Bo wiesz, ja to za herbatą w ogóle nie przepadam, mogę wypić kilka łyków dla smaku, ale nie więcej. Ale ze dwadzieścia lat temu, gdy smarkata jeszcze byłam, pojechałam w dżunglę. Tajską dżunglę, oczywiście. Mieszkała tam mniejszość etniczna... nie, zabij mnie, nie przypomnę sobie, która... w każdym razie mieszkali tam ludzie, których nie do końca obejmuje prawo tajskie. Wiesz, dzieci niekoniecznie chodzą do szkoły, ludzie żyją tym, co daje im dżungla.Ja chcę do Tajlandii!
Właśnie tam przyrządzono dla nas najlepszą herbatę świata. Nad ogniskiem, w kociołku, ugotowano świeżą wodę ze strumienia. W czasie, gdy woda się gotowała, jeden chłopak ściął bambus, świeży, solidny kawałek. Do środka nasypał liści... nie, nie wiem, jaka to była herbata, na pewno zielona, na pewno niedroga, ale nie wiem dokładnie, jaka. No więc nasypał tych liści do bambusa i zalał wrzątkiem. Po chwili porozlewał napój do czarek. Cudowny napój, pachnący świeżym bambusem i dzikością, do dzisiaj jest jednym z moich ukochanych wspomnień tamtych czasów. Pewnie ta sama herbata zaparzona jak należy, w czajniczku czy w czarce, byłaby beznadziejna. Ale gdy ktoś mnie pyta, jaką herbatę najbardziej lubię, odpowiadam: bambusową - choć do tej pory piłam ją tylko raz...
2013-07-06
tajska bambusowa herbata
Moja ulubiona tajska siostrzyczka, Piękna Cnota, opowiada o najlepszej herbacie, jaką w życiu piła.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Takie naturalne smaki,nieucywilizowane...hm,chyba tęsknimy czasem do natury...
OdpowiedzUsuń