Z racji przyjazdu Kayki obzeram sie osiem razy bardziej, niz zwykle. To znaczy: huoguo, prawdziwa najcza, no i obiad u najprawdziwszego Kunminczyka.
Maly Wilczek kupil tyle, ze Maly Wnuk alias Skrzydelko musial pomoc nosic. A potem bylo juz tylko gorzej.
Mysmy naprawde probowaly pomoc!!!!!! Wyganiali nas jednakowoz, mowiac ze mamy odpoczac i ze oni sobie poradza. To Kayka patrzyla z zachwytem, a ja cykalam fotki.
Uraczyl nas smazonymi frytkami na ostro z mieta, smazonymi erkuajami na slonoostro z szynka yunnanska, pieczonymi erkuajami z rufu (sfermentowanym tofu, ktore jest najlepsza pasta na swiecie) i wlasna kiszona zielenina, cudna.
Wilczek zachowal sie jak moja Mama i twierdzil, ze sie najadl pierwszym kesem, wiec go karmilam.
Pycha, ze palce lizac.
A Kayka i ja zesmy posprzataly. To znaczy Kayka bardziej, ale to mnie zrobiono zdjecie :D
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńbu! /me chce do domu!
OdpowiedzUsuńwracaj, wracaj, moj nowy znajomy (menedzer hotelu) jest kucharzem z zamilowania :D
OdpowiedzUsuń