2014-09-09

Chengduńscy Mandżurowie 成都的满族

Nigdy nie przestanie mnie zadziwiać, jak to Chińczycy są okropnie dumni z własnych podbojów, które nie były własne i z własnych dynastii, które jednoczyły kraj, a które nie były chińskie. Ot, taki Yunnan: został włączony do Chin przez Mongołów, którzy owe Chiny i parę innych miejsc podbili. W dodatku pierwszym gubernatorem podległego Chinom Yunnanu był muzułmanin. Ale o tym innym razem...
Taką samą dumą otaczają teraz Chińczycy Mandżurów, czyli kolejnych barbarzyńców z północy, którym udało się podbić Chiny. To pewnie dlatego współcześni Chińczycy taką atencją obdarzają Osiem Chorągwi - że tak wspaniale zorganizowane i w ogóle. To trochę tak, jakby Polacy chwalili się, bo ja wiem, wspaniałością wojska pruskiego...
Wracając do Mandżurów: podbili Chiny, a potem po pierwsze musieli tego ogromnego państwa pilnować - ludność lokalna nie poddała się im bez walki. Porozsyłano więc dawnych żołnierzy po chińskich miastach, by zwalczali rebelie i protesty w zarodku, a także dano im ziemię. Nie no, sami sobie rączek nie brudzili - byli w końcu elytą - ale odnajmowali ziemię chłopom i się bogacili, czas spędzając na hazardzie, łażeniu po burdelach i hodowli ptaków. A, no tak, przepraszam, jeszcze na tłumieniu rebelii.
Nie inaczej wyglądało życie Mandżurów, którzy w latach 1718-1721 osiedlili się w Chengdu. Poprosił o ich towarzystwo i pomoc w zdobyciu Qinghai ówczesny gubernator Syczuanu - Nian Gengyao. Zresztą nie tylko o Qinghai chodziło; Mandżurowie, w liczbie około 2000*, walczyli też z Dżungarami, Tybetańczykami i innymi tubylcami okołosyczuańskich terenów. W nagrodę otrzymali kawał ziemi w zachodniej części... chciałam napisać w zachodniej części Chengdu, ale wówczas to w zasadzie jeszcze nie była część miasta - raczej przedmieścia. Początkowo były to koszary; wkrótce powstało "Mandżatown": najpierw wybudowano mandżurskie domy, później do żołnierzy dołączyły ich rodziny. Koło domów wyrosły jak grzyby po deszczu knajpki. Chwilę później było to już prawie miasteczko - z nieregularnymi ulicami, budowanymi bez planu, według widzimisię mieszkańców: jedna szeroka, jedna wąska, jedna prosta, jedna krzywa. Tak właśnie powstały tzw. Uliczki Szerokowąskie 寬窄巷子 (przez Piekielną Fantazję i przeze mnie pieszczotliwie zwane chengduńską Pokątną), pierwszy stricte konsumencki dystrykt Chengdu. Po jakimś czasie Mandżurowie wrośli w krajobraz; poczuli się bardziej chengduńczykami niż ludnością napływową. Nic dziwnego, przecież mieszkali tam prawie dwieście lat, zanim z upadkiem cesarstwa zlikwidowano chorągwie. W dodatku, choć ich rolą teoretycznie było wspieranie militarne władz danego dystryktu, to po rozbiciu w pył iluś tam grup rebeliantów, po prostu nie mieli co ze sobą zrobić. Oczywiście poza hazardem, chlaniem i chodzeniem na dziwki...
Będąc w Chengdu, wybrałam się chętnie na Pokątną. Potem się wybrałam znowu. A gdy pojadę raz jeszcze do Chengdu - powtórzę ten wypad. Właściwie mogłabym tam zamieszkać. Niezliczone knajpki z lokalnym i nielokalnym żarciem przetykane barami, herbaciarniami, kawiarniami. Znalazło się miejsce i na sklep z pandami, i na księgarnię z bogatym wyborem książek o Syczuanie. Można połazić wśród ładnie, choć mocno nowocześnie zrekonstruowanych domów, przysiąść z dala od zgiełku, ciesząc się czarką herbaty, obejrzeć przedstawienie, poczytać książkę... Przede wszystkim można zaś nacieszyć się śladami historii: dziś w Chengdu nadal mieszka około 2000 Mandżurów; ci najstarsi znają jeszcze język i chętnie dają młodym Mandżurom darmowe lekcje języka i historii. Istnieją fora internetowe, przez które potomkowie dawnych elit szukają swych korzeni, starych mandżurskich nazwisk, ksiąg rodzinnych. Choć po Ośmiu Chorągwiach mało kto już pamięta, w Chengdu nadal można spotkać potomków dawnych mandżurskich żołnierzy, starających się odnaleźć i zachować szczątki dawnej kultury.
Gdy pierwszy raz dreptałam tymi uliczkami, o historii Ośmiu Chorągwi i o obecności Mandżurów w Chengdu miałam pojęcie dość kiepskie; dziś chodziłabym tamtędy, przed oczyma mając coś zupełnie innego niż beton, Starbucksa i tłumy turystów. Ale nawet wtedy Pokątna mnie urzekła - chińskim pokojem zatopionym w ścianie budynku, uchem od grabi, resztką siheyuanu, tymi wszystkimi drobiazgami, które wpłynęły na wyjątkowość miejsca. Za czasów mandżurskich do tego "małomiasteczka" 少城 w zasadzie nie wolno było wchodzić etnicznym Chińczykom - nawet najwyżsi rangą dostojnicy musieli się trzymać z daleka. Zasada zresztą działała w obie strony: żołnierzom również nie wolno było opuszczać mandżatown bez oficjalnego pozwolenia. Żadnego handelku, żadnej pracy zarobkowej - dostawali przecież cesarski żołd, odpowiednią ilość jedzenia itd. Uliczki nie były zakorkowane, bo przecież przemieszczała się po nich "szlachta" w lektykach bądź wierzchem, a nie pospólstwo. Z pospólstwa tylko drobni uliczni sprzedawcy, zaopatrujący dzielnicę we wszystkie niezbędne produkty, byli tolerowani. Na pamiątkę jeżdżących wierzchem Mandżurów, zostawiono w murach uchwyty do przywiązywania koni.
Zdziwić może mieszanka europeizmów z chińszczyzną. Cóż, taki chengduński styl - tutejsze hutongi zmieniły się w chengduńskie; tutejsza "architektura europejska" też wchłonęła chengduńskie budowlane nawyczki. Mamy więc pseudoeuropejskie portale, bo któryś z dawnych mieszkańców Pokątnej był w Europie i chciał to pokazać całemu światu, a obok mamy drzwi zaopiekowane przez bogów.
Straszna szkoda, że gdy z upadkiem cesarstwa rozpirzono Osiem Chorągwi na cztery wiatry, przy okazji zburzono prawie całe mandżatown. Ostało się ledwie kilka ulic - Szeroka, Wąska, Studzienna... Niechęć do cesarstwa przekładała się wprost na niechęć do Mandżurów. Początkowo przydatni żołnierze mnożyli się niepowstrzymanie; dla synów mandżurskich oficerów w zasadzie jedyną ścieżką kariery było pójście w ślady ojca. Z paru tysięcy obrońców regionu zrobiło się przez tych dwieście lat dwadzieścia tysięcy próżniaków, którzy żyli o żołdzie i próżniaczyli. Nie dość, że trzeba ich było utrzymywać, to jeszcze się szarogęsili. W tym świetle nie dziwią hasła, którymi się karmiła nienawiść do nich: wygnać Mandżurów! (驱除鞑虏; 排满). Na tle tego, co robiono z Mandżurami w innych regionach, Chengdu do pozbycia się ich i tak podeszło dość pokojowo. Odebrano im wprawdzie przywileje i musieli się wziąć do roboty; dostali na pocieszenie trzymiesięczne zapasy pożywienia, zorganizowano także "pomoc społeczną" dla byłych chorągwian. Mandżatown zostało otwarte dla Chińczyków, a Mandżurowie z konieczności musieli się w nich wmieszać. Bali się - po prostu się bali. Wielka była nienawiść Chińczyków do najeźdźców, którzy w dodatku się bawili na ich koszt; jedli ich ryż, pili ich alkohol sami nic nie robiąc. W tamtych czasach wielu Mandżurów zmieniło nazwiska na chińskie i ukrywało tożsamość. Niby Sun Yat-sen mówił o równości pięciu wielkich chińskich grup etnicznych, ale w praktyce wyglądało to różnie. Mandżurskiej szlachcie nie w smak było, że sprowadzono ich do roli zwykłych obywateli, w dodatku nie mających żadnych pożytecznych umiejętności. Mandżurskich chłopów wpieniało, że patrzy się na nich przez pryzmat żołnierzy - czyli jak na próżniaków. A przecież szybko się próżniacy nauczyli, by nie mówić, że są Mandżurami i zaczęli zarabiać na ryż ich powszedni. Z potomków żołnierzy zmienili się w rowerowych taksówkarzy, mięśniaków od przeprowadzek, sprzedawali herbatę, owoce czy papierosy. Wreszcie, po dwustu latach trwania w zawieszeniu, stali się chengduńczykami.
Na jednym z chengduńskich blogów (swoją drogą, warto tam zajrzeć dla zdjęć) znalazłam wspaniałe zdanie, mówiące o staronowych, współczesnodawnych Starowąskich uliczkach: Jest to nowa wizytówka starego Chengdu i jednocześnie stary salon nowego Chengdu. Tak, to właśnie o to chodzi: historia i nowoczesność na jednym talerzyku deserowym.


*łącznie żołnierzy chorągwianych było 3000, ale ponoć trzecia chorągiew była złożona z Mongołów. Trzeba jednak pamiętać, że później ich liczba znacznie wzrosła, niektóre źródła mówią o 20 tysiącach (!) Mandżurów w Chengdu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.