A potem wróciłam do Kunmingu.
I wiecie, tu właściwie wszystko jest - to znaczy, wszystkie składniki - ale phở nie można nigdzie dostać. Kiedyś działała ponoć jedna knajpa z phở, ale szybko padła. Takich paskudztw nikt tutaj nie je. W Kunmingu jada się przecież przepyszne małogarnkowe misieny albo kluski przechodzące przez most. Niby i to kluski ryżowe w zupie, i to, i tamto jeszcze też. Ale OCZYWIŚCIE żaden normalny kunmińczyk nawet nie spojrzy na phở, jeśli może zjeść misieny. Ech...
Do wietnamskiego makaronu ryżowego dostępu tu nie mam, a robić mi się po prostu nie chce - zwłaszcza, że na targu mam świeżych makaronów ryżowych od groma. Zamiast biadolić, że brak knajp z phở w menu, zrobiłam phở po kunmińsku, czyli z wykorzystaniem lokalnych składników.
Składniki:
- mielona wieprzowina - porcja dla jednej osoby to jedna solidna łyżka
- makaron ryżowy - według upodobania
- bulion albo woda
- zielona cebulka
- pęczek zielonej kolendry, posiekany
- pęk świeżej mięty - same liście i koniuszki łodyżek, bez zdrewniałych łodyg
- jeden duży liść kapusty pekińskiej, poszatkowany
- posiekany pomidor
- czosnek
- imbir
- sos sojowy
- sos rybny
- limonka
- sól, pieprz, płatki chilli
Wykonanie:
- Najpierw marynujemy mięso: mieszamy je z sosami, sypkimi przyprawami, częścią cebulki, imbiru i czosnku. Odstawiamy, żeby się przegryzło i przygotowujemy resztę.
- Gdy już posiekamy, umyjemy i przygotujemy wszystkie składniki, przygotowujemy miski. Powinny mieć przynajmniej pół litra pojemności. Na dno wrzucamy garstkę mięty i kolendry, trochę pomidora i kapusty.
- Rozgrzewamy olej w woku; na rozgrzany olej wrzucamy czosnek, imbir i cebulkę. Gdy zapachną, dorzucamy przyprawione mięso i je starannie obsmażamy.
- Dolewamy bulionu/wody - dokładnie tyle, ile zamierzamy zjeść zupy. Ja zawsze odmierzam dwie trzecie miseczki, z której zamierzam jeść.
- Gdy mięso jest już obgotowane, a zupa zaczyna mile pachnieć, dorzucamy makaron ryżowy - świeżego makaronu ryżowego nie trzeba długo gotować, wystarczą dwie-trzy minuty.
- Wsadzamy porcję makaronu do miseczki, dopełniamy miseczkę zupą.
- Doprawiamy do smaku sosem rybnym i limonką.
"I wiecie, tu właściwie wszystko jest - to znaczy, wszystkie składniki - ale phở nie można nigdzie dostać" Przypomniało mi to sytuacje kiedy na 'nocnych Polaków rozmowach' przed zwodami spotykają się ludziska z całego kraju i rozmowa schodzi na jedzenie. Wtedy też nastepuje konfrontacja p.t. pomidorowa z makaronem czy z ryżem, bigos z kiszonej czy pół na pół, ogórkowa zabielana czy rosołowa, do Wigilii karp czy śledzie.
OdpowiedzUsuńNiby składniki są wszędzie te same ale kuchnie i gusta różne :) a co dopiero w Chinach....
osobiście znam Polaków, którzy patrzą na innych Polaków jak na kosmitów, jeśli zwykłą jajecznicę zrobi się inaczej niż mamusia robiła. A jak się jeszcze poda z niewłaściwym sztućcem (bo są stronnicy łyżek i widelców), to już w ogóle katastrofa ;) Chińskie gusta niby się od wietnamskich nie bardzo różnią - sporo potraw przywędrowało do Wietnamu właśnie z Chińczykami - ale i tak ciężko w Yunnanie o dobrą wietnamską knajpę...
UsuńUwielbim pho, ale nie lubię surowej wołowiny, którą zalewa się na końcu bulionem. Rozważam Wietnam jako cel kolejnej azjatyckiej podróży.
OdpowiedzUsuńNie do każdego typu pho się wołowinę w ogóle dodaje, a wybór jest spory :) Wietnam to moje bardzo miłe wspomnienie :) I kulinarnie, i kulturowo :)
UsuńSą różne Pho! Np z brisketem czy kurczakiem.
UsuńTak właśnie :)
Usuń