Ostatnio często czytam książki dla dzieci. Oczywiście przede wszystkim takie Tajfuniątkowe, bo lubimy czytać razem, ale czytam też takie... przyszłościowe. To znaczy dla Tajfuniątka na później, kiedy już do nich podorasta. Często szukam książek związanych jakoś z międzykulturowością, Azją i tak dalej, żeby mogła się utożsamiać. Na razie nie wiem jeszcze, jak będzie na siebie patrzeć; póki co po polsku mówi, że jest Polką, a po chińsku że Chinką... Ale to wszystko może nie być takie proste.
No i właśnie o tym ta książka. Wielki Mur Lucy Wu opowiada o Amerykance chińskiego pochodzenia i o jej drodze do zaakceptowania chińskiej części swego dziedzictwa kulturowego. Jest tu o tym, jak trudno nauczyć się języka, nawet jeśli dla rodziców jest on językiem ojczystym, jeśli rodzice się do tego nie przyłożą. Jest o tym, że nie każdy Chińczyk musi lubić świńskie uszka i inne chińskie specjały. Jest o konflikcie wewnętrznym, ale też o tym, co ważniejsze - rozwijanie własnych zainteresowań (w tym wypadku pasją dziewczynki jest koszykówka) czy też nadrobienie braków dotyczących własnej kultury. A może nie własnej? Może to tylko kultura tej rodziny, ale niekoniecznie odczuwana jako własna?
Jest też dużo o tęsknocie i o poczuciu przynależności nie tylko do kultury, ale przede wszystkim - do rodziny.
Czytając, mimowolnie zastanawiałam się, jak to będzie z Tajfuniątkiem. U nas problem może się pojawić w drugą stronę - z językiem polskim, polską kulturą, polskimi smakami, polską rodziną. Pracuję nad tym, żeby serce, język i głowa spajały obie kultury, oba języki, ale... Czy mogę tak naprawdę wiedzieć, co siedzi w głowie mojego dziecka?
Cóż. Przyszłość pokaże. A tymczasem - będziemy czytać i próbować skupić się na tym, co naprawdę ważne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.