ZB dostał paczkę. Nie zdziwiło mnie to specjalnie - często dostaje paczki, zazwyczaj wyładowane czekoladą, zazwyczaj od mojej Mamy. Ta paczka jednak była inna. Adres był wypisany ręcznie i cokolwiek błędnie - dobrze, że w ogóle doszła. W środku były dwa opakowania czerwonego imbiru, prosto z Hunanu.
Jest to młody imbir, zamarynowany z dodatkiem czerwonego cukru; słodki i ostry jednocześnie. Odrywa się z niego pasemka i zajada zamiast słonecznika. Idealnie rozgrzewająca przekąska na zimę!
Tyle, że nadal nie wiedzieliśmy, kto nam to przysłał.
Zagadka rozwiązała się pół godziny później, kiedy to do drzwi zapukała świekra i od progu pyta czy odebraliśmy już paczkę. Dobrze, że żeśmy odebrali, bo to dla niej :)
Zastrzygłam uszami i czekam na opowieść.
Pewnego poranka poszłam do pobliskiej knajpki na misieny. Naprzeciw mnie usiadło młode dziewczę i, jedząc, odebrało telefon. Może bym nie zwróciła uwagi, ale usłyszałam, że mówi w hunańskim dialekcie. Wiesz przecież, że pracowałam w Hunanie ładnych parę lat, zanim udało mi się dostać przydział w Kunmingu. Gdy ktoś z drugiej strony zapytał, co ona robi, odparła, że właśnie "qia mian", "qia" a nie "chi", a poza tym nazwała misieny makaronem, od razu widać, że przyjezdna. Gdy skończyła rozmawiać przez telefon, zapytałam ją, czy aby nie jest z Hunanu. Była szalenie zaskoczona, że ktoś w Kunmingu rozpoznał jej dialekt. I tak od słowa do słowa ja jej opowiedziałam, jak to mieszkałam w Hunanie, ona mi o tym, że w związku z pracą jest w rozjazdach między Hunanem a Kunmingiem... Bardzo miło nam się rozmawiało. Gdy miała już iść, zapytała: "Ciociu, a może jest coś z Hunanu, za czym tęsknisz w Kunmingu?". Za nic nie chciałabym jej robić kłopotu, ale ona powiedziała, że tak jej się miło zrobiło, gdy mogła chwilę porozmawiać o rodzinnych stronach, że chciałaby się jakoś odwdzięczyć. No i faktycznie, jest jedna rzecz, za którą tęsknię, więc ją zapytałam, czy w jej stronach nadal produkuje się hong jiang, czerwony imbir. "Heng jiang! Oczywiście, że jest wszędzie do dostania. Woli Ciocia w kawałkach czy w paseczkach?". Ubawiłam się setnie, powiedziała "heng" zamiast "hong", a kawałki zamiast yi tuo yi tuo (一坨一坨) wymawiała yi duo yi duo... Taka była serdeczna, że w końcu podałam Jej Wasz adres, bo my przecież nie mamy skrzynki na listy, a ona powiedziała, że jak wróci do Hunanu, to przyśle. No i właśnie dziś zadzwoniła, że ponoć paczka już dotarła. Chciałam jej oddać za ten imbir pieniądze, ale Mała Wang się strasznie obruszyła, że to przecież drobiazg i że z najwyższą przyjemnością przypomni mi smak Hunanu.
Świekra otworzyła paczuszkę i, w trakcie opowiadania, skubała czerwony imbir. Nie miałam serca Jej powiedzieć, że na Taobao, chińskim odpowiedniku Allegro, można bez problemu dostać czerwony imbir. Po co psuć tę radość? Nikt tak jak świekra nie potrafi się zaprzyjaźniać z zupełnie losowymi ludźmi w zupełnie zwykłych sytuacjach. Czasami mam wrażenie, że jest po prostu dobrą wróżką...
A swoją drogą, imbir pyszny :)
Fajna opowieść:) Bardzo lubię czytać Pani posty
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Elżbieta
Dziękuję :) Przekażę miłe słowa świekrze, jako głównej odpowiedzialnej za powstanie akurat tego wpisu :)
UsuńTwoja Swiekra jest taaaaka sympatyczna. Bardzo sie ciesze, ze tak trafilas: nie tylko fajowy ZB to jeszcze fajowa Swiekra. O Swiekrze nawet nie wspomne ;-) No i fajnie dla Swiekry miec taka fajna synowa. Sama jestem juz "swiekra" i dzieci, jak na razie, nie narzekaja. Wszystko dlatego, ze Swiekry takie jak Twoja mnie inspiruja. Dziekuje Wam za to, ze moge Wasze historie tu czytac.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam was wszystkich
Kiara
Tak :) Udała mi się rodzinka :) Mam nadzieję, że w swoim czasie też będę taka :)
UsuńTaki czerwony imbir z paczki sto razy lepszy niż z allegro, no nie?
OdpowiedzUsuńMniam mniam, lubię imbir...
też uwielbiam :)
Usuń