Nie bylibyśmy nami (łasuchami), gdybyśmy nie odwiedzili w Fengqingu targowiska.
 |
| chrupiąca skóra wieprzowa na sposób z Baoshan |
 |
| ryż dmuchany, kolorowy aż oczy bolą ;) |
 |
| hmmm.... wolę sposób prezentacji udźców w Kunmingu, gdzie wiszą sobie ładnie zamiast leżeć na brudnym worze na ziemi... |
 |
| yunnańskie marynowane gruszki 尿泡梨 |
 |
| słynne śmierdzące tofu z Lushi |
 |
| i oczywiście wszędzie rzepak |
 |
| naleśniki grochowe |
 |
| W Kunmingu już od dawna nie widziałam nikogo noszącego kosz zahaczony o czoło. |
 |
w ramach przednoworocznych zakupów trzeba się było zaopatrzyć w kłujące gałęzie, choć to akurat nie sosna yunnańska. Pewno jakaś yijska rodzina.
|
Niewiele było produktów, które by mnie zaskoczyły, ale i tak się cieszę, że się wybraliśmy, bo oczywiście się obkupiłam w gotowce na drogę. Niestety, nasz pobyt w Fengqingu i w ogóle w rejonie Lincang dobiegał już końca; krótkie wakacje pozwoliły nam ominąć uderzenie zimy w Kunmingu - dzień po naszym wyjeździe z dwudziestu stopni zrobiło się nagle zero,
ale już pięć dni później Kunming znów był ciepły i słoneczny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.