Mój Koreański Braciszek (KB), przez którego zaczęłam się uczyć chińskiego i w którym się niewinnie podkochiwałam dawno, daaaaaaawno temu, wrócił do Chin. Pracuje gdzieś w okolicach dolnego biegu Jangcy, więc dość daleko ode mnie, ale przecież są telefony. Pytam, co u jego żony, Tajwanki, i córki. Córka już w drugiej klasie podstawówki - cholera, ależ ten czas zapiernicza, dziesięć lat temu byłam na ich weselisku, dekada przemknęła jak z bicza trzasnąć - zostały na Tajwanie, bo żona wprawdzie nigdy nie była w Chinach, ale WIE, że NA PEWNO w całych Chinach nie znajdzie dobrej szkoły dla SWOJEGO dziecka i w związku z tym woli, żeby dziecko widywało tatusia tylko przez skajpa i od święta na żywo. Sama widywać tatusia chyba w ogóle nie musi - poświęcenie dla edukacji czy po prostu typowe azjatyckie małżeństwo dla rodziny i potomstwa a nie z miłości? Nie moja broszka, nie wnikam.
KB zaczął się uczyć chińskiego już w liceum; pracował wiele lat na Tajwanie, a od kilku lat ciągle bierze kontrakty w Chinach - pewnie ze względu na to, żeby być stosunkowo blisko żony i córki. Chin nie lubi, uważa, że jedzenie tutaj jest brudne i niezdrowe, dlatego jeździ raz w miesiącu do Szanghaju, robi wielokilogramowe zakupy w koreańskim markecie i sam sobie gotuje. W Chinach lubi tylko tanie masaże, wykonywane przez atrakcyjne panienki, z którymi notorycznie flirtuje i tani alkohol, którym przy każdej okazji upija się do nieprzytomności. Kiedy jedzie do Szanghaju na zakupy, mieszka w pensjonacie prowadzonym przez Koreańczyków, z koreańską telewizją, koreańskimi gośćmi, koreańskim żarciem i koreańskimi gazetami. Będąc w Szanghaju jada... no, domyślacie się, w jakich knajpach? Ma kilku chińskich znajomych, z którymi chodzi do barów dla białasów. Nauczył się tego stylu barowego, gdy mieszkał w Stanach.
Mniejsza o to. Żyje, jak lubi.
Ten otóż człowiek dzwoni do mnie, żeby porozmawiać z polską siostrzyczką, za którą tak bardzo tęskni. Rozmawiamy. W połowie rozmowy stwierdza potępiająco: "oj, ten Twój angielski się znacznie pogorszył!", a ja z niezmąconym spokojem odpowiadam: "bardzo być może. Cóż, jesteś jedynym moim znajomym, który mając chińskojęzyczną żonę i córkę i mieszkając w Chinach/okolicach od prawie piętnastu lat, nadal musi ze mną rozmawiać po angielsku zamiast po chińsku. Rzadko więc mam okazję ćwiczyć..."
Kurtyna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.