Jak się po polsku nazywa facet, który zawodowo zajmuje się kastracją zwierząt? Od razu mówię - nie weterynarz, tylko ktoś kto ma właśnie tak wąską specjalizację, przy czym najczęściej kastruje koguty. Jeśli wiecie, podzielcie się tą wiedzą. Niestety mnie się takiego słowa nie udało odnaleźć - stąd w tytule wpisu "kapłonowy majster".
Dzisiejszy artykuł jest znów tłumaczeniem artykułu z Kunmińskich wspomnień Zhao Zhengwana.
W starym Kunmingu, na zwykłych uliczkach, często można było zobaczyć chodzących w tę i we w tę ludzi, bijących w mały gong. Co parę kroków gong rozbrzmiewał "dang dang". Wszyscy wiedzieli, że to kapłonowy majster przybył w interesach. Ktokolwiek miał na stanie młodego koguta, który ledwo zaczął piać, wołał "gongistę", a następnie za dwa jiao* kastrował koguta i hodował kapłona, jak to kunmińczycy mieli we zwyczaju. Wykastrowane koguty zmieniały się, łatwiej przybierały na wadze. W owych czasach wszystkie kunmińskie rodziny w wigilię Nowego Roku sprawiały kapłona; kto nie zjadł wówczas kapłona to jakby nie obchodził Nowego Roku.Kapłonowy majster kastrował nie tylko koguty, zajmował się też krowami, świniami, kozami itd. Rzemiosło to było wówczas bardzo rzadkie, więc i dobrze płatne, zwłaszcza, jeśli majster był dobrym specjalistą. Kunszt ten nie wymaga dużej siły fizycznej, praca jest lekka. W owych czasach przeciętny kapłonowy majster miał imponujące zarobki i poziom życia znacznie wyższy od przeciętnego.Pamiętam, że na ulicy, przy której mieszkałem, jednym z sąsiadów był właśnie kapłonowy majster z dziada pradziada. W tamtych czasach, gdy żył jeszcze stary majster, był on naprawdę kimś. Zazwyczaj podróżował on w interesach po przedmieściach, seryjnie kastrując i miał wysokie dochody. Był bardzo popularny, nawet okoliczni wieśniacy przychodzili specjalnie do niego. W tamtych czasach, jeśli sąsiad poprosił o wykastrowanie koguta, nie pobierał on nigdy opłat; przy akompaniamencie śmiechów i rozmów raz-dwa kastrował i nawet jąder nie chciał wziąć. Zazwyczaj gdy wybywał w interesach, wracał z całym koszykiem jąder, bo wedle zwyczaju należały one zawsze do majstra. Cała jego rodzina codziennie objadała się więc kurzymi jądrami; ponoć korzystnie wpływają na pracę nerek i lędźwi.Miał on dwa wierzchowce, izabelowatego i siwka; dobrze odżywione, z błyszczącą sierścią, mocnej budowy. Pamiętam dokładnie, jak ubrany w niebieską gua** i białą koszulę, w słomkowym kapeluszu na głowie dosiadał konia, dzwoniącego dzwoneczkiem w rytm truchtu, a nie zapomniał nigdy po drodze unieść dłoni w geście pozdrowienia dla sąsiadów. Po południu, gdy słońce już zachodziło za góry, wracał, cały w kurzu i pyle, z wypchaną sakiewką. Żona odbierała odeń uzdę, a on przed wejściem do domu otrzepywał się cały i tupał, by oczyścić obuwie. Po kolacji wynosił taboret i z czarką herbaty siadywał przed wejściem, cały w skowronkach, czasem zagadywał młode żony sąsiadów, a ich śmiechami rozbrzmiewała cała ulica.Ponieważ kastrował koguty i inne zwierzęta domowe w całej okolicy, dochody miał spore, zwłaszcza, że bardzo niewiele zwierząt zdychało po tej delikatnej operacji. Jeśli zaś coś takiego się zdarzyło, majster zwracał koszta, więc wszyscy mu wybaczali. I choć zazwyczaj ostentacyjnie szastał pieniędzmi, a i niejedna romantyczna afera mu się przydarzyła, nadal wiódł beztroskie i zamożne życie; kupił nawet dom.Fach odziedziczyli po nim synowie z żonami. Tylko jeden z synów zapragnął większego splendoru i został żołnierzem, a po demobilizacji - szoferem. W późniejszych czasach zabroniono kastrowania zwierząt na własną rękę, wszystkie zwierzęta skierowano w tym celu do weterynarzy.Naturalnie, choć synowie z rodzinami odziedziczyli zawód po ojcu, nie byli oni takimi fachurami, a w dodatku nie potrafili tak dobrze żyć z ludźmi. U majstra, nawet jeśli coś się wydarzyło i rozmawiała o tym cała dzielnica, zazwyczaj plotki te dotyczyły jego niezliczonych romansów. Synowie odziedziczyli po ojcu nie tylko fach, ale i skłonność do afer sercowych; średni syn wylądował nawet za to w więzieniu. Całe miasto żartowało, że ten temperament to pewnie od jedzenia dużej ilości kogucich jąder.
/Zhao Zhengwan - Kunmińskie wspomnienia 趙正萬 - 昆明億舊/
Spodobała mi się idea kochliwości wywołanej spożywaniem kogucich jąder, a Wam? :D
*jiao 角 - 10 chińskich groszy
**gua 褂 - tradycyjna chińska męska koszula/marynarka z materiałowymi guzikami
Trzebiciel? :)
OdpowiedzUsuńOsoba zawodowo zajmująca się kastrowaniem zwierząt :)
UsuńTy wiesz, że na "majstrowaniu" kapłonów jako wet. można teraz grubą kasę zbijać ?:)
OdpowiedzUsuńI weterynarze to robią, mało kto potrafi. (ja nie potrafię;)
Tak przypuszczałam, choć sądzę, że w Polsce nawiedzeni obrońcy kogucich jajek na pewno by mocno protestowali przeciw takiemu zwyrodnialstwu ;)
UsuńSekser :D A nie, sekserka to segreguje pisklaki, męskie lub żeńskie. W ogóle w Polsce chyba nie kastruje się kurczaków. Owszem, słyszałam o kapłonach w charakterze dania głównego, ale żeby nadmiarowe kogutki kastrować??? Toć można im łepek upitolić, wsadzić w rosół i problem z głowy...
OdpowiedzUsuńMajia, to z tego co ja słyszałam w środowisku wet., to mięso kapłonów to rarytas, bo lepsze niż zwykły kurczak (nie wiem, nie jadłam...), a mało kto to robi, bo wychodzi drogo. I specjalne hodowle mają dla kapłonów.
OdpowiedzUsuńabsolutna racja. Ja jadam dość często, bo w Chinach o kapłony i o... hmmm... kapłonowe wersje kur dość łatwo. Są drogie, ale absolutnie warte swej ceny :)
UsuńPamietam jeszcze jak moja babcia mówiła iż z kapłanów podaje się prześwietne dania, chyba wiedziała co mówi bo wychowała się na wsi w wielkim gospodarstwie gdzie drobiu nigdy nie brakowało :)
OdpowiedzUsuńFajny wpis. Czlowiek zajmujacy sie zawodowo kastracja zwierzat to po polsku Kastrator. Taka informacje znalazlam w Encyklopedii Jezyka Polskiego.
OdpowiedzUsuńKogucie jadra sa przysmakiem nie tylko w Chinach ale i na przyklad na Wegrzech :-)jest to przysmak traDYCJONALNEJ WEGIERSKIEJ KUCHNI:
Kiara
Z tego, co pamiętam to takiego kogoś nazywano... konowałem. (nie, to nie żart) Choć w Polsce zajmowali się głównie kastracją koni.
OdpowiedzUsuńEtymologicznie konował byłby pewnie najbliżej, ale w polszczyźnie jest obecnie tak negatywnie nacechowany, że nieporęcznie byłoby używać tego słowa w tekście.
Usuń