Do najwspanialszej taoistycznej świątyni Sichuanu wybraliśmy się pewnego deszczowego dnia. Nie żebyśmy mieli wybór - wszystkie nasze dni w Chengdu były deszczowe. Nie zważając na to, postanowiliśmy się nacieszyć pięknym parkiem i spacerować bez pośpiechu. A jest po czym - park jest spory, a w nim - sporo zabytków. Za najwspanialszą świątynię uchodzi nie tylko dlatego, że po prostu jest największa w Południowo-Zachodnich Chinach i całkiem nieźle zachowana, a dlatego, że ponoć sam Laozi tutaj nauczał. Tak twierdzi legenda, a biorąc pod uwagę fakt, że pierwsze budynki zostały wybudowane faktycznie za czasów dynastii Zhou - jest to w sumie prawdopodobne. Oczywiście do dziś zachowały się tylko wzmianki w pismach, a budynki pochodzą z czasów qingowskich, konkretnie z drugiej połowy XVII wieku; niestety oryginalne zabudowania zostały zniszczone jak nie za Mingów to za Tangów przez głupich żołdaków. Również te "qingowskie" budynki nie są do końca qingowskie: oczywiście za czasów Rewolucji Kulturalnej wszystkim zabytkom, zwłaszcza religijnym, działa się krzywda. Mnisi zostali wygonieni; byli zmuszani do porzucenia mnisiej kariery i powrotu do świeckiego życia. O ile wiadomo dość dokładnie, jak naprawiano same świątynne budynki, o tyle trudno powiedzieć coś konkretnego o losie tych ludzi - wrócili czy nie? Teraz są tu wprawdzie mnisi, niektórzy nawet dość wiekowi, ale osobie z zewnątrz ciężko rzec, czy to ci sami ludzie...
Przed Pałacem Trojga Czystych znajdują się repliki najważniejszych zabytków naszej świątyni, od których zresztą wzięła nazwę. Jak łatwo się domyślić, są to dwie kozy, jednorożna i dwurożna. Chociaż, moim skromnym zdaniem, nazywa się je kozami trochę na wyrost. Ciało jednorożnej "kozy" kryje w sobie bowiem części ciała 12 chińskich znaków zodiaku. Ma szczurze uszy, ciało krowy, grzbiet królika, łapy tygrysa, róg smoka, ogon węża, koński pysk, kozią bródkę, małpi łeb, kurze oczy, psi brzuch i świński zad. Nietypową tę maskotkę podarował świątyni słynny uczony Zhang Penghe. Druga koza też jest darem, tym razem jednego z dzianych wiernych. Wieść gminna niesie, że pogłaskanie dziwacznej kozy przynosi szczęście - pewnie w obawie przed zgłaskaniem jej na nic wsadzono oryginały do szklanych gablot, a przed wspomnianym Pałacem znalazły się repliki, stworzone na potrzeby masowej turystyki w 2004 roku. Tak, są namiętnie głaskane, choć są replikami :)
Mnie osobiście dużo bardziej od rozmaitych "pałaców", "kaplic" i "świątyń" przypadł do gustu ośmioboczny pawilon. Uwielbiam ośmioboczne pawilony, a już ten jest przepiękny - i chyba najlepiej zachowany.
Podczas wycieczki do Chengdu - punkt obowiązkowy. Idźcie, zwiedźcie, a potem... siądźcie w herbaciarni z czarką herbaty i dobrą książką. Czytajcie zerkając na tłumy, które, jak Wy - nie przyszły tu, by się modlić, a by pooddychać senną atmosferą świątyni. Pograjcie z przyjaciółmi w karty albo w madżonga. Wdychajcie zapach trociczek wymieszany z zapachem deszczu i kwitnących kwiatów. Nie przejmujcie się tym, że nie odróżniacie postaci na taoistycznych obrazach. Idźcie poćwiczyć taichi na wielkim dziedzińcu. Odpocznijcie od tego wielkiego miasta i naładujcie akumulatory przed następną wycieczką :)
PS. Wejście do świątyni kosztuje około 10 yuanów; jest ona otwarta w godzinach 8-18.
Ależ cudnie.....
OdpowiedzUsuńprawda? :)
UsuńTaka refleksja, ale na temat: wczoraj byliśmy w nowej, chińskiej restauracji w Poznaniu. Nazwa odkrywcza 'Made in China'. Karta bardziej niż skromna. A teraz dlaczego tutaj o tym wspominam: w karcie dań były działy 'wołowina', 'wieprzowina', 'owoce morza' i ....'koza'. Przecierałem oczy ze zdumienia. Koźliny nigdy dotąd nie uświadczyłem w chińskich restauracjach.
OdpowiedzUsuńPodobają mi się Kozy z tej świątyni a miłorząb to najwspanialsze drzewo.
o, w moim regionie koźlina bardzo popularna :)
Usuń