang'e, czyli palenie trociczek i składanie ofiar przez młodzież odzianą w tradycyjne stroje.
|
|
Widać, że Tajfuniątko już zmęczone. Ale za nic nie chciała wracać do domu!
|
|
Pochód księżycowych przebierańców
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.