Podczas wycieczki do Dali zajrzeliśmy do jednej z pobliskich wioseczek słynących z "tie-dye". Jak sama nazwa wskazuje, chodzi o to, że tkaniny się wiąże i farbuje, co skutkuje nierównomiernym zafarbowaniem tkaniny. Angielska nazwa nie tylko jest łatwiejsza niż polska, ale w dodatku jest idealnym tłumaczeniem chińskiej nazwy "dżaran" 扎染. Pewnie dlatego tak trudno mi się przekonać do wersji polskiej...
W tej części Yunnanu wioseczek słynących z dżaran jest bardzo dużo; jest to jedna z tradycyjnych bajskich sztuk. Tak, sztuk - bo efektem nie są dość obrzydliwe nierównomierne plamiska na tiszertach, a wspaniałe, precyzyjne obrazy.
Najpierw ręcznie się wiąże materiał w supełki,
czasem nawet podszywając tkaninę cieniusieńkimi igłami. W każdej manufakturze istnieją matryce najpopularniejszych wzorów - często najpierw się zaznacza zmywalnymi farbami wzory, a dopiero później wiąże supełki.
Następnie tkanina jest wielokrotnie farbowana przy użyciu naturalnych barwników. Dzięki temu wielokrotnemu farbowaniu, choć materiał dość chętnie "puszcza farbę", to i tak bardzo długo zachowuje kolor. Już nie mówiąc o tym, że z każdym następnym farbowaniem kolor jest głębszy i piękniejszy... Tą częścią zajmują się inni artyści, którzy m.in. wymyślają ciekawe połączenia kolorystyczne poprzez rozwiązywanie części supełków między jednym a drugim farbowaniem i dzięki maczaniu tkanin w kadziach z rozmaitymi barwnikami.
Później zostaje już tylko rozwiązanie supełków i wysuszenie materiału.
Naszym oczom ukazują się obrazy zwierząt i kwiatów, "malowane" na bawełnie, lnie, welwecie, jedwabiu czy nawet sztruksie - przy czym trzeba pamiętać, że tylko te dwie pierwsze opcje są naprawdę tradycyjne. Tak samo, wybierając różnobarwne materiały, warto pamiętać, że te najbliższe tradycji zawsze będą miały tło w kolorze indygo i wzór całkowicie biały (czy też beżowy w wypadku lnu).
W manufakturach można nabyć wiele wspaniałości: całe komplety ubrań, zasłony, obrusy, szale, szmaciane torebki czy kapelusze, a nawet komplety pościeli.
W dawnej chińszczyźnie technikę tę nazywano zhaxie 扎缬 albo jiaoxie 绞缬 czyli po prostu wiązanie węzełków, a efekt - materiałem ze związanymi kwiatami 扎花布. Ponoć pierwsze wzmianki o tej sztuce pochodzą już z II w.p.n.e.; z całą pewnością ubrania tworzone tą metodą były popularne za czasów państwa Nanzhao. Za czasów dynastii Tang bajski dżaran wędrował z innymi specjalnościami regionu aż do cesarza!
Najpopularniejszymi barwnikami są urzet barwierski, Strobilanthes cusia, bylica i tym podobne rośliny, porastające gęsto Błękitne Góry.
Wzory są zaczerpnięte głównie z otaczającej rzeczywistości: motywy zwierzęce (ryby, motyle), kwiatowe itd., ale zdarzają się też motywy mające źródło w bajskiej mitologii.
Jeśli kiedyś się wybierzecie do Dali, dajcie się namówić na wycieczkę do manufaktury dżaranów. No chyba, że jesteście mało odporni na piękno, a portfel macie pustawy - wówczas pod żadnym pozorem nie dajcie się namówić na taką wycieczkę! Nie znam bowiem nikogo, kto wróciłby z takiej wyprawy z pustymi rękami...
PS. Część zdjęć dzięki uprzejmości Turkusowej Cioci.
Powinnaś dodać, że ceny w manufakturach mają ~30% narzutu dla naganiaczy/przewodników, w przypadku upolowania białego jelenia nawet ponad 50% :)
OdpowiedzUsuńwszystkie ceny w Chinach mają narzut dla naganiaczy i jeleni. Jak się o tym narzucie wie, to się można bronić :)
UsuńDlatego mówię, że powinnaś to dodać ;) Poza tym, moje doświadczenie z grupami turystycznymi dowodzi, że się nie da, (polscy) turyści w takich miejscach wpadają w jakiś dziki szał...
UsuńCóż, skoro i tak wpadają w szał, to to czy powiem, że powinni uważać na ceny czy nie tak naprawdę nie ma znaczenia ;)
UsuńNa szczęście są małe szanse abym trafiła kiedykolwiek do Chin, ale w takiej manufakturze bym chyba cały majątek przepuściła. Już pisałam, że uwielbiam tego bloga, ale chętnie to powtórzę
OdpowiedzUsuńZawsze można rozsądnie mieć przy sobie mało pieniędzy naraz ;) Dziękuję za miłe słowa :)
UsuńTia rozumiem ten dziki szał.... Aż mi się portfel zwinął w kłębek jak zobaczylam na monitorze te cudenka.... Ana żywo pewnie bym miała solidną bitke z wezem w kieszeni..... I jakiś debet albo coś....
Usuń:D
UsuńMatko!!! Ależ te ciocie to mistrzynie!!!!
OdpowiedzUsuńniezłe są, to prawda :)
UsuńJakie piękne wzory!
OdpowiedzUsuńteż mi się podobają :)
UsuńPiękne! Ale rozumiem że czytając o narzucie dla jeleni i naganiaczy - pytanie o orientacyjną cenę takich cudnych tkanin jest bezsensowne?
OdpowiedzUsuńNais
Na taobao (chińskim allegro) obrusy zaczynają się już od parudziesięciu yuanów za sztukę. Jednak jeśli się pojedzie do źródła i wie, że obrus jest faktycznie ręcznie zdobiony, cena rośnie dwu- trzykrotnie. Plus marża dla jeleni i naganiaczy, oczywiście ;) Przy czym muszę powiedzieć, że jeśli się człowiek umie targować, to faktycznie można za parędziesiąt złotych kupić bardzo przyzwoite rzeczy :)
Usuń