I wieje.
Strasznie smutny jest Kunming w deszczu.
I jeszcze na dodatek samoczynnie się włączają alarmy w skuterach.
Na łez otarcie: W deszczu.
Bo oni się rozstali. I gdy w deszczu mu mignął jej cień, to sobie nagle przypomniał czasy, gdy jeszcze chodzili razem do kina, gdy ona płakała na jego ramieniu. I chciałby, żeby wszystko było jak dawniej. W tym deszczu.
Śpiewa Wang Feng 汪峰, rodowity pekińczyk. Dlaczego śpiewa nieczysto? Bo jest altowiolistą (dla niewtajemniczonych: o altowiolistach krążą w sieci jeszcze gorsze dowcipy niż o policjantach, bo przecież WSZYSCY WIEDZĄ, że na altówkę przepisują się tylko ci, którym nie idzie na skrzypcach... Dlatego: P: Czego nie są w stanie zagrać altowioliści? O: Unisona). Ale za to oprócz przesłodzonych piosnek uprawia od czasu do czasu lekkiego rocka. I pisze bloga. Od czasu do czasu jest przedstawiany obcokrajowcom - czyli władza na niego pozwala, co nienajlepiej świadczy o rockowym buncie ;) Tym niemniej to właśnie on wyśpiewał niebałwochwalczą piosenkę o stolycy. Zamiast pieśni pochwalnej jest "kołysanka" dla wszystkich bezsennych, dla żebraków i nieuleczalnie samotnych. Nawet dla zniszczonych opon... Ta piosenka daje nam prawdziwego, rockowego Wang Fenga i uświadamia, dlaczego Chińczycy wiedzą, kto zacz. Ja tę kołysankę też lubię. Zwłaszcza wykonanie na żywo, które Wam tu zapodałam. Wersja przydługa, 8 minut, ale niektóre riffy całkiem udane ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.