Yimen położony jest niecałe 100 km od Kunmingu, w województwie Yuxi (choć bliżej stąd do Kunmingu niż do Yuxi...), w połowie drogi do Chuxiongu. Położony jest zresztą bardzo urokliwie, między dwoma łańcuchami górskimi, szczelnie pokrytymi polami herbaty, ulami i innymi takimi. Góry stanowią 97% powierzchni tego... miasta. Dwustutysięcznego. W skali Chin jest malusieńkie, ale to jednak miasto, z bankami, sklepami, skwerkami. Na mapie wygląda jak podkowa, otoczone górami z trzech stron, a rzeką z czwartej. Mam straszną ochotę wybrać się tam po prostu w góry, zwłaszcza, że wydobywa się tam dobrą glinę po pierwsze i na pewno jest rękodzieło herbaciane, a po drugie po prostu dla samych gór. Może w czasie wycieczki znalazłabym jakieś artefakty z początku naszej ery? Bo wiecie, najwcześniejsze osady na tym terenie pojawiły się już na początku drugiego wieku. W XIII wieku stacjonowały tu wojska mongolskie. Do dziś większa część ludności to etnicznie nie Chińczycy, a Yi, Hani, Hui i Miao. Pewnie dlatego, że warunki tu nieszczególne, a zdobycze cywilizacji dotarły tu dość późno i bynajmniej nie wszędzie. W większości wiosek, administracyjnie należących do Yimen, domy są nadal gliniane, nieszczelne i bez kanalizacji. Jakkolwiek przyjemnie przyjrzeć się z bliska takiemu folklorowi, tak mieszkać to bym tu nie chciała...
Co innego przyjechać na wycieczkę. Po pierwsze na grzybowy gorący kociołek, po drugie na zakupy, po trzecie do pięknego parku. O kociołku już kiedyś pisałam. O parku dziś tylko słów kilka: Narodowy Park Leśny przy Smoczym Strumieniu 龍泉國家森林公園 to jeden z najładniejszych parków chińskich, w jakim zdarzyło mi się spędzić dzień. Dlaczego? Mogłabym twierdzić, że to dlatego, że tutejsze świątynki pamiętają czasy tangowskie. Mogłabym mówić o tutejszej tradycji modlenia się do smoka każdego drugiego dnia drugiego miesiąca, o tym, jak tego dnia odbywają się przedstawienia lokalnej opery "Kolorowy Lampion" 花燈, mogłabym opowiadać w nieskończoność o tutejszych drzewach-emerytach, którym pozwala się godnie dokonać żywota - piękne brzostownice i liczące sobie 400 lat buki to tylko kropla w tym morzu drzew. Prawda jest jednak taka, że najbardziej go pokochałam za zapach lasu, idealnie podobny do zapachu beskidzkich lasów i za kompletnie nieuczęszczane ścieżki. Park jest malutki - w końcu to park, a nie las - ale można się w nim nacieszyć naturą.
Na yimeńskie zakupy też Was wezmę innym razem. Dzisiaj - kilka fotek, żebyście mogli sobie wyobrazić mój kochany Yimen.
Jeśli będziecie kiedyś w okolicy - zajrzyjcie koniecznie :)
Pięknie:)
OdpowiedzUsuń