Rozumiem głównego bohatera, gdy mówi:
Nie zdołałem nawet odkryć, na czym polegało bycie akurat mną.
Tyle porażek, tyle nietrafionych decyzji, tyle niespełnionych marzeń. Tylu ludzi, których nie poznałem, smaków, których nie spróbowałem, miejsc, których nie odwiedziłem. Miałem umrzeć z całym mnóstwem takich rzeczy i spraw. Ale nie szkodzi. Teraz cieszyłem się, że jestem sobą. Cieszyłem się, że jestem właśnie tutaj, nigdzie indziej.
Och, jakże się cieszę, że wiem choć trochę, na czym polega bycie akurat mną! Jak dobrze, że cieszę się, że jestem sobą i bez wizji rychłej śmierci.
Ale wróćmy do książki. To cienkusz, na jedno popołudnie. Jednak myślę, że warto zarezerwować sobie trochę więcej czasu, żeby zastanowić się - zniknięcie czego wcale by nas nie obeszło? A co po prostu MUSI zostać? Za jaką cenę warto żyć? Za co warto umrzeć? A kolejne popołudnie może na zastanowienie się nad naszą osobistą skrzynką skarbów i co z tego wynikło (u mnie akurat nic, bo mam życie wywrócone do góry nogami, ale pewnie u niektórych jest inaczej). A potem może jeszcze jedno popołudnie, żeby podopisywać różne wersje zakończenia - autor dał nam taką szansę. To ode mnie. A jeśli chcecie prawdziwą recenzję, zerknijcie tutaj.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.