1) Poniedziałek. Śpiewak opery pekińskiej, który ostatni miesiąc do mnie wydzwaniał, zaprasza mnie na obiad. Idziemy we trójkę - razem z jego kolegą (przyzwoitka?). Facet ma poczucie humoru, m.in. na własny temat, więc w sumie fajnie nam się gada. Zanim się spotkaliśmy, pytał na przykład, jakiego typu mężczyźni mi się podobają. Odpowiedziałam, że podobają mi się podobni do Andy'ego Lau, więc gdy mnie tylko zobaczył, zapytał, czy jest moim zdaniem podobny do tej megagwiazdy, a gdy odparłam, że ekhm... dzisiaj jest bardzo ładna pogoda, zaczął się szaleńczo śmiać. I w sumie randka byłaby udana, gdyby nie to, że żarcie było paskudne. Jeśli zaś chodzi o efekt swatania, to facet popełnił trzy dyskwalifikujące go błędy. Charknął przez okno. Zapytał, czy Polska jest w Europie. Ochrzanił kelnerkę bardzo brzydkimi słowy za to, że żarcie było niedobre. Wszystkie Europejki pewnie właśnie kiwają głowami ze zrozumieniem, ale na przykład moja swatka w ogóle nie zrozumiała, dlaczego te trzy rzeczy, w Chinach normalne, mnie tak zniechęciły...
2) Wtorek, południe. Saksofonista. JAZZOWY!!!! Prowadzi prywatną szkołę saksofonu i gra z zespołem w knajpie w Kundu, rozrywkowej części Kunmingu. Bogaty z domu, rodzice to para inżynierów. Gra w badmintona. W średnim wieku, rozwodnik. W zasadzie atrakcyjny - ma pasje, lubi dobrą muzykę, nie narzeka na brak pieniędzy. Więc dlaczego nadal jest sam? Cóż. Żadna normalna Chinka nie wyjdzie za faceta, który zrezygnował z ciepłej posadki i etatu w szkole dla prowadzenia prywatnie korków i dmuchania bezetatowego w jakimś barze. No przecież ten facet nie jest w stanie jej zapewnić stabilizacji i w ogóle. Zwłaszcza i w ogóle... Spotkaliśmy się w większym gronie (moja swatka z mężem, dzieckiem i matką, rodzice delikwenta i my, w zasadzie najmniej zainteresowani ;)). Rodzice mnie polubili, twierdzą, że mam cudowny charakter (hue, hue), ale pod koniec wspólnego obiadu ten facet był jedyną osobą, której niespecjalnie zależało na moim numerze telefonu. Cóż...
3) Wtorek, wieczór. Inżynier, a z zamiłowania i wzrostu - koszykarz. Całe dnie, a czasem i noce, spędza w pracy. To ten z Mody na sukces - znaczy, wszystko o nim wiedziałam od jego Mamy, która sprawdzała nasze znaki zodiaku, grupy krwi i która dzwoniła do mnie kilka razy w tygodniu przez ostatni miesiąc. To były najbardziej tradycyjne swaty. Zostałam zaprowadzona do domu, przedstawiona całej rodzinie. Całej. Z dziadkami, prababcią, ciocią, kuzynkami... Moja swatka towarzyszyła mi w trakcie kolacji, a potem się dyskretnie pozbierała, zostawiając mnie na pastwę ekhm świekry, która się mną zajmowała w zastępstwie syna. Nie, nie to, że mnie olał. Po prostu okazało się, że musi zostać dłużej w pracy, więc przyjechał akurat w czasie, w którym trzeba mnie było zabrać do akademika :D Wtedy dopiero sobie trochę pogadaliśmy. Pytam: nie wkurza Cię, że Ci matka urządza życie? A on: Wkurza. Ale lepiej, że się spotkaliśmy, możemy się zakolegować i wtedy nikt nam nie będzie zrzędził nad głową. Co Ty na to? :D Ciekawe, czy gdyby matka wiedziała, jak syn podchodzi do sprawy, też by kazała kuzynce mówić do mnie per siostro, a na odchodnem wcisnęła do ręki prezent dla moich rodziców...
Dobrze się bawiłam, obżarłam się jak bączek i już wiem, czym pachną swaty w Chinach. Poza tym miałam się z czego naśmiewać z Jednym Krzykiem Ptaka. Spotkałam się z nim po śpiewaku opery pekińskiej, który został zdyskwalifikowany w przedbiegach, więc JKP spytał: no dobrze, ale powiedzmy jak drugi Ci się spodoba, to czy spotkasz się z trzecim? Ja na to, że pewnie! JKP pokiwał głową i pożałował biednych, nieświadomych konkurencji facetów, a potem zaprosił mnie do Starbucksa na kawę (ależ się szarpnął!). I wtedy mu wyjaśniłam, dlaczego się spotkam z tym trzecim: popatrz, dziewczyna zawsze ma fajnie, bo każdy facet na pewno zaprosi ją na jakieś żarcie albo przynajmniej kawę, dlatego nigdy nie należy się za szybko decydować :D
Ostatnich parę dni żyję twoim życiem z roku 2011, dotarłam do tego postu i przy okazji wpisu o kolegach od siatkówki powiem ci, że z niecierpliwością oczekuję pojawienia się taty tego słodziaka z wpisu świątecznego na fb. A poza tym zainspirowałaś mnie żeby poznać Chiny. Kto wie, moze nastepna wyprawa bedzie w twoje rejony.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i wesołych świąt! :)
No właśnie w tym wpisie się pojawił :D A Chiny - czekają ;) Jeśli zaś zjawisz się w moich rejonach, z przyjemnością zaprowadzę Cię do jakiejś fajnej lokalnej jadłodajni :)
Usuń