Dlatego tak się ucieszyłam, że handlarze starzyzną, którzy warują przy wejściu na każde osiedle, zabierają z pustoszejących mieszkań również literaturę. To oni są najtańszą firmą przeprowadzkową, dysponują bagażowymi rowerami, to, co trzeba – przenoszą, a to, co właścicielom niepotrzebne, zostawiają dla siebie, co często stanowi część ich zapłaty. Często jest tak, że mąż zajmuje się przenoszeniem, żona sprzątaniem po przeprowadzce, a ich rodzice – próbami odnowienia czy też naprawienia mebli i sprzętów, które były wyrzucone jako niepotrzebne.
Wyrzucane są i książki, które są za stare i brzydkie, żeby stać na półce w nowym mieszkaniu. Najczęściej stają się one łupem łowców makulatury i są przerabiane na ten typ papieru, który jest również bardzo ważny w naszym życiu. Czasami jednak dziwny obcokrajowiec zatrzymuje się przy bagażowych rowerach i grzebie w książkach, znajdując perełki typu ekonomiczne wydania powieści Jane Austen czy zapomniane dzieła węgierskiego twórcy science fiction Móra Jókaia.
Tym razem jednak zobaczyłam coś szczególnego. Długo nie mogłam oczom uwierzyć, ale tak – Andrzejewski, Iwaszkiewicz, nawet Lem!
Przygarnęłam, odziałam, nakarmiłam, postawiłam na półce. Nowele czekają na lepsze czasy. Gdy już skończę wszystkie książki o Kunmingu, Yunnanie, Chinach, które mam w domu, na pewno się do nich przypnę.
No i ten kogutek na okładce...
Wzruszyłam się,kocham takie polowania,a już nasi po chińsku wydani w ichniejszym "Czytelniku" i nasze wycinanki,cudo.Pozdrawiam Noneczka.
OdpowiedzUsuńWitam!
OdpowiedzUsuńJestem zaskoczony brakiem takich księgarń w Kunmingu. Z kilku różnych źródeł wiem, że bukinistycznym rajem jest np. Penang w Malezji. Może i w Chinach są takie miejsca?...
W Chinach zapewne są, ale u nas, na głębokiej prowincji - niestety nie...
Usuń