Nigdy nie lubiłam gotowanego mięsa. Z czasem tolerancja mi się powiększyła i zaczęłam je spożywać, oczywiście obficie doprawione chrzanem lub musztardą. A później przyjechałam do Chin i okazało się, że bardzo lubię gotowane mięso, tylko sama o tym nie wiem. Wieprzowina na zimno, plasterki gotowanej wołowiny podane z mieszanką słodkiego sosu sojowego i pasty sezamowej, tak mi rób, tak mi dobrze!
To pewnie dlatego w kurczaku ręcznie rwanym zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Gotujesz rosół. Zostaje masa gotowanego mięsa. Zamiast je zjadać z musztardą, spróbujcie yunnańskiej wersji!
Składniki:
- kurczak - w zależności od preferowanej ilości - od jednego udka po całe kurczę. Jedynym ograniczeniem jest wielkość garnka. Stanowcze nie dla osamotnionych piersi - bez kości zupa i mięso będą nijakie.
- czosnek - przeciśnięty przez praskę albo posiekany
- imbir - kawałek do zupy plus kawałek posiekany drobno do sosu
- pęczek natki kolendry albo pietruszki, posiekany
- drobno posiekane fistaszki albo orzechy, najlepiej podprażone, ale mogą być surowe
- łyżka białego sezamu
- sok z dwóch limonek albo cytryna
- sos sojowy jasny
- ewentualnie sos rybny
- płatki chilli albo papryka w proszku
- zmielony pieprz syczuański albo zwykły
- posiekana zielona cebulka
Wykonanie:
- Kurczaka ugotować do miękkości. Ja zawsze wkładam mięso do zimnej wody i bawię się w zdejmowanie szumowin, bo tak gotowane mięso zupełnie inaczej smakuje, ale oczywiście możecie ugotować po swojemu.
- Kiedy mięso jest jeszcze za gorące, by nim swobodnie operować, przygotowujemy przyprawy. Siekamy, wlewamy, sypiemy, mieszamy.
- Kiedy kurczak przestygnie tak, że nie parzy dłoni, zdejmujemy ręcznie mięso z kości. Co większe kawałki rwiemy na małe kąski i wrzucamy do miski z przyprawami.
- Gdy wszystko trafi już do miski, solidnie mieszamy i zostawiamy na dwadzieścia minut, żeby się przegryzło.
- Ilość przypraw to tylko i wyłącznie kwestia Waszego gustu; w razie czego łatwo jest doprawić, więc zacznijcie raczej od mniejszych ilości - łyżka czosnku, łyżka imbiru, łyżeczka chilli itd. Ja na przykład w ogóle nie dodaję soli, bo sos sojowy jest słony. Zawsze w drugiej miseczce podaję dodatkowe chilli, żeby ZB sobie mógł doprawić. Niektórzy w ogóle nie wkładają mięsa do sosu, a traktują ten sos jak dip - ja jednak lubię, gdy mięso przejdzie smakiem przypraw. Czasem nie mam ani kropli sosu rybnego i ani ziarnka sezamu na stanie - sos i tak wychodzi pyszny. Kluczowe są limonka, chilli, kolendra i czosnek, reszta to detale.
"Nigdy nie lubiłam gotowanego mięsa" bo jak się przekonałaś jest 'gotowane' i.. 'gotowane. Jak to u nas w Wielkopolsce mówią jest Szkoła Falenicka i Szkoła Otwocka. Jedna wrzuca mięso do zimnej wody druga na wrzątek. Wg. mnie to zasadnicza różnica. Osobiście nie lubię tego pierwszego sposobu bo wszystko z mięsa przechodzi do wywaru i mamy mięso 'wygotowane z rozumu'. Ale każdemu to co lubi ;) Jeżeli dobrze odczytałem Twój przepis to gotujesz mięso bez przypraw ?! Ciekawe, ciekawe. Muszę sprawdzić.
OdpowiedzUsuńDodaję tylko imbir :) Później będzie mocno doprawione, więc wywar może być czysty. Ja z kolei nie lubię wrzucać mięsa na wrzątek, bo wtedy krew i reszta paskudztwa, która powinna wyjść w szumowinach, zostaje w mięsie.
UsuńJeszcze jedno: niedawno widziałem w programie Anthony Bourdain'a wołowinę przygotowaną w podobny do Twojego sposób: gotowaną do miękkości i rwaną na strzępki. Nazywało się toto 'Stare szmaty' i potrawa miała swoje korzenie w kuchni karaibskiej.
UsuńStare szmaty! :D
UsuńChciałam właśnie napisać to, co Paweł W - jak wrzucisz mięso do zimnej wody, to cały smak wygotowuje się do wody i zupa jest pyszna, mięso gorsze. Jak wrzucisz na wrzątek, to zupa traci na uroku ale za to mięso zachowuje smak.
OdpowiedzUsuńJa lubię obydwie wersje i zawsze mięso z rosołu zjada się u nas na drugie danie, podoba mi się ten sos, wypróbuję na pewno! *^O^*
Dla mnie i zupa, i mięso smakują lepiej, gdy się je wsadza do zimnej wody, ale - jak napisałam - każdy niech robi po swojemu.
UsuńPołączenie chilli, czosnku, kolendry i limonki to klasyka, z którą wszystko smakuje. Szkoda,że u nas taka bieda z kolendrą. Mogę sobie tylko poszaleć w lecie, kiedy mam z działki. Ta sklepowa w doniczkach kompletnie nie ma aromatu.
OdpowiedzUsuńTeż uwielbiam ten smak. W Polsce wolałam zastąpić kolendrę pietruszką, bo przynajmniej pachniała, w przeciwieństwie do sklepowej kolendry...
UsuńMuszę spróbować chociaż u mnie w domu nie jada się już zup. Z wiekiem je się coraz mniej. Ale uwielbiam zimne mięso.Kolendrę zamienię na pietruszkę bo ta ze sklepu jest bez smaku i zapachu.
OdpowiedzUsuńja niestety z wiekiem jem coraz więcej :) Pietruszka da inną gamę smaku, ale też będzie pysznie :)
UsuńFantastyczny sposób na resztki! Wiem, że to bedzie pyszne. Zrobię na pewno!
OdpowiedzUsuńMyślę, że zasmakuje całej rodzinie :)
Usuń