Czyli instrument mongolski. Podobny do erhu, zresztą Chińczycy wszystkie dwustrunne skrzypki ludów z północy wsadzili do jednego worka huqin 胡琴 - instrumenty strunowe dzikusów ;) A jednak różnią się te instrumenty bardzo - i szczegółami wykonania, i legendą.
Był sobie pasterz zwany Kuku Namjil. Choć ubogi, nie narzekał - znalazł bowiem miłość swego życia, a to, jak wiadomo, jest ważniejsze od bogactw. Ta postawa tak spodobała się bogom, że otrzymał królewski dar - pegaza. Wygodny środek transportu, trzeba przyznać - i odtąd pasterz nie spóźniał się na randki.
Prezent wzbudził jednakowoż zawiść maluczkich (jak to zwykle zresztą bywa). I pewnego dnia pasterz ujrzał umierającego (nienawidzę słowa "zdychać") pegaza - źli ludzie podcięli mu skrzydła i spadł z nieba. Zrozpaczony, z kości zwierzęcia wykonał gryf, z włosia struny, a pudło rezonansowe obciągnął końską, pardon, pegazią skórą. Odtąd przejmujący dźwięk instrumentu nieść się będzie przez mongolskie stepy...
Zgodnie z tradycją, pudło naprawdę było obciągnięte skórą, niekoniecznie końską zresztą (mógł posłużyć wielbłąd, owca, koza, cokolwiek). Ciekawe są informacje na temat strun - jedna jest męska - wykonana ze 130 włosów z ogona ogiera, a druga żeńska - wykonana ze 105 włosów z ogona klaczy. Dziś już żadna z zasad nie jest przestrzegana - pudła rezonansowe tylko drewniane, i to z wyciętymi na wzór skrzypiec efami! Ale brzmienie nadal różni się zasadniczo od brzmienia skrzypiec. A i tradycyjne melodie mongolskie z muzyka chińską czy europejską nie mają nic wspólnego...
Kupiłam sobie ostatnio płytę wirtuoza morin khuur - He Xige 贺西格. Można sobie posłuchac fajnego mongolskiego new-age'u w jego wykonaniu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.