2013-06-24

antyk-wariat

W Kunmingu nie ma antykwariatów. Takich z książkami, wiecie. Jeśli jesteśmy przy temacie, nie ma też w zasadzie sklepów z antykami czy szmaciarni (to znaczy jest kilka, ale co to znaczy kilka w skali tego ogromnego miasta?). Z drugiej ręki to można sobie samochód albo ajfona kupić, nie ciuch czy książkę. Bardzo mnie to uwiera, bo zawsze uwielbiałam i szmaciarnie, i antykwariaty. Wyszukiwanie perełek bardzo mnie bawiło, a poza tym nawet jeśli zamiast perełki trafiło się coś ohydnego, nie żal było się pozbyć, bo ceny były niewygórowane.
Dlatego tak się ucieszyłam, że handlarze starzyzną, którzy warują przy wejściu na każde osiedle, zabierają z pustoszejących mieszkań również literaturę. To oni są najtańszą firmą przeprowadzkową, dysponują bagażowymi rowerami, to, co trzeba – przenoszą, a to, co właścicielom niepotrzebne, zostawiają dla siebie, co często stanowi część ich zapłaty. Często jest tak, że mąż zajmuje się przenoszeniem, żona sprzątaniem po przeprowadzce, a ich rodzice – próbami odnowienia czy też naprawienia mebli i sprzętów, które były wyrzucone jako niepotrzebne.
Wyrzucane są i książki, które są za stare i brzydkie, żeby stać na półce w nowym mieszkaniu. Najczęściej stają się one łupem łowców makulatury i są przerabiane na ten typ papieru, który jest również bardzo ważny w naszym życiu. Czasami jednak dziwny obcokrajowiec zatrzymuje się przy bagażowych rowerach i grzebie w książkach, znajdując perełki typu ekonomiczne wydania powieści Jane Austen czy zapomniane dzieła węgierskiego twórcy science fiction Móra Jókaia.
Gdy dziwny obcokrajowiec pyta o cenę, zazwyczaj okazuje się, że płaci jak za makulaturę – złotówkę za kilogram czy coś koło tego. Handlarze starzyzną uśmiechają się do obcokrajowca czule, sądząc, że zrobili dobry interes, a obcokrajowiec patrzy tak samo na nich, ciesząc się, że powiększył domową biblioteczkę niskim kosztem.
Tym razem jednak zobaczyłam coś szczególnego. Długo nie mogłam oczom uwierzyć, ale tak – Andrzejewski, Iwaszkiewicz, nawet Lem!
Tak oto stałam się właścicielką „Zbioru polskich nowel współczesnych”. Było tam nawet kilka nazwisk, które nic mi nie mówiły, bo ich nazwiska całkiem słusznie zapomniane zostały wraz ze zmianą systemu.
Przygarnęłam, odziałam, nakarmiłam, postawiłam na półce. Nowele czekają na lepsze czasy. Gdy już skończę wszystkie książki o Kunmingu, Yunnanie, Chinach, które mam w domu, na pewno się do nich przypnę.
No i ten kogutek na okładce...

3 komentarze:

  1. Anonimowy25/6/13 01:39

    Wzruszyłam się,kocham takie polowania,a już nasi po chińsku wydani w ichniejszym "Czytelniku" i nasze wycinanki,cudo.Pozdrawiam Noneczka.

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam!
    Jestem zaskoczony brakiem takich księgarń w Kunmingu. Z kilku różnych źródeł wiem, że bukinistycznym rajem jest np. Penang w Malezji. Może i w Chinach są takie miejsca?...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Chinach zapewne są, ale u nas, na głębokiej prowincji - niestety nie...

      Usuń

Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.