To, co zawsze mnie w Yunnanie urzeka od nowa to to, jak mało jest chiński. Mnogość grup etnicznych, a co za tym idzie - zwyczajów, strojów i wierzeń, powoduje, że każdy może się tu poczuć tak samo obcy - i tak samo swój. Dla takiego łakomczucha jak ja nie bez znaczenia jest też obfitość tradycji kulinarnych - za każdą górą jada się trochę inaczej, co innego rośnie, inaczej się przyrządza. Może właśnie dlatego Yunnańczycy są w stanie zaakceptować kuchnie odmienne od maminych? Może właśnie dlatego różne nietypowe składniki szeroko pojętych kuchni świata znajdują zastosowanie w "tradycyjnej kuchni yunnańskiej"? Przykład? Ot, chociażby obfite wykorzystanie meksykańskiej kolendry w daniach południowego Yunnanu, wszechobecne bułki wietnamskie (tak naprawdę to bułki dziabane, ale niech tam) czy yunnańskie sery kozie. Tak, Yunnan jest wspaniały, a ja każdego dnia dowiaduję się czegoś nowego o tutejszej kuchni. Tym razem zachwyciła mnie faluda, zsinizowana tutaj na "paoluda".
Dostępna jest w knajpach dajskich, choć to nie Tajowie wymyślili ten wspaniały napój. Tutejsze internety rozpływają się w zachwytach nad owym nektarem. Że do wielkiej szklanicy wsypuje się pokruszony lód, proszek z papai, dmuchany ryż, "perełki" z tapioki, ugotowany wcześniej na mleku fioletowy ryż kleisty, grzanki, paski wysuszonego kokosa, a potem wszystko zalewa słodkim mlekiem. Brzmi dosyć ohydnie, prawda? Ryż kleisty z grzankami, tapioką i mlekiem? Brrrr... A jednak jest to deser idealny, zwłaszcza jeśli się trafi na knajpę, w której nie chcą Cię zasłodzić na śmierć.
Faluda ma być słodka - pierwotna, indyjska, wersja to był syrop różany z dodatkami, m.in. z... makaronem. Żeby oddać sprawiedliwość, makaron zazwyczaj jest z jakiejś dziwnej rośliny, nie ze zwykłej mąki - na przykład z dziwidła. Oczywiście, smak różany można zastępować innymi - mango, figi, papaja, wszystko się nada. Tak naprawdę chodzi o to, żeby był to składnik bazowy posiłku - ryż, makaron, chleb - wymieszany z owocowokwiatowym aromatem i podany na zimno - z lodem, zimną wodą albo lodami, w formie półpłynnej. Popularny jest od Azji Środkowej aż po Azję Południowo-Wschodnią, przy czym Chińczykom z reguły nie bardzo smakuje. To znaczy: zwykłym Chińczykom z innych rejonów, bo Yunnańczycy ten napój kochają ;) I to w każdej wersji! W Ruili pija się bardziej tradycyjną wersję indobirmańską, w Xishuangbanna - wersję tajską, ze łzawnicą ogrodową i tapioką.
Przed Wami: łatwy przepis na faludę pakistańską, wyżebrany od któregoś z moich herbacianych uczniów.
Składniki:
*pół litra mleka, najlepiej tłustego
*łyżka ryżu gotowanego na mleku
*solidna gałka lodów/garść pokruszonego lodu
*odrobina syropu różanego - albo na przykład soku malinowego
*dowolne ziarenka - sezam, słonecznik, obrane pestki dyni
*szczypta jakiejś mocnej przyprawy - może to być kardamon, może to być cynamon, może to być kilka goździków
*posiekane orzechy - włoskie, laskowe, fistaszki, co kto ma
*ewentualnie trochę cukru albo słodzonego mleka
*jakiś soczysty owoc, najlepiej mango czy papaja, ale banan, ananas czy truskawki też zrobią swoje. Świeże owoce można zastąpić galaretką owocową.
*niesłone ciasteczka, najlepiej maślane, pokruszone; sucharki deserowe też są ok, tak samo jak podpieczona bagietka :)
Wykonanie:
Wymieszać i podać.
Oczywiście, przyprawy będą ładniej pachniały, jeśli je zagotujemy w mleku. Zagotowanie mleka jest też wskazane, jeśli dodajemy cukru albo jeśli smak świeżych, egzotycznych owoców zastępujemy wiórkami kokosowymi i proszkiem z papai. Pamiętajcie jednak, że faluda ma być podawana na zimno, więc gotując najpierw mleko, utrudniacie sobie sprawę.
Bardziej tradycyjny przepis znajdziecie na tym blogu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.