Trzy razy w tygodniu chodzimy na badmintona. Ja gram z ZB godzinkę i umieram, a potem wracam do domu. On zaś zostaje i gra do upadłego, czyli 3-4 godziny. Tak, jest wariatem.
W trakcie umierania przytulam się do męża i omawiam z nim Ważne Sprawy: co kupić na obiad, czy mam upiec ciasto itd, nie stroniąc jednocześnie od uśmiechów i słodyczy, które resztę naszego badmintonowego towarzystwa przyprawiają o zniesmaczenie/obrzydzenie/zażenowanie. Te wszystkie trzy uczucia wyrazić można jednym przymiotnikiem: 肉麻, który dosłownie przetłumaczony znaczy "zdrętwiałe mięso". Chodzi o to uczucie, gdy dostajesz dreszczy i reakcja psychiczna przekłada się na reakcję ściśle fizyczną - tak Cię coś brzydzi, że całe ciało zaczyna Cię swędzieć i dostajesz gęsiej skórki. I właśnie tego przymiotnika używają koledzy i koleżanki ZB widząc, jak sobie słodzimy. Ja, nie tracąc rezonu, odgryzam się, że mówią tak z czystej zazdrości (羨慕嫉妒恨 - zazdrość+zawiść+nienawiść), bo też by tak chcieli, ale nikt nie jest dla nich aż tak miły. Przekomarzamy się, a jedna z koleżanek pyta: kiedy Wy w końcu zamierzacie skończyć ten wasz miesiąc miodowy?
Odpowiadam jej i wszystkim innym przy okazji: mam szczerą nadzieję, że nigdy :)
Wpis sponsorowany przez rocznicę ślubu ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.