2008-11-08

nawiazywanie znajomosci, ocieplanie stosunkow polsko-chinskich :D

To fascynujacy temat. Zwlaszcza dla kogos tak niesmialego jak ja zadziwiajace jest, jak latwo jest tu nawiazac znajomosc i wyladowac z setka kompletnie obcych osob w telefonie.
Opowiastka numer jeden: Jest sobie niedziela rano (tak konkretnie tydzien temu). Dzwonek do drzwi. Nikogo sie nie spodziewam, a w dodatku nawet najlepsi przyjaciele nie maja wlasnego klucza do drzwi prowadzacych na klatke schodowa. Otwieram. Dwoch mocno zaskoczonych moim widokiem Chinczykow w srednim wieku warczy: to nie tutaj! Ja, moja jakze plynna chinszczyzna, pytam: co nie tutaj? Oni, jeszcze bardziej zaskoczeni, pytaja, ktory to jest numer drzwi. Ja odpowiadam. Faktycznie, to raczej nie tutaj. Pietro wyzej. Dziekuje, do widzenia, dwoch zszokowanych Chinczykow poszlo pietro wyzej.
Pietnascie mintu pozniej dzwonek. Dwoch juz nie zszokowanych, acz nadal zaintrygowanych Chinczykow mowi, ze sasiadow z gory nie ma i ze gdybym byla tak laskawa pozyczyc im dlugopis i jakis kawalek papieru, to oni by byli szalenie wdzieczni blablabla (a propos, blablabla po chinsku to 吧啦吧啦吧啦 czyli balabalabala :D). Jeden pisze, drugi mowi (zupelnie jak w dowcipach o policjantach :)), do mnie oczywiscie - maly wywiadzik wiedy przyjechalam, co tu robie, aha, studiuje, to pewnie na Yunda, cmokniecie dezaprobaty (po chinsku cmoka sie z dezaprobata 嘖嘖 zeze :) ), bo Shida lepszy, och, jak swietnie mowie po chinsku, a czy lubie chinskie jedzenie, a co lubie najbardziej, to znaczy, ze kiedy zjemy razem obiad i wypijemy herbate? Bo przeciez taka jestem sliczna :D No, egzaminy sie skonczyly, byc moze dam sie gdzies wyciagnac...

Opowiastka numer dwa: Dwa czy trzy tygodnie temu, Tajfun jak zwykle wylaczyl dzwonek w telefonie, a potem sie dziwi, dlaczego nikt nie dzwoni :P Trzy polaczenia nieodebrane, numer nieznany. Moze to cos waznego? Oddzwaniam. Mowie:
-Dzien dobry. Kto do mnie dzwonil i czego chcial?
-Ej! Kto ty jestes?
-Ja kto jestem? Ty kto jestes! To ty do mnie dzwoniles!
-Ja na pewno nie dzwonilem, to jakas pomylka.
-Zadna pomylka, sam sobie sprawdz. Moj numer to....
-Faktycznie, dzwonilem. Ale to jest przeciez numer mojego kolegi ze szkolnej lawy!
-Nie, na pewno nie jest to numer zadnego twojego kolegi, z tej prostej przyczyny, ze jest to moj numer.
-Aha. To ja jeszcze raz zadzwonie, zobaczymy, czy to nie jakas pomylka.
Chinczyk dzwoni piec minut pozniej. Dziwi sie, co sie stalo z jego kolega. I ze kolega tez studiowal na mojej uczelni, to moze go znam (to doprowadzilo mnie do ataku dzikiego smiechu; tylko Chinczyk mogl wpasc na pomysl, ze bede znala jego dawnego kolege z inzynierii czy innego paskudztwa, skoro studiuje w szkole dla obcokrajowcow ;)). A w ogole to skad jestem. Aha, z Polski, Walesa, Papiez, Warszawa. Swietnie mowie po chinsku. Jak dlugo bede w Kunmingu? To jak on przyjedzie do Kunmingu to mi postawi obiad, bo czuje sie strasznie 不好意思, ze mnie 麻煩 (jest mu glupio, ze mi zawraca gitare).
Od tego czasu dzwoni dwa razy w tygodniu, gada pol godziny, doprowadzajac mnie do lez i bolu przepony, a w przyszlym tygodniu ide z nim na obiad :D Zebym sie nie bala, ze sie nieodpowiednio zachowa, dal mi na siebie kompletne namiary lacznie z numerem dowodu osobistego, bo przeciez skoro wiem o nim wszystko, to on nie bedzie mogl sie zle zachowac, bo moglabym naskarzyc policji ;)

Opowiastka numer trzy: Naprzeciwko domu mam sklep z napojami, lodami itp. Swego czasu chadzalam tam na poranna kawe. Jak mnie widzi tamtejszy kelnerobarman, krzyczy na pol ulicy: 莫卡咖啡, 熱的, 大杯, 現在喝 (duzy kubek mocchi, goracej, na miejscu), bo to moja ulubiona kawa. Kiedy przychodze dzierzac jakies zarcie, pyta, czy to mozliwe, zeby taka drobna istotka jak ja tyle jadla. A tak w ogole to dlaczego nie przychodze codziennie? I sliczny mam sweter. Och, naprawde jestes ode mnie starsza rok? Po pierwsze to nie szkodzi, a po drugie wcale po Tobie tego nie widac! ...szkoda, ze sie w weekend uczysz... :D

Opowiastka numer cztery: Pan od mleka (kolo sklepu z napojami jest sklep specjalizujacy sie w mleku - mozna kupic w woreczkach, kartonie, kilka typow jogurtow, oczywiscie ze slomkami, bo jogurty, nawet te geste, sie wysiorbuje (dzwiek siorbania po chinsku to 唏哩呼嚕 xilihulu :)), a nie wyjada lyzeczka - i nic wiecej...Zadnego bialego sera... Ani nawet zoltego...) - no wiec ten Pan od mleka (tak duzo dodalam w nawiasie, ze prawie zapomnialam, od czego zaczelam...), bardzo mnie lubi. Nauczyl sie, ktore jogurty sa dobre i ile sztuk tygodniowo powinien zamowic, zeby dla nas wystarczylo. Kupujemy nabial ze Zlotym Feniksem na zmiane. Jesli, nie daj Boze, przyjde cos kupic, a Martyna byla wczesniej, Pan mowi, ze nie musze kupowac mleka, bo moja wspollokatorka juz kupila, ale za to kiedy ona byla, on mial na zbyciu tylko dwa jogurty, bo bylo jeszcze przed dostawa, a teraz juz ma ich wiecej, wiec moze chce dokupic?...

No i jak ja mam ich nie kochac, tych moich skosnych?....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.