Granica między mieszczaństwem a kupiectwem była niemal niezauważalna – w obrębie murów miejskich, które zresztą znikły dopiero na przełomie lat '70-'80 XX w., mieszkały głównie rodziny, których przynajmniej jeden członek zajmował się rzemiosłem, handlem, czymś, dzięki czemu można było utrzymać rodzinę. Ojciec świekry zajmował się pędzeniem wódki. On sam, w zasadzie bez pomocy. Bardzo niewysokie, ale w miarę stałe dochody wystarczyły mu na utrzymanie tuzina osób – miał ośmioro dzieci, a przecież jeszcze trzeba się było opiekować rodzicami i zatrudnić służbę. Ceny produktów spożywczych jak też ceny wszystkich przedmiotów codziennego użytku były na tyle niskie, że jego rodzinie nigdy niczego nie brakowało.
Trzeba Wam wiedzieć, że tradycyjne kunmińskie budownictwo wyglądało mniej więcej tak:
Gdy pierwszy raz usłyszałam tę historię, zapytałam zdziwiona – no ale jak to, nikt nie pilnował, żeby było uczciwie, żeby sprzedawca nie oszukał i nie zwiał z pieniędzmi? Świekra uśmiechnęła się z rozrzewnieniem – gdyby raz oszukał, dowiedzieliby się o tym wszyscy sąsiedzi, ba, całe miasteczko. Już nigdy by nie zarobił ani grosza. Nie opłacało im się oszukiwać, nie opłacało im się źle przyrządzać potraw, nie opłacało im się nie pamiętać o higienie. Wiele lat Kunming właśnie tak funkcjonował.
Rozmarzyłam się. Weekend, nie musisz iść do pracy, pada, nie chce Ci się wychodzić, nie chce Ci się gotować. Słyszysz sprzedawcę, spuszczasz koszyk i za chwilę cieszysz podniebienie wspaniałym smakiem. Dlaczego to znikło? - pytam.
Świekra pochmurnieje. Najpierw komuniści zniszczyli małą przedsiębiorczość, bo każdy, kto zarabiał pieniądze był wstrętnym kapitalistą, a potem zburzyli stare domy, zastępując je blokami. Zniszczyli mury miejskie, miasto się rozrosło, wchłaniając zarówno wioski, jak i tysiące obcych ludzi. Ludzie nie mogą ufać sobie nawzajem pod żadnym względem. Koszyczki znikły z Kunmingu razem z murami miejskimi, brukiem i zaprzęgami konnymi. I choć dobrodziejstwo wody w kranie i prądu w każdym domu, importowanych towarów w sklepach i niedrogich ubrań gdzie tylko się obejrzeć jest nie do przecenienia, świekra tęskni za Kunmingiem swojego dzieciństwa, kiedy nawoływanie ulicznych sprzedawców było zapowiedzią uczty, a bambusowy koszyczek był najważniejszym elementem wyposażenia każdego mieszczańskiego domu.
A ja tęsknię razem z nią...
Nie w temacie posta ale polecam jako lekture:
OdpowiedzUsuńEast Wind: West Wind
autor Pearl S. U. a. v. Buck
Swietnie sie czyta i tematyka jakby o Tobie (:-) ale przed 100 laty :-)
Pozdrawiam
Kiara
Tak, książki pani Buck mają wspaniały klimat :) Przeczytałam kilka i mam ochotę na wszystkie...
OdpowiedzUsuńBałdzo mi się podoba ta kulturowa historia koszyczkowa :)
OdpowiedzUsuńja też uwielbiam opowieści teściów o starym Kunmingu :)
OdpowiedzUsuń