Powolny spacer w cudnym wiosennym słońcu, w dodatku bez Tajfuniątka! Nie żebym nie lubiła z nią spacerować, ale od czasu do czasu przydaje mi się chwila wytchnienia. Mogę wstąpić do ulubionego sklepu na pogaduchy, przymierzyć kilka ciuchów, bez wyrzutów sumienia wstąpić na ciacho do starej Pomyślnej Piekarni (obiecuję, że kiedyś coś o niej będzie na blogu), a także... odkryć rezydencję Hồ Chí Minha.
Ja również nie wiedziałam, że prezydent Wietnamu bywał w Kunmingu, możecie odetchnąć. Ta wiedza nie jest potrzebna do życia nikomu poza takimi fankami starego Kunmingu jak ja. Bo oczywiście zobaczywszy pamiątkową tablicę, zaczęłam szperać. Informacji nie było wiele.
Gdy Japonia zdobyła kontrolę nad Indochinami Francuskimi (początek marca 1945), cały amerykański wywiad w regionie wziął w łeb. Trzeba się było zbratać z Wietnamczykami. Już parę dni później Ho siedział w Kunmingu, w jednej z najsłynniejszych kawiarń omawiając z Amerykanami przyszłą współpracę. Skąd się tam wziął? Hmmmm... Być może przewędrował setki kilometrów na piechotę, klucząc tak, by Japończycy go nie zauważyli - bo ponoć właśnie w taki sposób dotarł do Kunmingu już w lutym 1945 roku. Cóż. Znał teren. Podobno kursował między Hanoi a Kunmingiem już od 1942 roku, przy pomocy rządu Czang Kaj-Szeka próbując dogadywać się z Amerykanami. W 1944 roku osobiście przeprowadził przez granicę indochińsko-chińską amerykańskiego spadochroniarza, który miał nieszczęście trafić między Francuzów a Japończyków. Zapewne od dawna kombinował, jak uzyskać pomoc Stanów Zjednoczonych w wyzwalaniu Wietnamu, a dostarczenie do Kunmingu zbłąkanego pilota mogło tylko pomóc w zdobywaniu zaufania Amerykanów.
Najważniejsze punkty, o jakich dyskutowali, to współorganizacja akcji przeciwko Japończykom oraz dostawy (sprzętu? żywności? broni?) dla Việt Minhu - Ligi na rzecz Niepodległości Wietnamu. Việt Minh później niejednokrotnie pomagała Amerykanom, którzy znaleźli się w zasięgu Japończyków. Majorowi Pattiemu, który opiekował się OSS w Kunmingu i Hanoi, zależało na tym, by odbudować siatkę szpiegowską w regionie, a współpraca z Francuzami okazała się niemożliwa. Zwrócił się do Ho i nawiązali bliską współpracę. Pomógł wytrenować Hochiminhowską armię; rozmawiał z przyszłym przywódcą Wietnamu na temat wietnamskiej konstytucji i deklaracji niepodległości; wysłał Drużynę Jelenia (tuzin dobrze wyszkolonych agentów), by we współpracy z Việt Minh dręczyła Japończyków. Spotkał się z Ho wielokrotnie, zarówno w Kunmingu, jak i w Hanoi. Mam wrażenie, że w ciągu tych paru miesięcy (pamiętajmy, że w sierpniu 1945 roku Japonia skapitulowała) ta dwójka stała się... no, może nie przyjaciółmi, ale na pewno bliskimi sprzymierzeńcami.
Wróćmy do Kunmingu. Skoro znajduje się tu rezydencja Ho, to pewnie bywał tu dość często. Dom... cóż, nie jest jakiś wybitnie szykowny. Od pozostałych starych domostw przy tej ulicy różni go bodaj tylko ozdobna fasada i całkiem spora powierzchnia użytkowa. Do środka wejść się nie da - tylko parter jest otwarty. Nie dla zwiedzających, a dla amatorów misienów z koźliną...
Ciekawe, czy kiedyś ten dom chociaż porządnie wyremontują...PS. Niedawno trafiłam też na informację, co porabiał w Kunmingu Hồ Chí Minh wtedy, kiedy nie konspirował. Kiedyś Wam na pewno o tym opowiem :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.