2024-07-31

Ni Xialian 倪夏莲

Dziś o najbardziej inspirującej zawodniczce tych igrzysk: Ni Xialian to urodzona w Szanghaju tenisistka stołowa. Początkowo reprezentowała Chiny, wygrywając dla nich w 1983 roku Światowe Mistrzostwa w Tenisie Stołowym. W 1989 roku przeniosła się do Niemiec, a dwa lata później do Luksemburgu, w którym postanowiła już pozostać. Od 2008 roku reprezentuje Luksemburg na każdej olimpiadzie; w tym roku każde jej pojawienie się na sali jest witane gromkimi brawami. Udowadnia, że nigdy na nic nie jest za późno. 
Jeśli traficie gdzieś na jej mecze olimpijskie, nie przegapcie - np. dziś będzie grała z mistrzynią świata Sun Yingsha (też Chinką). Niestety, obawiam się, że to będzie jej ostatni mecz podczas tych igrzysk... Ale jeśli boicie się, że przegapicie, trochę jej świetnych meczy jest w necie:
   
No. To teraz marzy mi się, żeby w wieku 61 lat też być tak sprawną i aktywną.
A tutaj możecie pooglądać, co o swoich sukcesach i życiu zawodowym mówi sama Ni.

PS. Jej mężem i zarazem trenerem jest człowiek Zachodu; kolejne międzykulturowe małżeństwo, które pokazuje, że się da :)
PS.2. Ku mojemu najszczerszemu zdumieniu, Ni nie jest najstarszą uczestniczką obecnych igrzysk. Pewna Australijka tuż przed siedemdziesiątką wzięła udział w ujeżdżaniu koni w Wersalu... 

2024-07-28

Olimpiada

Z wypiekami na twarzy oglądamy olimpijskie mecze badmintonowe. Och, co za rozkosz! Chińczycy rozbijają bank. Patrzę z niedowierzaniem na umiejętności dziewcząt. Kiedy ZB chce mi sprawić przyjemność, zawsze mawia, że powinnam była zacząć grać w badmintona za dzieciaka, tobym teraz też zdobywała medale dla Polski. Ale zaraz dodaje, że cieszy się ogromnie, że jednak nie tak mną los pokierował, bo przecież gdybym była mistrzynią Polski w badmintonie, tobym na pewno nie wyszła zań za mąż i oboje bylibyśmy nieszczęśliwi i samotni do końca życia... 
Widząc chińskie stroje olimpijskie, za każdym razem czuję ukłucie zdziwienia tym, że wybrali polskie barwy (oficjalne stroje są biało-czerwone). Czerwień tak, ale skąd biel? Inna rzecz, że stroje Anta są naprawdę przepiękne
Żeby mnie nic nie rozpraszało w czasie olimpiady, stara kontuzja w kolanie dała o sobie znać w bardzo nieprzyjemny sposób. Grrr. Miejmy nadzieję, że nie będzie żadnych dramatów...

2024-07-25

Mojżesz na równinie

Może dziwnie to zabrzmi, ale - nagle zapragnęłam przyjrzeć się dongbejskim slumsom. Konkretnie tym w Shenyangu czyli dawnym Mukdenie - dawnej mandżurskiej stolicy, potem miejscu japońskiej inwazji, które następnie zmieniło się w chiński Śląsk z Zagłębiem, a po upadku przemysłu ciężkiego... 

Nie, nie będę o tym opowiadać. Zamiast tego zachęcam do sięgnięcia po książkę jednego z młodych dongbejskich autorów, Shuanga Xuetao, w znakomitym tłumaczeniu Magdaleny Stoszek-Deng - nie zapomnijcie się też zapoznać z posłowiem, w którym tłumaczka pozwala nam lepiej zrozumieć, o czym tak naprawdę pisał autor i z jakiej perspektywy.

2024-07-22

Alpinia zwyczajna 艷山薑

Kocham imbir z racji smaku i aromatu, jednak nie spodziewałam się, że pokocham go również z racji urody:
Widoczna na zdjęciu alpinia zwyczajna to bylina z rodziny imbirowatych, sadzona w celach ozdobnych w całej strefie tropikalnej. Jej lejkowate czy też muszlowate kwiaty mogą mieć różne barwy i są szalenie reprezentacyjne. Jednak warto też wiedzieć, że liści można używać zarówno w celach kuchennych (liści używa się jako owijkę do dzongdzów czy do ciastek ryżowych muchi), jak i leczniczych, m.in w postaci herbatki ziołowej. Ponoć wysuszonych owoców również można używać w kuchni i medycznie, jednak u nas się ich nie spotyka. Na Tajwanie z wysuszonych łodyg plecione są liny, koszyki i inne maty.

2024-07-19

THS 泰和盛

Po upadku mojej ukochanej Pieśni Szybującego Feniksa długo nie mogłam znaleźć dla siebie sklepu z ciuchami o chińskim twiście. Parę lat temu wszędzie pojawiły się tanie sklepy THS, które poza kompletnie zwykłym asortymentem trochę w stylu H&M czy innej sieciówki zachodniej, tylko gorszej jakości, zawsze ma ze trzy wieszaki z ubraniami w stylu chińskim, choć raczej nie czystym, a mieszanym. Niech za przykład służy nam dżinsowa kurteczka z tradycyjnymi chińskimi guzikami pánkòu 盤扣 (coś w rodzaju naszego szamerunku):

2024-07-16

żabki wspinające się na kamienie 青蛙爬石板

Jestem już na tyle doświadczoną yunnańską kucharką, że gdy zobaczyłam stragan sprzedający żaby na kamieniach, wiedziałam doskonale, że powinnam się spodziewać nie prawdziwych płazów, a jakiegoś dania opartego na strączkach, przede wszystkim - na bobie. Znamy już przecież żabki skaczące po kamieniach i obejmujące nefrytowe kolumny. Tak! Tę potrawę też już jadłam; poza Kunmingiem łatwiej ją przyuważyć pod znacznie nudniejszą nazwą "placki z bobem" 蚕豆粑粑/青豆粑粑. Czasem można też trafić na nazwę "żabki noszące kamienie na plecach" 青蛙背石板.
Są wyjątkowo proste do przygotowania. Przyznać jednak muszę, że ponieważ w Kunmingu uchodzą za dość typowy sezonowy street food, rzadko zdarza mi się przyrządzić je w domu. 

Składniki
  • mąka z kleistego ryżu (taka, jak do tangyuanów) 
  • świeży bób obrany ze skórki (można krótko obgotować w lekko słonej wodzie) 
  • tłuszcz do smażenia 
Wykonanie
  1. Bób połączyć z mąką i dodawać po trochu wody, aż będzie można uformować twardawy prostokątny czy też trapezowaty wałek. 
  2. Wałek pokroić w dość grube plastry (ok. 1 cm). 
  3. Na patelni o grubym dnie rozgrzać tłuszcz; smażyć placuszki do zezłocenia na wolnym ogniu. 
  4. Podawać na słodko (z cukrem/miodem), słono bądź pikantnie (maczane w płatkach chilli). 
  5. Jeść na ciepło. 
Poniżej filmik pokazujący zakupy podczas yunnańskiego dnia targowego, zakończone przyrządzeniem i degustacją takich placuszków.
 

2024-07-13

小暑 Mały Upał

Szóstego lipca rozpoczął się Mały Upał, jeden z dwudziestu czterech okresów solarnych. Najważniejsze tradycje dotyczą tu oczywiście kwestii kulinarnych: jada się wówczas nowy ryż, pierogi, makarony (podobno to chroni przed złem) i kłącza lotosu (nie dość, że świeżo pojawiły się na rynku, to jeszcze zgodnie z zasadami tradycyjnej medycyny mają właściwości chłodzące); najważniejszy jest jednak nowy ryż, a także inne "nowe" produkty - czyli nowalijki. 
Dawnymi czasy pierwszą miskę nowego ryżu ofiarowywano bóstwom pięciu zbóż (w zależności od regionu mogły być to różne bóstwa, ale o tym jeszcze kiedyś opowiem) oraz przodkom, a potem następowała uczta dla żywych, obfita w "nowe" produkty od zbóż i sezonowych warzyw po wódkę. Co ciekawe, nowych potraw nie jadano pierwszego dnia Małego Upału, a dopiero ósmego (czyli dzisiaj), ponieważ słowa "nowy" 新 xīn i "ósmy" 辛 xīn są homofonami. Istniało również powiedzenie dotyczące Małego i Dużego Upału: W Mały Upał jemy proso, w Duży Upał jemy kukurydzę. Jeśli dodatkowo połączyć to z potrawami charakterystycznymi dla kanikuły, otrzymujemy wskazówki dietetyczne na całe lato. 
W niektórych regionach wierzy się, że Mały Upał to najlepszy czas na jedzenie węgorzy ryżowych, które wówczas stają się tak zdrowe jak żeńszeń (小暑黄鳝赛人参). Na przykład w Kunmingu i okolicach są one przyrządzane na ostro i często dodawane do makaronów śniadaniowych albo jedzone jako osobna potrawa w czasie kolacji.

2024-07-09

Mokradła Baofeng i Haidong 宝丰海东湿地公园

Bezboleśnie połączone parki mokradłowe Baofeng i Haidong są położone (jak zresztą nazwa drugiego sugeruje) na wschodnim brzegu Jeziora Dian. Dawniej były tu wioseczki, jednak odkąd doprowadzono linię metra (Baofeng jest ostatnim przystankiem), nowe osiedla budują się tu na potęgę. Zostawiono jednakże szeroki pas zieleni przy samym brzegu jeziora - i to właśnie nasze "parki bagienne" czy też po prostu mokradła. Jest tu sporo lokalnej wodnej fauny i flory, trochę ścieżek dla spacerowiczów, kilka łączek... i tyle. Parki są nowe - dla szerokiej publiczności otwarto je dopiero przy okazji kunmińskiej COP15 (konferencji dotyczącej różnorodności); z założenia są przede wszystkim próbą zachowania Jeziora Dian wraz z jego fauną i florą, a dopiero po drugie mogą służyć rekreacji. Początkowo można było po parkach jeździć rodzinnymi rowerami (takimi kilkuosobowymi), puszczać tu latawce, robić pikniki itd. Niestety, na taką swobodę Tajfuniątko mogło sobie pozwolić tylko raz - ostatnio pojawiły się już tabliczki zabraniające wszystkich fajnych rzeczy, a strażnicy chodzą i pilnują, żeby nikt nie daj borze nie rozłożył koca czy hamaka... Tym niemniej, jeśli pominąć fakt, że parki te znajdują się godzinę metrem od centrum, da się tu znaleźć miejsca do połażenia, dotlenienia, a nawet pomoczenia nóg!
Ze względu na odległość i brak jakichkolwiek rozrywek pewnie nie chadzałybyśmy tam zbyt często. Jak jednak widać po zdjęciach, bywamy tam regularnie (zdjęcia zrobione na przestrzeni ostatnich trzech miesięcy) - a to dlatego, że babcia najlepszej przyjaciółki Tajfuniątka ma tuż obok mieszkanie i przyjaciółka owa spędza tam wszystkie weekendy. Wyprowadzam więc tam czasem małą na spacer, a sama siadam na brzegu z czytnikiem. Kojący szum wody przypomina mi mazurskie wakacje z zupełnie innych czasów i innego życia, wiatr wywiewa smutki i lęki. Czasem udaje się i tak, że mama przyjaciółki (a moja dobra koleżanka) też ze mną usiądzie i pogapimy się razem w cudowny horyzont, wystawimy twarze do wiatru i słońca i podzielimy się z sobą tym, o czym tak trudno rozmawiać z innymi. 
Czy warto ten park odwiedzić? To zależy. Tam nie ma nic interesującego, nie nadaje się do zwiedzania a i odpoczywać ciężko przy wszystkich obostrzeniach. Ale jest świetnym miejscem dla miejskich szkrabów, dla których moczenie nóg w jeziorze to największa atrakcja świata. No i dla ich matek, które mogą choć na chwilę zwolnić i odetchnąć.

2024-07-01

Zhangha 章哈

Opowiadając o operetce Pawia Królewna wspominałam, że typowa yunnańska operetka została tu połączona z tradycyjną dajską sztuką zhangha.
Co to jest zhangha czy też zanha? W dokładnym tłumaczeniu oznacza to słowo po prostu śpiewaka, jednak z czasem zaczęto tak nazywać całą grupę spektakli bazujących na śpiewie czy też melorecytacji, a nawet połączenia jednego z drugim. Libretto takich spektakli bazowało na dajskich poematach epickich; nośnikiem treści są tu wypowiedzi narratora, czasem wzbogacane o pieśni czy tańce. Spektakle takie popularne są u Tajów co najmniej od XV wieku; wśród yunnańskich Dajów najłatwiej można było je dawniej spotkać w Xishuangbanna oraz Pu'er. Początkowo bazowały na stricte dajskich legendach; gdy w regionie rozwinął się buddyzm, zaczęto w ten sposób przedstawiać również opowieści buddyjskie (może najłatwiej byłoby porównać ówczesne przedstawienia do europejskich średniowiecznych mirakli). W tym czasie sporo już było zawodowych bądź półzawodowych "zhangha" - zarówno solowych śpiewaków, wędrujących czasem w towarzystwie jakiegoś jednego muzyka, jak i całych grup. Jedno napędzało drugie - im więcej było zawodowych muzyków, tym więcej powstawało poematów epickich - ponoć ich liczba przekracza pięćset! 
Nawet obecnie sztuka ta jest żywa: są specjalne szkoły dla śpiewaków zhangha, konkursy, festiwale i konferencje. Istnieją tłumacze, którzy życie poświęcili tłumaczeniu dajskich poematów na chiński. Obecnie dwa najpopularniejsze typy zhangha to tradycyjny: siedzący narrator z wachlarzem opowiada, a wtóruje mu któryś z dajskich instrumentów ludowych, oraz taneczny: narrator z wachlarzem w dłoni opowiada i uzupełnia opowieść odpowiednią choreografią. Można je również podzielić na takie z jednym bądź dwoma narratorami - jeśli narratorów jest dwóch, to spektakl staje się swoistym pojedynkiem między dwoma śpiewakami. Pojedynek taki rozpoczyna zazwyczaj coś w rodzaju ody-prośby do bóstw pieśni o powodzenie, po którym następuje część pokazująca skromność śpiewaka i jego grzeczność czy też szacunek względem oponenta - jestem nic nie znaczącym pyłem, za to on jest wspaniały i tak dalej. 
Melodie zhangha 章哈调 są oparte na pentatonice i to właściwie jedyna rzecz, która je łączy. Wersy mogą się różnić długością, sposobem prowadzenia melodii, a tekst, choć rymowany, najczęściej jest dość swobodny. Ważna jest intonacja, a także bardzo rzadkie wydłużanie sylab - w końcu tekst musi być zrozumiały, a siedem tonów dajskiego języka wcale tego nie ułatwia. Część melodii jest skodyfikowana zgodnie z ich charakterem i nastrojem - wówczas śpiewak może wybrać śpiewanie na jakąś konkretną nutę. Dawniej słuchacze łatwo rozpoznawali te skodyfikowane melodie i od razu wiedzieli, czy ten fragment jest żartobliwy, tragiczny czy magiczny. Choć tekst bywał spisany i oczywiście śpiewak musiał go znać na pamięć, najlepszych artystów poznać było można po dośpiewywaniu dodatkowych porównań, kontrastów czy nawiązań. 
Śpiewakom zhangha towarzyszą dwa rodzaje instrumentów: jeden to instrument strunowy ding, a drugi - dęty jednostroikowy pi (o obu już wspominałam przy okazji filmu o Pawiej Królewnie).
Zachowało się sporo zhangha. Niektóre są długie, epickie - właśnie jak nasza Pawia Królewna, niektóre zaś towarzyszą określonym sytuacjom społecznym, jak "Pieśń zapraszania bóstw", "Pieśń grzeczności", "Pieśń weselna", "Pieśń na nowy dom", "Pieśń mnicha" (pieśń dla dzieci, które wstępują do świątyni buddyjskiej), "Pieśń miłosna feniksa" itd. - to pieśni ściśle związane z tzw. zwykłym życiem lokalnej ludności i jej tradycjami. Z racji postępującego obecnie zaniku owych tradycji stanowią też przy okazji swoistą kronikę kultury. Co ciekawe, swego czasu zhangha była tak rozpowszechniona i popularna, że niektóre pieśni zaczęły przenikać do innych grup etnicznych żyjących w regionie, na przykład do Blangów. Niestety, globalizacja na równi z sinizacją przyczyniły się do zaniku tradycji. Wśród młodych Dajów ze świecą szukać takich, którzy chcą się uczyć traydycyjnych śpiewów. Całe szczęście od początku XXI wieku nie tylko sami śpiewacy, ale i władze czynią wysiłki, by pamięć o tej pięknej tradycji nie umarła. Raduje fakt, że tradycja ta trafiła na listę niematerialnego dziedzictwa regionu, a festiwale z nią związane są obecnie dofinansowywane przez państwo. Oczywiście, teraz już nie wrócą czasy, gdy zhangha była zarówno rozrywką, jak i narzędziem przekazywania kultury i wychowania młodych pokoleń; miejmy jednak nadzieję, że uda się je ocalić od zapomnienia. Obecnie wspiera się wykonawców, którzy nadal wydają się być nieodzownym elementem rozmaitych celebracji - czy to z okazji dajskiego Nowego Roku, czy na święta Zamknięcia Drzwi i Otwarcia Drzwi, czy z okazji budowania nowego domu, oddawania czci wioskowym bóstwom, na ślubach, na pierwszy miesiąc życia noworodka i przy innych tego typu świętach.
   
Dla chińskojęzycznych: tu możecie poczytać więcej o zhangha.
A tutaj pieśń miłosna feniksa wykonana przez chór z towarzyszeniem fletogruszki: