2025-04-11

stuskrawkowa sutanna 百衲衣

Ilość słów określających ludzi, którzy zdecydowali się na życie zakonne (zwłaszcza buddyjskie) jest w chińskim ogromna: 
  • 僧人 sēngrén i inne złożenia z 僧 sēng, np. 僧侶 [僧侣] sēnglǚ, 高僧 gāosēng, 貧僧 [贫僧] pínsēng, 僧伽 sēngqié, 僧徒 sēngtú, 聖僧 [圣僧]shèngsēng 
  • 和尚 héshang - buddyjski mnich 
  • 行者 xíngzhě, 行腳 [行脚] xíngjiǎo, 頭陀 [头陀] tóutuó - podróżujący mnich 
  • 禪師 [禅师] chánshī, 長老 [长老] zhǎnglǎo - uprzejmy tytuł dla buddyjskiego mnicha 
  • 沙門 [沙门] shāmén - mnich buddyjski, 
  • 沙彌 [沙弥] shāmí - nowicjusz (buddyjski) 
  • 比丘 bǐqiū - mnich 
  • 住持 zhùchí - przełożony buddyjskiego zakonu 
  • 苦行僧 kǔxíngsēng - mnich żyjący w ascezie 
  • 禿驢 [秃驴] tūlǘ - obelżywie o buddyjskim mnichu, dosł. łysy osioł 
  • 賊禿 [贼秃] zéitū - obelżywie o buddyjskim mnichu, dosł. złodziejski łysol 
  • 出家人 chūjiārén - mnisi i mniszki buddyjscy bądź taoistyczni 
  • 闍梨 [阇梨] shélí - mnich 
Przy czym większość z tych słów obejmuje tylko buddyjskich mnichów płci męskiej, zostawiając jeszcze mniszki, a także zakonników innych religii. Nie wchodźmy w to jeszcze głębiej, bo głowa rozboli. Zanim jednak to nastąpi, opowiedzmy sobie o jednym jeszcze słowie określającym buddyjskich mnichów, wspomnianym przeze mnie przy okazji pewnego cesarskiego wiersza
衲子 nàzǐ to słowo, którym możemy mówić o mnichach przez skojarzenie ze strojem, który noszą - coś jak polskie "sutannowi", pozbawione jednak tego lekko pobłażliwego czy nawet pogardliwego odcienia. 衲 nà to bowiem właśnie mnisia odzież - powiedzmy, że odpowiednik habitu - z tym, że dość szczególna. Najbardziej znaną jej wersją jest "百衲衣" bǎinàyī czyli "habit" stu skrawków - jak w wersie 身上常穿百衲衣 noszą stuskrawkowy habit. W niektórych regionach Chin ascetyczni mnisi buddyjscy, poddający się tzw. gorzkiej sadhanie 苦修, by oderwać się od pragnień i chciwości, muszą m.in. sporządzić dla siebie samodzielnie strój ze skrawków odzieży wyrzuconej przez innych ludzi (nazwałabym to łachmaniarską wersją pokutnego worka). Krojem ma przypominać zwykłe kaszaje, jednak musi być patchworkowa. Dlatego właśnie jeśli szukamy w chińskim internecie patchworkowej spódnicy czy kołdry, również wykorzystujemy sformułowanie 百衲 (百衲裙, 百衲被). Ba! sformułowanie przedostało się również do innych dziedzin - widziałam na przykład piękną chińską "cytrę" guqin, której pudło rezonansowe zamiast z dwóch płyt drewna składało się z wielu maleńkich fragmentów - instrument ten nazywał się właśnie 百衲琴 - stuskrawkowa cytra

Wróćmy jednak do "sutanny". Odzież tego typu nie była noszona wyłącznie przez buddyjskich mnichów. Jeśli w rodzinie trafiło się chorowite czy też po prostu pechowe dziecko, ludowa mądrość nakazywała mu "zjeść ryż tysiąca rodzin, nosić stuskrawkową szatę", a to zapobiegnie chorobom i odwróci los, a dziecko dożyje setki w zdrowiu i szczęściu. Tak więc rodzice biednego malucha chodzili od domu do domu, by wyprosić jedną łatkę i garsteczkę ryżu. Wymieszany ryż trzeba było zjeść tylko jeden raz - nie trzeba było wypraszać od nowa przed każdym posiłkiem, jednak patchworkową szatę należało często nosić; stawała się jakby amuletem. Wedle niektórych przekazów, dziecko nie mogło jej zdjąć przez cały pierwszy rok życia! Z czasem procedura przygotowywania stuskrawkowej szaty stała się immanentnym elementem Święta Stu Dni (dopiero sto dni po narodzeniu dziecka rodzice celebrowali jego przyjście na świat, bowiem w dawnych czasach tylko część dzieci dożywała tej chwili). Dziecko dostawało stuskrawkową szatę z podarowanych rodzicom materiałów. W ubogich rodzinach były to dowolne skrawki; w bogatszych - specjalnie dobierane materiały, często zdobione dobrowróżbnymi znakami: chmurami, znakiem zodiaku dziecka, ośmioma trygramami lub pięcioma truciznami - wszystko oczywiście w celach ochronnych. U ubogich rodzin strojowi towarzyszyła tzw. kłódka stu rodzin 百家锁. Powstawała z przetopionych monet, które również zostały wyproszone od stu rodzin. W wersji na bogato używano kłódek szczęścia zrobionych z nieraz bardzo kosztownych materiałów, srebra a nawet żadów bądź złota. Jeśli ta ochrona zadziałała i dziecko faktycznie dożyło w dobrym zdrowiu dorosłości, jego rodzice winni byli w podzięce każdej rodzinie, która dała im skrawek materiału oddać tyle materii, by starczyło na zrobienie jednej sztuki odzieży. Mawiało się, że wdzięczność musi być stukrotna, jak za kroplę wody podanej w potrzebie należy dziękować tryskającym wiecznie źródłem. Źródła nie wspominają jednak, czy pieniądze również trzeba było oddawać. 
Jedna z legend dotyczących powstania stuskrawkowej szaty dla dzieci przytacza historię cesarza Liu Yu. Wywodził się z ubogiej rodziny, a jego matka była tak biedna, że aby odziać syna, chodziła od domu do domu wypraszając skrawki i szmatki, z których szyła dlań odzienie. Kiedy Liu Yu został cesarzem, uważał stuskrawkową szatę za symbol dzieciństwa spędzonego w ubóstwie. Wszystkie dzieci urodzone w jego cesarskiej rodzinie musiały nosić takie szaty, by pamiętać zarówno o swym skromnym pochodzeniu, jak i o obecnym szczęściu. Z czasem poddani przyswoili sobie ten zwyczaj i stąd tradycja szycia stuskrawkowej szaty dla małych dzieci. 
Szczególnym rodzajem patchworku jest tzw. ubranie z pól ryżowych 水田衣, które nie ma nic wspólnego ani z religią, ani z ochroną przed złem i chorobami, a świadczyło tylko o wielkim zainteresowaniu modą. Były to szaty robione i noszone przez kobiety na przełomie dynastii Ming i Qing. Zaczęło się od wielokrotnie łatanych ubrań biedoty, jednak pomysł postanowiły wykorzystać arystokratki - one jednak nie używały jakichś przetartych skrawków, a specjalnie pociętych kawałków materiałów - im droższych, tym lepszych, od zwykłej bawełny aż po jedwab czy brokat. 

Ostatni rodzaj patchworku to również mocno wystylizowany kostium mnichów w operze pekińskiej; zowie się "trójkolorową kamizelką taoistyczną" (!) 三色道背心 i najbardziej przypomina tradycyjny stój arlekinów. Zwróćcie uwagę, że choć strój wywodzi się pierwotnie z tradycji buddyjskiej, jest rekwizytem taoistycznych mnichów i mniszek.

Poszukałam sobie stuskrawkowych ubrań w internetach, bo... cóż, jeszcze nigdy żadnego nie widziałam na żywo - widać wraz z poprawą sytuacji materialnej i higienicznej Chińczyków a także wraz ze zmianą trybu życia tradycja powoli zaczęła zanikać. Co ciekawe, kłódki na szczęście nadal są popularne i u złotników i jubilerów można zarówno kupić gotowe, jak i zamówić.
Kwerenda nie poszła na marne - niektórzy projektanci nadal tworzą takie cacuszka:
Jeśli kiedyś trafię na coś równie pięknego, zapewne nie oprę się pokusie. A ewentualna ochrona przed złem, chorobami i demonami byłaby tu tylko dodatkową wymówką...

2025-04-09

życie jak sen 百年世事三更梦

W taoistycznej świątyni Czarnego Wojownika w Heijingu trafiłam na ciekawą naścienną kaligrafię:
Sto lat doczesnego świata jest jak sen 
Dziesięć tysięcy li rzek i gór jak partia szachów. 
Od zarania dziejów iluż bohaterów 
Spoczęło w ziemi południowych i północnych pagórków. 

Jakoś tak nietaoistycznie brzmi. Niby trochę tak, bo ten sen, ale jednak wszystko marność bardziej mi pasuje do buddyzmu i jego walki z przywiązaniami do świata doczesnego. Krótka kwerenda doprowadziła mnie do wiersza przypisywanego cesarzowi Shunzhi. Wiersz dla mnichów buddyjskich, więc faktycznie raczej nietypowa inspiracja dla taoistycznej świątyni. W dodatku ewidentnie artysta cytował z pamięci, bo niemal w każdym wierszu pojawia się lapsus (tutaj możecie porównać z oryginałem). Swoją drogą, wiersz jest tym bardziej ciekawy, im bardziej zgodzić się z przypuszczeniem, że faktycznie został napisany przez cesarza. Całość jest raczej długawa, a z wersu na wers wyraźniej widać, jak bardzo Syn Nieba zazdrości mnichom wolności w poświęcaniu się duchowemu rozwojowi (pyta z goryczą, czemuż musiał się urodzić w cesarskim domu: 为何生在帝王家?), zazdrości im mnisich szat i samej możliwości zostania mnichem. 
Zwróćcie uwagę na słowo 衲子 nà zǐ, oznaczające właśnie mnicha bądź mniszkę. Samo zaś 衲 nà to nazwa mnisich szat, głównie buddyjskich lub taoistycznych. Za to na angielski bywa tłumaczone jako sutanna, choć myślę, że chodzi po prostu o to, żeby zasugerować ubranie osoby duchownej religii dowolnej.
Wracając do wiersza, często jest używany jako podstawa lekcji tłumaczących mnisie życie i zachęcającej do zadania sobie pytania, czego się oczekuje po wstąpieniu do zakonu. Buddyjskiego zakonu. Ujrzenie go na ścianie świątyni taoistycznej było podobne do ujrzenia Jezusa w roli jednego z arahantów. Wiwat synkretyzm religijny!

2025-04-07

Czterouche erhu 四耳胡琴

Jakoś na początku roku odwiedziłam koleżankę-muzyczkę grającą na erhu. Prostym pytaniem "co u Ciebie?" wyzwoliłam kaskadę smutków, z których bodaj największym był ten, że za parę dni ma koncert i musi się nauczyć grać na nowym instrumencie. Zbaraniałam. Ja wszystko rozumiem, cięcia kadrowe, te rzeczy - ale to przecież niemożliwe, żeby na za parę dni nauczyła się obsługi innego instrumentu?... Z wyraźnym obrzydzeniem na twarzy pokazała mi to:
Czterostrunna wersja erhu. To znaczy już właśnie nie er 二 (dwa), tylko si 四 (cztery). Ale... jak to? Przecież do gry na erhu smyczek się wkłada między struny i już stamtąd nie wyciąga! Naciskając na włosie i opierając na zmianę od siebie i do siebie uzyskuje się dźwięki. Jakże miałoby to zadziałać z czterema strunami? 
Pokazała mi. Było to doznanie bolesne. 
Aha. Czyli to miałaś na myśli mówiąc, że musisz się nauczyć grać na nowym instrumencie...
Czterouche erhu, które w zamierzeniu miało wypełnić domniemaną lukę między erhu a skrzypcami, moim zdaniem nie jest projektem udanym (ale co ja tam wiem). Jest to instrument nowy - został opatentowany dopiero w 2020 roku, przez dwóch muzyków (李鸿钧 i 汤应寿) z Opery Huadeng w Yuxi. Pierwszy z nich jest wiolonczelistą, a drugi kontrabasistą (co doskonale tłumaczy, dlaczego zarówno o erhu, jak i w ogóle o lutnictwie mają zerowe pojęcie i może raczej nie powinni się zabierać za tworzenie groteskowych projektów). Prototyp stworzyli już dwadzieścia lat temu, ale aż do zeszłego roku poprawiali kolejne usterki. Dopiero na początku bieżącego roku udało się znaleźć kilka osób, które podjęły się publicznego grania na nim - 16 stycznia odbyła się uroczysta inauguracja instrumentu na deskach Pałacu Kultury w Yuxi 玉溪市文化馆. 
Ponoć instrument powstał na cześć najsłynniejszego yunnańskiego kompozytora, Nie Era - jest czterouchy, ponieważ nazwisko i imię kompozytora składa się łącznie z czterech znaków uszu: 聶耳.
Zapytałam koleżankę, czy jest sfrustrowana tylko faktem, że na tym siłą rzeczy gra się inaczej niż na tradycyjnym erhu. Piekląc się niemożebnie wyliczyła kolejne wady instrumentu, które są oczywiste dla każdej osoby, która choć raz wydała dźwięk z erhu, po czym teatralnie westchnęła i stwierdziła - no ale któżby nas pytał o zdanie, przecież wiolonczelista i kontrabasista uważają, że wszystkie instrumenty smyczkowe to jeden pies; na pohybel unikalnym technikom wykonawczym, które zachwycają słuchaczy przy dwóch strunach, a które przy czterech - ze smyczkiem tradycyjnie pośrodku - są niemożliwe do osiągnięcia...

2025-04-05

Czarne Fistaszki 黑花生

Ostatnio moją ulubioną przekąską stały się fistaszki. Nie takie zwykłe, solone - takich zresztą nie jadam, odkąd mieszkam w Chinach, bo tu nie są specjalnie popularne ani łatwo dostępne, już nie mówiąc o tym, że niezbyt to zdrowe. Fistaszki są tu dość typowym składnikiem potraw - np. dodatkiem do dipów, jednym z elementów czapeczki do misienów z miękkim tofu, a smażone w skórkach - świetną zagrychą. Ciekawostką, która mnie zaskoczyła, ale okazało się, że z czasem bardzo ją polubiłam, są fistaszki na parze, samodzielnie albo jako część Obfitych Zbiorów, czyli mojego ulubionego dania na parze. Teraz jednak zupełnie nagle wróciłam do fistaszków jako przekąski, a to za sprawą Czarnych Fistaszków. Ponoć jest to nowa (wyhodowana dziesięć lat temu) odmiana; chrupiące, słodkawe i aromatyczne - faktycznie są przepyszne.

2025-04-03

寒食节 Święto Zimnego Jedzenia

Dokładnie 105 dni po przesileniu zimowym przyszedł czas na Święto Zimnego Jedzenia, zwane również Świętem Zakazanego Ognia 禁火节, Świętem Zakazanego Dymu 禁烟节, Świętem Sto Pięć 百五节 albo po prostu Zimnym Świętem 冷节. Najłatwiej zapamiętać nie licząc dni od przesilenia, a po prostu kojarząc, że to dzień lub dwa przed Świętem Czystym i Jasnym czyli chińskim świętem zmarłych. 
Większość uważa, że święto nasze obchodzone jest ku pamięci szlachcica o mianie Jie Zitui 介子推, żyjącego w Okresie Wiosen i Jesieni. Początkowo Jie czczony był tylko lokalnie, jednak z czasem kult przestał być w zasadzie kojarzony z upamiętnianiem jednej osoby, a stał się okazją do oddawania czci przodkom i rozprzestrzenił się nie tylko w wielkiej części Chin, ale również w innych krajach, m.in. w Wietnamie i Korei. Jak łatwo się domyślić, nazwy wiążą się ze zwyczajem, by w trakcie obchodów nie rozpalać ognia, nawet po to, by przyrządzić posiłek. Co chyba najbardziej zaskakujące, początkowo obchody nie dość, że trwały cały miesiąc, to jeszcze w dodatku zaczynały się od przesilenia zimowego! Władze w trosce o zdrowie i życie poddanych zakazały jednak tego typu obchodów w środku zimy i w Okresie Trzech Królestw (III w.n.e.) święto zostało ograniczone do trzydniowych obchodów w okolicach Święta Jasnego i Czystego. I choć dziś oficjalnie obchodzi się tylko to drugie święto i mało kto (przynajmniej w moim bezpośrednim otoczeniu) pamięta o Zimnym Święcie, to nadal bywa obchodzone przez co bardziej tradycyjne społeczności czy rodziny. 
A wszystko przez Jie Zitui; stał się on symbolem poświęcenia i lojalności. A było to tak: 
Królestwo Zhou chyliło się ku upadkowi, a możni coraz mniej przejmowali się królem i losami królestwa, nade wszystko pragnąc wolności i władzy. Każdy próbował uszczknąć coś dla siebie. Jednym z takich państewek było Jin, mieszczące się w okolicach dzisiejszego Shanxi. Król Jin miał, jak to podówczas bywało, wiele żon, a jedną z nich była Li Ji - niższego stanu, uboga dzikuska z Zachodu, sprytna na tyle, by zostać pełnoprawną żoną, a jej syn został ogłoszony następcą tronu. Jak jednak do tego doszło? Tak zamotała, że poprzedni następca tronu, książę Chong'er został oskarżony o zdradę stanu, w konsekwencji czego uciekł na Północ wraz z piętnastoma śmiałkami. Ich tułaczka trwała ponoć dziewiętnaście lat! Jednym z druhów był Jie Zitui, który dbał o dobry nastrój władcy śpiewając dlań i recytując wiersze. Jednak największą troską był się wykazał, gdy skradziono im wszystkie zapasy, a Jie, by ratować księcia od głodu uwarzył zupę na mięsie z własnego uda*. To musiało księciu dodać sił, bo sprzymierzywszy się z księciem Qin napadł na królestwo ojca i osiadł w Jin jako jego król. Ponoć wykazywał wielką wdzięczność względem swych starych druhów... zapominając jednak o Jie, który w związku z tym wycofał się z życia publicznego i zamieszkał w małej chatce w lesie na pobliskiej górze. Poniewczasie Chong'er się zorientował, że najlepszy towarzysz znikł mu z oczu i próbował go skłonić do powrotu na dwór królewski, ten jednak odmówił. Nie pociągało go dworskie życie, nie miał politycznych ambicji, a w dodatku był tak skrajnie lojalny wobec swojego władcy, że nigdy by go nie skrytykował, nawet widząc popełniane przezeń błędy. Uparcie żył więc w lesie w górach ze swą matką staruszką, unikając kontaktu ze światem zewnętrznym. Nie w smak to było władcy, oj nie! Postanowił on wykrzurzyć Jie z domu - podpalił las z trzech stron i czekał w miejscu, którędy Jie musiał uciekać. Nie docenił był jednak uporu sługi - ten wolał wraz z matką zostać spalonym żywcem niż wrócić na dwór swego króla. Dopiero wówczas poczuł król wyrzuty sumienia. Górę tę nazwał górą Jie, a pobliskie miasteczko przechrzcił na Jiexiu (Odpoczynek Jie) i zarządził Święto Zimnego Jedzenia, by uczcić jego pamięć. 
Potomni wychwalali już to jego lojalność i pokorę, z jaką przyjął zapominalstwo (brak wdzięczności?...) swego władcy, już to altruizm i brak przerośniętych ambicji. Niektórzy zaczęli go nawet czcić jako jednego z taoistycznych Nieśmiertelnych. Od słowa do słowa zaczęło się czczenie jego pamięci przez jedzenie wyłącznie zimnych potraw, co w środku zimy było raczej średnim pomysłem. W końcu więc jeden z cesarskich urzędników stwierdził, że mędrzec taki jak Jie na pewno nie życzyłby sobie, żeby dla uczczenia jego pamięci ludzie chorowali czy nawet umierali z zimna. Czas jakiś później obchody zostały przeniesione na wiosnę, a przy okazji zaczęły się rozprzestrzeniać z Taiyuanu na całe Chiny i nawet poza granice Chin. Rozmaici władcy próbowali zakazywać obchodów tego święta - Cao Cao, Shi Le i wielu innych - jednak bez względu na surowość kar, zwyczaj przetrwał, choć w nieco zmienionej formie. W końcu w Chinach zrósł się ze Świętem Czystym i Jasnym, wzmacniając jego wymowę - szacunek dla starszych i pikniki (czyli zimne jedzenie) prawdopodobnie wzięły się właśnie stąd. 
Inne głosy twierdzą, że początkowo Zimne Święto było związane z obchodami równonocy wiosennej, rozpoczynaniem na wiosnę nowego roku i tak dalej. Niestety, nie pomogę. Wręcz przeciwnie, zamierzam namieszać jeszcze bardziej. Otóż na przekór północnowschodnim tradycjom mamy tradycje południowozachodnie. Tu zakaz ognia został wprowadzony na znak szacunku dla ducha jednego z tutejszych królów - króla Mi, któremu podczas wielkiej bitwy odrąbano głowę, jednak od pozostał na końskim grzbiecie i dojechał aż do pobliskiej wioseczki. Na pamiątkę tego niezwykłego wydarzenia w okolicy obchodzono święto będące odpowiednikiem północnego Święta Zimnego Jedzenia. Nie obchodzono go jednak raz do roku, a zgodnie z zaleceniami taoistycznych mistrzów. Jako naturalizowana Yunnanka myślę, że i takie święto mogłabym zacząć obchodzić... 
Tyle legend. Do dziś trwają jednak dyskusje, czy aby legenda o Jie faktycznie tłumaczy proweniencję święta. A może po prostu wraz ze zmianą pory roku i zmianą gatunków drzew rąbanych na opał trzeba było zrobić sobie dzień przerwy? W czasach, gdy ogień krzesano przy pomocy dwóch drewienek, może uważano, że ten wysiłek trzeba uczcić zmianą drewna i zmianą ognia 改季改火? 
No dobrze. Wróćmy do tej najbardziej znanej wersji święta. Co wówczas robiono? Po pierwsze: jedzono kleik zbożowy 醴酪 lǐlào, który charakteryzuje dodatek pachnących migdałami pestek moreli a także słodzidło w postaci maltozy. Po drugie: odwiedzano groby przodków, urządzano walki kogutów, trzepano koce i kołdry, a także bawiono się wesoło w przeciąganie liny na przykład. Po trzecie i najważniejsze nie wolno było pod żadnym pozorem zapalać ognia! Widać więc wyraźnie, że choć samo święto zostało zapomniane, wpłynęło ono na obchody Święta Czystego i Jasnego. 
W Korei święto również zrosło się ze świętem zmarłych, więc obchody zaczynają się od odwiedzenia i oczyszczenia grobów. Ciekawostką jest to, że ponieważ Koreańczycy tego samego dnia obchodzą Dzień Drzew, to podczas wizyty na cmentarzu sadzą wokół grobów młode drzewka. W Wietnamie święto niemal zanikło; tam, gdzie jeszcze się o nim pamięta, jest obchodzone trzeciego dnia trzeciego miesiąca księżycowego (w tym roku był to 31 marca). Wietnamczycy gotują wtedy swoją wersję tangyuanów czyli knedelków z kleistego ryżu podanych w słodkiej zupie, zwanych tam chè xôi nước. Zarówno w Wietnamie, jak i w Korei, a także w samych Chinach pochodzenie święta oraz tabu związane z ogniem zostały w zasadzie doszczętnie zapomniane; w niektórych częściach Chin Południowych pozostał jednak zwyczaj spożywania potraw na zimno przy okazji Święta Czystego i Jasnego (清明节食寒食). 
My zwyczaju nie przestrzegamy, albo raczej - przestrzegamy go połowicznie. Zazwyczaj z okazji długiego weekendu związanego ze świętem zmarłych idziemy bowiem na jakąś wycieczkę, zabierając z sobą wałówę, którą jemy na zimno. ZB nie przetrwałby jednak chyba całego dnia bez miski czegoś ciepłego, więc na kolację idziemy już normalnie, do restauracji i zamawiamy zwyczajne, ciepłe potrawy. 

*W innej wersji mięso upiekł. Szaszłyczki zrobił, no!

2025-04-01

Mężczyzna-feniks i kobieta-paw 凤凰男与孔雀女

Dzisiejszy wpis powstał w ramach współpracy z 
japonia-info.pl czyli pod egidą Unii Azjatyckiej.

Z okazji Międzynarodowego Dnia Ptaków mam dla Was dwa nowe słówka do kolekcji: mężczyznę-feniksa 凤凰男* i dziewczynę-pawia 孔雀女. No dobrze, będą cztery, bo dorzucę jeszcze mężczyznę-pawia i dziewczynę-feniksa, ale to tylko po to, żeby rozprawić się do końca z tymi pawiami i feniksami...
Mężczyzna-feniks urodził się w biednej rodzinie, zazwyczaj na wsi, i za sprawą ciężkiej pracy udało mu się spełnić marzenie, czyli dostać dobrą pracę w mieście, najlepiej dużym. Z tym wiąże się wiele problemów: po pierwsze to na nim spoczywa niepisany obowiązek zatroszczenia się nie tylko o rodziców (co zrozumiałe), ale również o wszystkich kuzynów i pociotków, którym powinien pomóc, bo przecież jest bogaty i ma znajomości w mieście. Zazwyczaj jest nie tylko najbogatszym członkiem rodziny, ale również najlepiej wykształconym i pierwszym, któremu udało się wybić. Największy jednak kłopot, gdy uda mu się wreszcie zdobyć dziewczynę swoich marzeń, oczywiście miastową, również wykształconą. Jej rodzice będą przeciwni związkowi, ona będzie zakochana i głucha na ich argumenty, on na początku będzie jej słuchał, może z racji miłości, może z racji kompleksów względem miastowej, ale z czasem okaże się, że człowiek może wyjść ze wsi, ale wieś z człowieka nie. Różnice cywilizacyjno-kulturowe między powinowatymi zazwyczaj doprowadzają do trudności w takich związkach, a gwoździem do trumny jest, jeśli świekra zamieszka z młodym małżeństwem, bo nigdy nie dogada się z synową. Z czasem mężczyznami-feniksami zaczęto nazywać również facetów niekoniecznie ze wsi, ale po prostu z rodziny o niższych dochodach i niższym statusie społecznym - jako przykład podaje się głównego bohatera serialu "Goły ślub" 裸婚时代 - jednak najbardziej typowymi przykładami pozostają ci ze wsi, koniecznie spełniający również te pozostałe warunki: niewykształceni i ubodzy członkowie bliższej i dalszej rodziny, a także kompleksy. Jeśli bowiem facet naprawdę zacznie całkiem nowe życie i nauczy się, jak być człowiekiem miasta, jak postępują cywilizowani, wykształceni Chińczycy nowych czasów, wówczas nikt nie nazwie go feniksem. Nazwa jest zarezerwowana dla tych, którzy z wierzchu będą wydawać się ludźmi sukcesu, jednak w środku nadal będą uważać, że przecież mamusia ma zawsze rację i żona jest od tego, żeby gotować i sprzątać, a jak się baby nie bije, to jej wątroba gnije. 
Bardzo wiele chińskich seriali opiera się na schemacie: mężczyzna-feniks żeni się z dziewczyną-pawiem i przez następnych czterdzieści odcinków im lepiej się poznają, tym bardziej pokazuje się, jak mocno do siebie wzajemnie nie pasują (pisałam kiedyś o serialu Dwustronna taśma klejąca - to właśnie jeden z typowych przykładów). 
Kimże jest dziewczyna-paw? Świetnie wykształcona dziewczyna z dobrej rodziny, której całe życie przebiegało tak pomyślnie, że nie nauczyła się radzić sobie z żadnymi problemami. Skończyła studia, znalazła niezłą pracę, większość pensji wydaje na rozrywki, kosmetyki i ciuchy, bo rodzice zapewnili jej nie tylko dobre wykształcenie, ale i mieszkanie, a że sami jeszcze pracują (a nawet gdy przestaną pracować, to będą mieć wysokie emerytury), to ani jej w głowie oszczędzanie - przecież pieniądz rzecz nabyta, jak się go wyda, to zawsze można znów zarobić. Pieniądze, które zarabia, należą tylko i wyłącznie do niej - rodzice czy dalsza rodzina nigdy by po nie rąk nie wyciągnęli. Dlatego kolejne (poza kulturowo-cywilizacyjnymi) problemy pojawiają się, gdy jej ukochany mężczyzna-feniks wysyła pensję rodzicom (na wsiach nie ma emerytur), a w ich nowo uwitym gniazdku w wielkim mieście pojawiają się kolejni biedni krewni, roszczeniowi i niezbyt mądrzy, żądając pomocy od "człowieka sukcesu". Feniks narzeka, że pawica jest zbyt rozrzutna, pawica narzeka, że feniks to skąpiec. Feniks ma za złe pawicy, że nie traktuje jego rodziny jak prawdziwej rodziny, a ona jest wściekła, że oboje są przez tę "rodzinę" traktowani jak dojne krowy. Jeśli do tego jeszcze dołożyć tradycyjny na chińskiej wsi pogląd, że chłopcy są bardziej wartościowi od dziewczyn i oczywistą dla mieszczuchów równość płci, łatwo zrozumieć, jak wiele konfliktów na jak wielu poziomach rodzi się w parze tak niedobranego ptactwa. 
Co ciekawe, nie istnieją odpowiedniki tych sformułowań dla odwrotnych par, czyli takich, w których dziewczyna jest ze wsi i dobrze wyszła za mąż w mieście. Może dlatego, że dziewczęta łatwiej dostosowują się do nowego stylu życia? Może dlatego, że tradycyjnie to nie na dziewczęcych barkach spoczywa odpowiedzialność za rodzinę pozostawioną na wsi? Oczywiście, nie znaczy to, że w mezaliansach tego typu nie ma żadnych konfliktów: bez problemu mogę sobie wyobrazić świekrę tłumaczącą swemu wielkomiejskiemu synowi, że nie warto się wiązać z wieśniarą, której słoma z butów wychodzi i że jeszcze się naje przez nią wstydu. Jednak kiedy mówi się o kobietach-feniksach 凤凰女, choć rzecz tak samo dotyczy mądrych, pracowitych i zaradnych dziewczyn wywodzących się z biednego środowiska, które dzięki pracowitości zdobyły wysoką pozycję społeczną i niezależność finansową, jednak w tym sformułowaniu brak potępienia; jest raczej podziw względem dziewcząt, którym udało się zmienić swój los. Za to przy mężczyźnie-feniksie słychać w nazwie politowanie lub wręcz pogardę względem kogoś, kto coś niby osiągnął, ale tylko powierzchownie, bo w środku jest nadal takim samym prostakiem i prędzej czy później wyjdzie szydło z worka. 
Żebyśmy mieli komplet ptactwa, powiedzmy też słów kilka o mężczyźnie-pawiu. Tu nie ma większych zaskoczeń, bo skojarzenie polega raczej na zaakcentowaniu wyglądu: mężczyzna-paw 孔雀男 to taki, który lubi się stroić nie mniej niż kobieta, jego kosmetyczka jest tak samo wypchana maseczkami, szamponami i perfumami, a on sam jest najmądrzejszy, najzdolniejszy, najzamożniejszy, najodważniejszy, najseksowniejszy i w ogóle najnajnaj. Generalnie używa się tego sformułowania względem mężczyzn, którzy przesadnie dbają o swój wygląd. Tu oczywiście warto zapytać: cóż to znaczy przesadnie? W którym momencie przestajesz po prostu dbać o siebie, a zaczynasz być pawiem? Według mnie typowym mężćzyzną-pawiem byłby John Travolta w Grease lub David Bowie tak po prostu ;) W tym sformułowaniu brak jednak zdecydowanego potępienia, co najwyżej jedna zabłąkana złośliwa szpileczka. 
Zawsze, kiedy jestem pytana o różnice kulturowe między ZB i mną, odpowiadam, że nie są zbyt duże przede wszystkim dzięki temu, że choć wywodzimy się z różnych krajów, to nasze rodziny są w sumie dość podobne: jesteśmy oboje miastowi, pochodzimy z inteligenckich rodzin (wiem, jak to brzmi, ale jednak pozwolę sobie na to uproszczenie), a rodzice wspierali nasze wybory życiowe, a nawet jeśli nie, to my i tak je podejmowaliśmy. Oboje nauczyliśmy się sami o siebie dbać, zamiast czekać na mannę z nieba. Względem stereotypowych ról płciowych czujemy raczej rozbawienie: ZB gotuje i zmywa częściej niż ja i w ogóle nie ujmuje mu to męskości, za to mnie zdarza się lepiej zarabiać i to również go nie kastruje, za to jest powodem obustronnej dumy i satysfakcji. Oboje żywimy przekonanie, że co komu pisane, to go nie minie, choć jednocześnie wierzymy w stwarzanie własnych szans. Jeśli do tego dodać mnogość wspólnych zainteresowań (muzyka ze szczególnym uwględnieniem klasyki i jazzu, badminton, obżarstwo, odkrywanie Yunnanu) oraz fakt iż zdołaliśmy wypracować wspólny mianownik jeśli chodzi o tworzenie rodziny i budowanie naszych relacji ze sobą i z dzieckiem - różnice kulturowe zaczynają się wydawać interesującą przyprawą dla tego w sumie dość zwykłego posiłku.
Wiem, że na świecie jest wiele szczęśliwych par stworzonych z dwójki ludzi wywodzących się ze skrajnie odmiennych środowisk; gratuluję im serdecznie przezwyciężenia trudności. W pewnym sensie my, przy wszystkich odmiennościach kulturowych, poszliśmy na łatwiznę wiążąc się akurat ze sobą. Choć po dziś dzień odkrywamy czasem większe lub mniejsze różnice w rozumieniu świata, mamy jednakże bardzo solidne wspólne fundamenty. Być może to właśnie dzięki nim zdołaliśmy zbudować coś pięknego i - jak się wydaje - trwałego (tfu, tfu, odpukać w niemalowane). Czego Wam wszystkim również życzę.

Tutaj poczytacie o japońskich ptasich przysłowiach.

*Pamiętamy oczywiście, że chodzi tu o chińskiego feniksa czyli fenghuanga.

2025-03-31

Yunnańska kiszona kapusta 云南酸腌菜

Rzadko przyrządzam ją w domu, bo jest dostępna na każdym targu, jednak ostatnio koleżanka pytała o przepis, więc się dzielę:

Składniki
  • 2 kg kapusty sarepskiej (lub dowolnej innej - to oczywiście zmieni nieco właściwości kiszonki, ale i tak będzie pyszna) 
  • 60 g soli 
  • 40 g brązowego cukru 
  • 5 g mielonego pieprzu syczuańskiego 
  • 5 g mielonego anyżu gwiazdkowego 
  • łyżka drobno posiekanego/startego świeżego imbiru 
  • trzy kopiaste łyżki chilli w proszku (jeśli mamy wybór, wybierzmy nie ten najostrzejszy, a ten najbardziej aromatyczny) 
  • dwie łyżki wódki 
  • ewentualnie: korzenie czosnku łodygowego, marchewka w słupki itd. 
Wykonanie
  1. Obsuszyć kapustę; nie na wiór, ale do zwiędnięcia. 
  2. Kapustę wymyć, wycisnąć (to ją pozbawi goryczki) i odcieknąć. 
  3. Kapustę i ewentualnie inne dodatki posiekać i zasypać solą. Solidnie wymieszać. 
  4. Po pół godzinie odcisnąć i wymieszać solidnie z przyprawami. Ponieważ będziemy mieszać z chilli, warto założyć rękawice. 
  5. Tanzi lub dowolne inne naczynie do kiszenia po umyciu przepłukać wódką (im więcej procent, tym lepiej). 
  6. Zapakować kapustę na przynajmniej dwa tygodnie. 
  7. Po tym czasie jest gotowa do jedzenia; jeśli nie chcemy, by kisła dalej, trzeba przenieść ją do zimnej piwnicy bądź lodówki. 
Tu zamiast mielonych przemysłowo, drobnych jak proszek płatków chilli, wykorzystane zostały płatki utłuczone metodą chałupniczą :)

Tutaj kiszonka w wykonaniu mojej ulubionej yunnańskiej kucharki. Pod koniec pojawia się też przepis na jedną z naszych ulubionych potraw wykorzystujących ową kiszonkę:
 

2025-03-30

Rozmowa na Obczyźnie

Wczoraj miałam ogromną przyjemność rozmawiać ze wspaniałą Niką o wszystkim: o herbacie, życiu, miłości, chińskim, wsparciu innych kobiet... Zapraszamy!

2025-03-29

真武观 Świątynia Czarnego Wojownika w Heijing

Czyli świątynka najważniejszego taoistycznego bóstwa położona na stoku tej samej góry, na której mieści się też świątynia zen.
Najważniejszy jest oczywiście pawilon Nefrytowego Cesarza
Ach, zostać zhuangyuanam i podróżować na smoku! 
Niechże Shouxing przyniesie Wam długowieczność!

Świątynka bardzo niestety zaniedbana, ale widać, że żywa - wciąż przychodzą tu mieszkańcy miasteczka, by złożyć ofiarę i przypodobać się taoistycznym bóstwom.

2025-03-27

zupa fistaszkowa 花生汤

Choć na całym świecie można znaleźć przykłady rozmaitych zup fistaszkowych, czytając o nich utwierdzam się w przekonaniu, że różnią się od zupy fistaszkowej południowego Yunnanu, a dokładniej regionów Pu'er i Lincang. Jest ona tam traktowana jak podstawa dowolnego posiłku - od śniadań z ich makaronem ryżowym 米干 w zupie fistaszkowej po zupy warzywne, czyli zupa fistaszkowa plus zielenina (w tej roli na przykład rozmaite kapustowate, ale również pędy groszku czy dyni czy dzikie zioła tamtejszych pagórków). Jest absurdalnie prosta w przygotowaniu, a przy tym smaczna i pożywna. W domu robię ją stosunkowo rzadko, bo nigdy nie pamiętam o namoczeniu fistaszków, a to krok, którego niestety nie można pominąć bez szkody dla smaku.

Składniki
  • miseczka fistaszków 
  • ewentualnie łyżka ryżu 
  • pęk zieleniny* 
  • odrobina tłuszczu 
  • szczypta soli i pieprzu 
Wykonanie
  1. Fistaszki bez skorupek namoczyć - przynajmniej parę godzin, a można całą noc. Po wymoczeniu łatwiej będzie z nich zdjąć skórkę. Ze skórką też się da zrobić tę zupę, ale i kolor, i smak na tym trochę stracą. Jeśli chcemy trochę zagęścić zupę, możemy dodać łyżkę ryżu - namaczamy go wraz z fistaszkami. 
  2. Fistaszki odcedzić i zblendować z litrem wody. 
  3. Przygotować zieleninę - tylko najdelikatniejsze części, same młode liście/pędy 
  4. W garnku rozgrzać odrobinkę tłuszczu i dolać zmiksowany płyn fistaszkowy. Zagotować. 
  5. Dodać zieleninę, wmieszać w płyn pałeczkami lub łyżką i na średnim lub małym ogniu obgotować. Zupa fistaszkowa lubi przywierać, więc warto często mieszać, a także zdać się na raczej mały ogień. Nie trzeba gotować długo - zielenina jest przecież młodziutka. 
  6. Po jakichś pięciu minutach doprawić solą i pieprzem, wymieszać, zgasić ogień.
Tajfuniątko uwielbia tę zupę do stopnia, w którym wyjada ją chochlą prosto z wazy.

Poniżej filmik pokazujący nietradycyjną, ale wyglądającą pysznie wersję miganów i misienów w zupie fistaszkowej (do zastąpienia dowolnym innym makaronem):  

*pęk drobnych liści, łodyg i kwiatów roślin kapustowatych lub posiekanej kapusty, pędy groszku czy dyni, szpinak - cokolwiek świeżego i zielonego, co lubicie w formie ugotowanej.

2025-03-25

profesja 行

Jak wszyscy wiedzą, jednym z chińskich słów związanym z określoną profesją jest 行 háng, część słowa 行業 [行业] hángyè czyli handlu, profesji, przemysłu i biznesu w jednym. Najłatwiej można 行 háng znaleźć w chińskiej nazwie banku: 銀行 [银行] yínháng, dosłownie: srebrny biznes czy też w firmie handlowej: 商行 shāngháng. Ciekawostką jest firma "samochodowa" 車行 [车行] chēháng, która może oznaczać w zasadzie każdą firmę jakkolwiek związaną z samochodami, od kupna/sprzedaży poprzez wynajem i taksówki aż po garaże. W słownikach znajdziemy także 戎行 róngháng czyli profesje związane z wojskiem (nazwa wzięła się od słowa 戎 róng, które dawnymi czasy oznaczało wszelaką broń). W dawnych czasach widywało się także tabliczki 洋行 yángháng oznaczające firmy zagraniczne oraz 粮行 liángháng czyli firmy sprzedające zboże, a także 牙行 yáháng czyli pośredników handlowych. Dziś rzadko się jednak widuje inne "hangi". Jedynymi czterema wyjątkami, z którymi się spotkałam, są sklepy z instrumentami muzycznymi 琴行
monopolowe 酒行 


bardzo specyficzne dla Yunnanu sklepy specjalizujące się w herbacie 茶行. 


oraz komisy 寄售行.
Skoro już wiemy, że hang jest związany z zawodem, nie będą dla Was zaskoczeniem i inne wyrazy korzystające z tego znaczenia: 
  • 同行 tóngháng - kolega po fachu. Dosł. ta sama profesja 
  • 内行 nèiháng - ekspert, profesjonalista, osoba doświadczona. Dosł. wewnątrz profesji 
  • 外行 wàiháng - amator, laik. Dosł. na zewnątrz profesji 
  • 改行 gǎiháng lub 轉行 [转行] zhuǎnháng - zmienić profesję

2025-03-23

Ośmiu Nieśmiertelnych przeprawia się przez morze 八仙过海

Ośmiu Nieśmiertelnych to jedne z najważniejszych postaci taoizmu. Dotyczą ich dziesiątki (jeśli nie setki) legend. Jedną z najbardziej znanych jest ta o ich przeprawie przez morze.
Dnia pewnego Ósemka ucztowała w Pawilonie Penglai. Gdy byli już lekko wstawieni, Li Żelazna Laska zaproponował nagle wycieczkę przez morze. Postanowili przy tym, że każde przeprawi się przez morze na swój unikalny sposób, korzystając z własnej magii czy sprytu zamiast na chmurach będących ich zwykłym środkiem transportu. 
Pierwszy ruszył Zhongli Quan - rzucił na spienione fale swój słynny wachlarz, a potem siebie plecami na tę nietypową deskę surfingową i popłynął w stronę drugiego brzegu. 
Za jego przykładem poszła He Xian'gu czyli nieśmiertelna panna He - wrzuciła swój kwiat lotosu do wodya wtedy ukazała się ścieżka z tysięcy czerwonych promieni, po których wyprostowana jak struna panna He popłynęła na kwiecie lotosu do drugiego brzegu. 
Za nimi podążył Lü Dongbin. Rzucił do wody bambusowy flet xiao i fala za falą przepłynął całe morze.
Zhang Guolao uśmiechnął się i rzekł: mam lepszy sposób. Wyciągnął kartkę papieru i złożył z niej osiołka. Ten zaś, gdy tylko wszystkimi czterema kopytkami dotknął ziemi, podniósł łeb i zaryczał, po czym z Zhangiem na grzbiecie zaczął skakać przez fale. 
Cao Guojiu przepłynął morze na swym słynnym nefrytowym hu
Po nich ruszył Li - oczywiście na swej żelaznej lasce, która wbrew prawom fizyki unosiła się na wodzie jak łódka. 
Han Xiangzi też dał sobie radę przy pomocy instrumentu muzycznego, tym razem fletu dizi
Siódemka dotarła już na drugi brzeg, a Lan Caihe ani widu, ani słychu. Początkowo widać było, jak płynie w swoim kwietnym koszyczku, ale po drodze stracili go z oczu. Gdzie się podział? Okazało się, że przeprawiając się przez morze niechcący je wzburzyli do takiego stopnia, że zaniepokoili syna Ao Guanga, Smoczego Króla Wschodniego Morza. Ten zaś wysłał krewetkowo-krabową armię, by pochwycili ociągającego się w podróży Lan Caihe wraz z jego koszyczkiem. Nie mogąc nigdzie znaleźć kolegi, Lü Dongbin krzyknął groźnie w stronę morza: "Posłuchaj mnie dobrze, Smoczy Królu! Wypuść czem prędzej Lan Caihe, albo przekonasz się, z kim masz do czynienia!". Usłyszawszy to, Smoczy Książę zapałał gniewem i wynurzył się z odmętów, obsypując oponenta rzeką bluzgów. Wtedy jednak Lü Dongbin dobył swego magicznego miecza i tak rąbnął księcia, że ten od razu poszedł na dno. Lü nie odpuścił; wziął swą ogniową tykwę i zmienił Wschodnie Morze w morze ognia. Mało tego! Cao Guojiu machnął swym nefrytowym berłem/pałką hu i przerażone fale się przed nim rozstąpiły. A to już naprawdę przeraziło Smoczego Króla. Wezwał na pomoc braci z pozostałych mórz i gotowali się na walkę na śmierć i życie. Wtedy jednak pojawiła się Awalokiteśwara - Widząca Dźwięki (ciekawe, co buddyjska bogini robi w taoistycznej legendzie?...) i zaprowadziła między nimi pokój, przekonując przy okazji Ao Guanga, by wypuścił Lan Caihe. Ośmiu Nieśmiertelnych pożegnało się z boginią i bezpiecznie dotarli na brzeg. A na drugim brzegu mieli wziąć udział w słynnym Brzoskwiniowym Przyjęciu Królowej Matki Zachodu... Ale to już zupełnie inna historia. 

Po tej legendzie pozostały w języku chińskim dwa powiedzenia: 
  • 八仙過海,各顯神通 [八仙过海,各显神通] bāxiānguòhǎi, gèxiǎnshéntōng - Ośmiu Nieśmiertelnych przeprawia się przez morze, każdy pokazując inną magię. Czyli każda osoba w grupie korzysta z takich talentów i umiejętności, jakie ma, by osiągnąć ten sam cel. Jak u Kapitana Planety albo awendżersów. Można na przykład wykorzystać wtedy, kiedy inni się czepiają, gdy robisz coś po swojemu. 
  • 蝦兵蟹將 [虾兵蟹将] xiābīngxièjiàng - krewetkowi żołnierze krabowi generałowie - bezużyteczna armia

2025-03-21

Pagoda Literatury w Heijingu 黑井文笔塔

Istnieje w Chinach i Wietnamie specjalny typ budowli, rodzaj pagody niezwiązanej z buddyzmem. Zwać się może Pagodą Pism 文笔塔, Pagodą Czubka Literatury 文峰塔, Pagodą Światła Literatury 文光塔 albo po prostu Pagodą Wenchanga (czyli któregoś z Bóstw Literatury) 文昌塔. Zasady ich budowy były związane z fengshui. Mogły być bardziej lub mniej lokalne, to znaczy poprawiać fengshui stolic, prowincji, województw, powiatów czy wiosek. Jak poprawiać? Otóż jeśli ktoś z danego miejsca ścinał się na egzaminach mimo - wydawałoby się - dobrego przygotowania, należało na jakimś pagórku  wybudować pagodę tak, by jej szczyt stał się najwyższym punktem w okolicy. Jeśli nie było w okolicy pagórków, mogła też stać na płaskim, ale musiała być odpowiednio wysoka. Dzięki temu fengshui zmieniało się tak, że lokalsi zaczynali dobrze zdawać cesarskie egzaminy. 
Wąskie i wysokie na podobieństwo pędzla do kaligrafii, były te pagody zazwyczaj budowane z kamienia. Mogły mieć od trzech aż do kilkunastu metrów wysokości. Przy bardzo sprzyjających warunkach w ogóle nie trzeba było budować pagody: wystarczył szczyt w odpowiednim kształcie, nazwany Szczytem Pism 文笔峰, by zapewnić szczęście w egzaminach. Na te największe można się wspiąć - ponieważ powstawały na najwyższych pagórkach, widok bywa ładny. Te mniejsze nie są puste w środku, nie mają schodów i nie nadają się do zwiedzania; czasem przed pagodą znajduje się posążek któregoś z pięciu Wenchangów wraz z kadzielnicą na trociczki. W miejscach, w których utrzymała się wiara w Wenchanga, nadal pielgrzymują do nich uczniowie i studenci, próbujący sobie wymodlić powodzenie w egzaminach, tak jak w innych miejscach chadzają do regularnych świątyń ku czci Wenchanga 文昌阁 bądź Kuixinga 魁星楼. 
Jako, że Północ czci Konfucjusza, a Południe Wenchanga, Pagody Literatury są najbardziej popularne na południu. Z dzisiejszej perspektywy pokazują nie tylko aspiracje miejscowej ludności - chcemy zdać egzaminy cesarskie, budujemy pagodę! - ale również jej... bogactwo. Cóż, tylko zamożne wioski albo wioski będące małą ojczyzną choć jednej rodziny, której się naprawdę powiodło, mogły sobie pozwolić na zbudowanie takiej pagody. Dlatego częściej spotyka się Pagody Literatury należące do województwa czy całego powiatu niż do jednej wioski - ich stawianie bywało dofinansowywane przez lokalne władze.
Jako, że Heijing był wyjątkowo zamożnym miasteczkiem, też sobie machnęli taką pagodę. Spacer do niej i z powrotem zajął nam około trzech godzin w ostatni dzień wycieczki. Właściwie to nie spacer, a normalna, regularna wspinaczka.
Uwielbiam Heijing m.in. za to, jak dobrze są tu oznaczone szlaki turystyczne.
Pierwszy kawałek drogi był jednocześnie fragmentem dawnego Szlaku Końsko-Herbacianego
widoki zapierały dech w piersiach
O, już widać z daleka naszą pagodę!
Nasza pagoda powstała za panowania cesarza Qianlonga czyli w połowie XVIII wieku. Co ciekawe, całkiem wbrew tradycji nie znajduje się na szczycie góry, a mniej więcej w jej połowie, na wysokości 1904 m.n.p.m. Trzynastu jinshi jednak nie przeszkodziło to w awansie społecznym, czyli fengshui nie zostało naruszone. 
Była to pierwsza Pagoda Literatury odwiedzona przeze mnie z Tajfuniątkiem. Postanowiłyśmy odnaleźć inne yunnańskie miejsca kultu Wenchanga, wychodząc z założenia, że Panu Bogu świeczkę i Wenchangowi ogarek - wszystko, co się da zrobić, żeby Tajfuniątku dobrze szły egzaminy. Jak na razie działa - testy na koniec pierwszego półrocza poszły może nie wybitnie, ale zadowalająco ;)

2025-03-19

Bóg Literatury


Dzisiejszy wpis powstał w ramach współpracy z 
japonia-info.pl czyli pod egidą Unii Azjatyckiej.

Czytając Alchemię słowa Parandowskiego, trafiłam na taki fragment:
Chińskiego boga literatury przedstawiają w postaci wąsatego mentora z podniesionym do góry wskazującym palcem, jakby przestrzegał i karcił.
Hmmmm. Wąsata/brodata jest większość, ale wskazującego palca, gotowego do przestrzegania i karcenia jakoś nie kojarzyłam, więc z ciekawości zaczęłam szukać, o którego to boga chodzi, bo Chiny z ich fantastyczną i szalenie długą literacką tradycją dorobiły się więcej niż jednego boga literatury.
Może Wenquxing 文曲星, dosłownie Gwiazda Literatury? On dba o tych, którzy weszli na ścieżkę pisarskiej kariery, a także o tych, którzy przygotowują się do egzaminów. Ba, jeśli ktoś umiał w literaturę, a przy tym zajmował wysoką pozycję na cesarskim dworze, uchodził za wcielenie Wenquxinga. Jego pomoc i opieka są wartościowe przede wszystkim dla pisarzy z powołania - pozwala im pisać tworzyć lepszą literaturę. Obecnie jednak najczęściej jest czczony przez uczniów, którzy chcą osiągnąć sukces: dostać się do lepszej szkoły czy zająć wyższą pozycję społeczną. Patrzę na jego wizerunki. Trzymający zwój, głaszczący się po brodzie, trzymający pędzel. Czasem z zarostem, czasem gładziutki jak niemowlę. Wskazującego palca brak. Raczej nie on, ale nie traćmy ducha, bo mamy jeszcze inne bóstwa. 
Jest też przecież Wenchang 文昌. Jest o nim trochę w polskiej wiki, więc nie będę wszystkiego przytaczać - poczytajcie sami. Bóg literatury i piśmiennictwa, specjalizujący się w osiąganiu sławy i bogactwa. Czasem stoi, czasem siedzi na chmurze, ale jego atrybutem jest berło, a nie wskazujący palec. To nie on. 
Nie bójmy się jednak, mamy więcej bóstw... które też są Wenchangami. Tu bowiem musimy spuścić zasłonę miłosierdzia na polską wersję wikipedii i zerknąć do chińskiej, z której dowiemy się, że Wenchangów 文昌 czyli taoistycznych bóstw literatury jest łącznie pięciu (五文昌 lub 五文昌夫子 albo 五文昌帝君). Są to bóstwa związane ogólnie z nauką. Każdy z nich zajmuje się szeroko pojętym 文 (stąd Wenchang 文昌), czyli wszystkim tym, co uczony/wykształcony człowiek wiedzieć powinien. Nie jest to tylko literatura, ale też kultura i język. Tym pięciu bóstwom oddawali cześć nie tylko uczniowie, ale i uczeni. 
Pierwszym z nich jest nasz "podstawowy" Wenchang - 文昌帝君 czyli Monarcha Wenchang. Zgodnie z jedną z legend, był to oficer Zhang Yu, który za czasów dynastii Jin oddał życie za ojczyznę. Pochodził z regionu Zitong w dzisiejszym Syczuanie i początkowo był lokalnym bóstwem ochronnym, dopiero później stwierdzono, że do literatury i egzaminów też się nada. 
Drugim jest Kuixing. To do niego modlą się przed egzaminami. Jedną nogą depcze rybią głowę, a w dłoni ma pędzel, chyba najbardziej "ruchliwy" z Wenchangów, jednak i on nie podnosi wskazującego palca, więc to nie on. 
Trzecim jest Bóg-W-Cynobrowej-Szacie 朱衣神君, ponoć na pierwszy rzut oka wie, jakie są mocne i słabe strony każdego dzieła literackiego. Czasem się go utożsamia z neokonfucjanistą Zhu Xi, tylko ze względu na cynobrowe nazwisko tegoż. Słynny kaligraf Ouyang Xiu ujrzał ponoć kiedyś naszego Boga-W-Cynobrowej-Szacie i jedyne o czym marzył, to o tym, by skinął on z aprobatą głową nad jego pracami. Nigdy go nie spotkałam w żadnej świątyni, więc szybko poszukałam posągów; niestety, żaden nie unosił palca, za to niektóre uosobienia zamiast czerwonych szat miały czerwoną twarz. Ciekawe.
Czwartym okazał się być, ku mojemu ogromnemu zdumieniu, znany Wam już dobrze Guan Yu. W tym wcieleniu zowie się Bogiem-Wyważenia-Literatury 文衡圣帝 i opiekuje się inkarnacjami czy też wcieleniami Boga-W-Cynobrowej-Szacie. 
Piątym i ostatnim też jest znane nam już skąd inąd bóstwo Lü Dongbin, jeden z Ośmiu Nieśmiertelnych. Na co dzień patron wojowników i fryzjerów, w tym wcieleniu zowie się Bogiem-Wiary-W-Błogosławieństwo 孚佑帝君 lub Bogiem-Czystego-Słońca 纯阳帝君. Wieść gminna niesie, że opiekował się podchodzącymi do egzaminów cesarskich; kiedyś nawet ukazał się we śnie jednemu, który byłby zaspał na egzamin, ale dzięki naszemu Nieśmiertelnemu zdążył. Ponoć dawnymi czasy uczniowie spali pod jego posągami w nadziei, że ukaże im się we śnie, co by świadczyło o jego opiece w czasie egzaminów. U niego też nie znajdziemy palca wskazującego, za to często na jego podobiznach widać ułożenie dłoni w V tak jak to robią chińskie nastolatki pozując do zdjęć. 
Oprócz tego mamy dwa bóstwa pomocnicze. 
Po pierwsze Cangjie, czyli legendarny twórca chińskich znaków. Do niego zwracają się gryzipiórki, a także dzieci, które nie opanowały jeszcze znaków i uczniowie, którzy chcą się podciągnąć z kaligrafii. Jednak tego łatwo poznać po dwóch parach oczu, więc nie o niego chodzi. 
No i w końcu Fucek. Konfucjusz znaczy. On też, jako wielki myśliciel i nauczyciel, jest w taoiźmie czczony jako opiekun ludzi nauki. Zresztą podpowiada nam i podstawowa nazwa Świątyni Konfucjusza - Świątynia Literatury 文庙. Najczęściej jest przedstawiany ze złożonymi dłońmi, czasem ukrytymi w rękawach. Jednak w końcu udało mi się znaleźć jego podobiznę z wystającym palcem wskazującym. Krzaczaste brwi, wąsiska, broda, wyraźna diastema (ciekawe, czy seplenił?)... ale ogólnie rzecz biorąc taki Konfucjusz szczególnie groźny się nie wydaje. Może i przestrzega, ale karceniem zajmą się ci, którzy zmuszą całe społeczeństwo do reguł, które ten bałwan filozof polityk wymyślił. 

Po przejrzeniu ośmiu bóstw literatury znaleźliśmy więc tego z opisu Parandowskiego. Muszę jednak powiedzieć, że jako typowa miłośniczka kultury chińskiego Południa, zdecydowanie wolałabym, żeby moim wykształceniem opiekował się inny bóg. W Chinach istnieje bowiem powiedzenie "Północ Konfucjusza, Południe Wenchanga" (北孔子、南文昌), które najlepiej obrazuje w jakich regionach jaki kult najszerzej się rozprzestrzenił. A który z Wenchangów tak konkretnie i w jaki sposób ma się nami opiekować? O tym już następnym razem.

Tutaj poczytacie o japońskim bóstwie literatury.