Emma Raducanu wygrała US Open! Cóż za siła! Szybkość! Jakie wspaniałe pomysły! No i ta odwaga - ona się rzadko broni, wciąż jest w ofensywie.
Ach, mieć znów osiemnaście lat i siłę, by ganiać po tenisowym korcie i łupać w piłkę!...
Cóż. Badminton lepszy dla mnie. Ale z przyjemnością obejrzałam ten mecz, z niewielkim tylko opóźnieniem i oczywiście kibicowałam Emmie, która jest chińsko-rumuńską mieszanką i oprócz tego, że świetnie gra, to jeszcze jest śliczna. Zazwyczaj zresztą jej azjatyckie dziedzictwo wydaje się być schowane gdzieś głęboko; z czeluści internetu wydobyłam kilka zaledwie fotek cokolwiek bardziej skośnych.
Dodaję sobie Emmę do zakładki ewentualnych inspiracji dla Tajfuniątka. Oczywiście gdy wyrośnie już ona z Elsy z Frozen, Kung Fu Pandy i Wojowniczych Żółwi Ninja...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.