U nas mówiło się po prostu kluski na parze. Ale przecież do klusek im tak daleko!!! Już prędzej bułka. Ale bułka, prawdziwa bułka, MUSI być upieczona. Przecież nie można gotować bułki... No to niech będzie pampuch. Ciasto podobne do chlebowego, ale potem gotowanie na parze, nie pieczenie. Polane masełkiem i domowym dżemem jagodowym. Albo maślano-cukrzano-kakaową masą. Mniam.
Tym bardziej ucieszyłam się, znajdując w Chinach mantou. To właśnie idealny odpowiednik naszych klusek na parze; pewnie puryści znajdą 10 różnic, ale dla mnie to smak dzieciństwa. Fakt, Chińczycy pojęcia nie mają, jak bardzo smaczne mogą być mantou z masłem i jagodami, ale za to maczają je w skondensowanym mleku bądź miodzie; smażą na chrupko i złoto; do ciasta dodają barwne dodatki (od fioletowych taro zaczynając a na słonecznej dyni kończąc, acz nie wyczerpując możliwości). Są też dodatki smakowe - cebulka, dzięki której mantou zmienia się w 花卷 czyli "kwietną roladkę", mleko, przez które bułeczki są słodkie i delikatne itd. A wszystko zaczęło się... w Yunnanie. Wielki wódz Zhuge Liang podbiwszy nas, południowych barbarzyńców, chciał wrócić przez rzekę do domu. Rzece trzeba było jednak zapłacić myto: poświęcić pięćdziesiąt ludzkich głów, by nasycić ducha rzeki. Zhuge Liang oszukał rzekę: zabił zwierzęta, mięsem nadział uformowane jak głowy placuszki drożdżowe i oddał je rzece. Stąd nazwa: 蠻頭, głowa barbarzyńcy, która stopniowo zmieniła się na jednako brzmiące 饅頭, pozbawione krwawego elementu.
Ja jestem pyzata - na buzi i w żołądku. Uwielbiam mączności. Mąż patrzy na mnie podejrzliwie, bo on, jak każdy prawdziwy Chińczyk z południa, gardzi mąką i wielbi ryż. Pampuchów nie robię w domu - można tanio kupić pyszne, w wielu odmianach, a skoro nie spożywamy ich codziennie w dużych ilościach, po prostu robić w domu się nie opłaca.
Słuchałam opowieści świekry, jak ona robi mantou. Słuchałam o tym, jak przyrządzało się mantou w domu jej ojca. Zrobiłam mantou dla męża i podałam tak, jak się je w dawnym Kunmingu jadało.
Cóż.
Może i jest Chińczykiem z południa, ale MOJE mantou wygrały nawet z jego ulubionymi kluskami ryżowymi.
Przepis znalazłam tutaj, po czym go odrobinę zmieniłam.
Składniki:
- łyżka drożdży suszonych
- szklanka letniej wody
- dwie szklanki mąki
- trochę cukru
- szczypta soli
- kapka oleju
Wykonanie:
- Mąkę wymieszać solidnie z drożdżami.
- Domieszać wodę i resztę, solidnie wyrobić - aż ciasto będzie gładkie.
- Wsadzić do woreczka, wsadzić na noc do lodówki.
- Rano wyjąć na omączony blat, ponownie wyrobić.
- Rozwałkować na prostokąt. Złożyć na trzy. Ponownie rozwałkować, a później pędzelkiem posmarować ciasto z jednej strony wodą (można pominąć). Dłuższą stroną zrolować je bardzo ciasno. Tak zwinięte ciasto pokroić na 8 części.
- Zostawić do wyrośnięcia - ok. kwadrans.
- Gotować w parowarze 10-20 minut (w zależności od wielkości mantou i rodzaju mąki).
A jak będą już gotowe, przygotujcie masło i cukier trzcinowy. Każdą bułeczkę pokrójcie na grube plastry, jeszcze ciepłą - by wyjęte z lodówki masło się rozpuściło i wsiąkło w ciasto. Potem posypcie cukrem trzcinowym. To właśnie jest śniadanie z dzieciństwa mojego męża.
Zdjęć nie ma. Nie zdążyłam zrobić...
Ale za to mam dla Was jeszcze jeden wyszperany przepis na mantou z dodatkami.
a tu mantouki z ciasta chałkowego ze skórką pomarańczy. Też wyszły pyszne :) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.