To wszystko przez tego glupiego sasiada. Ma stary sad, bardzo stary. Sliwki najrozmaitsze, jablka, gruszki, jezyny. Nieogrodzone.
Po dziesieciu sloikach dzemu z mirabelek i siedmiu z renglod, a przed nastepnymi z brzoskwin i po codziennym kompocie/musie wieloowocowym (tylko z tych owocow, co to juz koniecznie trzeba zuzyc, bo sie zepsuja) stwierdzam, ze nadaje sie na pania domu. To nie to, ze umiem przecierac sliwki, ze umiem pasteryzowac i inne takie. Po prawdzie - zadna sztuka. Nie, tajemnica nie w UMIENIU, tylko w LUBIENIU. Ja moge stac trzy godziny nad garem z mirabelkami i przecierac przez sito az zostana same pestki. Po tych trzech godzinach budze sie z letargu i nawet mnie rece nie bola, choc normalni ludzie miewaja po czyms takim odciski. Ja moge stac nad garem i mieszac te cukrzone owocki, coby nie przywarly. Ja moge nakladac lyzka wazowa dzem do sloikow az do znudzenia - i jeszcze sie z tego ciesze. Wlasciwie moglabym zostac zawodowa przetwornica :)
To moge juz wyjsc za maz?...
Możesz już wyjść. Adoptujecie mnie? :D
OdpowiedzUsuńa potrafisz robic cos pozytecznego? Ja przetwarzam, luby gotuje... Sprzataczka by sie w tej komunie przydala ;)
OdpowiedzUsuńMogę sprzątać, byle nikt mi nie kazał prasować :P
OdpowiedzUsuńhmmm... to jeszcze zmusimy Kayke do prasowania i mozemy razem zamieszkac ;)
OdpowiedzUsuńMoje drogi Dziewczynki... Mój image jest wynikiem nie tylko olewania konwencji i braku w sklepach ciuchów w moim rozmiarze ;> Jeśli cokolwiek wygląda tak, jakby miało kiedyś wymagać prasowania, to omijam to szeroki łukiem.
OdpowiedzUsuńPoza tym - chleb mi niezły wychodzi, myślę, że to ważniejsze niż prasowanie ;)