Spacerując po Jinli ujrzałam zamierającą już sztukę ludową w osobie pana, który dmucha cukierki. Kojarzycie proces wydmuchiwania szkła? To jest coś podobnego, tylko naszym tworzywem nie jest szkło, a cukier maltozowy. Z dawien dawna ulicami Pekinu i innych większych miast wędrowali cukrowi dmuchacze; na koromysłach musieli udźwignąć nie tylko spory zapas maltozy, ale i mały piecyk - bo żeby móc wydmuchać cukierki, materiał trzeba podgrzać. Dzieciaki uwielbiają patrzeć na to, jak z bezkształtnej kulki artysta wydmuchuje różnorakie kształty - postaci ludzkie, znaki chińskiego zodiaku itd. Można się napatrzeć, nabawić i jeszcze najeść - no cudo po prostu! Zwłaszcza, że można sobie zamówić konkretny kształt. Artysta bierze kuleczkę maltozy w dłoń posypaną talkiem i jeden koniuszek wkłada do ust. Dmucha, a gdy kuleczka zaczyna się rozdymać, zręcznie kształtuje palcami wdzięczną materię, dmuchając w nią jak miech. Istnieją też specjalne foremki drewniane - gdy kulka zacznie pęcznieć, można włożyć ją do takiej formy i "robi się samo", ale prawdziwi dmuchacze-artyści patrzą na takie wynalazki z politowaniem. Kiedy kształt jest już gotowy, wystarczy go umieścić na umoczonym wcześniej w maltozie patyczku - i już nasz cukierek jest gotowy.
Dziś ceny takich cukierków, choć niewysokie, są jednak z góry ustalone. W latach '80 XX wieku bywało tak, że, żeby interes lepiej się rozkręcał, co jakiś czas artyści organizowali promocję: jeden cukierek za dwie tubki po paście do zębów. Ponoć niejedna pasta do zębów została cichaczem w całości wyciśnięta po to, żeby było co wymieniać na cukierki... Tak naprawdę to być może artyści więcej zarabiali na tych tubkach niż normalnie - wówczas tubki były zrobione ze stopu bardzo drogiej wówczas cyny* i można je było oddawać do skupu za wcale niemałe pieniądze.
Co ciekawe, tradycyjnie pomysł na dmuchane cukierki przypisuje się Liu Bowenowi, który był... wysoko postawionym urzędnikiem, a także uchodzi za chińskiego Nostradamusa. Otóż pierwszy cesarz nowopowstałej dynastii Ming postanowił, że wyrżnie cały dwór. Liu udało się uciec, ale wiedział, że jego przyszłość wygląda marnie. Gdy w trakcie ucieczki napotkał staruszka sprzedającego cukier, zamienił się z nim na stroje i wyposażenie - zapewnił tym samym staruszkowi całkiem niezły zarobek, bo pewnie po sprzedaniu dworskich jedwabnych szat mógł staruszek kupić sobie dziesięć koromysł i wiader z cukrem. Przedsiębiorczość i pomysłowość Liu nie pozwoliły mu zgnić pod tym przebraniem; to on wpadł na pomysł podgrzania maltozy i sprzedawania jej po wyższej cenie, jeśli się ją zmieni w małe ptaszki, pieski i inne małpki. Przy czym nie był człowiekiem małym czy zawistnym - chętnie się dzielił tajnikami nowego rzemiosła z innymi sprzedawcami cukru. I tak cukrowe dmuchane figurynki rozprzestrzeniły się po całych Chinach.
A dziś - zanikają. Artystów-dmuchaczy cukierków można dziś spotkać właściwie tylko w miejscach atrakcyjnych turystycznie; nie przemierzają codziennie ulic większych miast z koromysłami na ramionach, nie są bóg-wi-jaką atrakcją dla dzieciarni. I... chyba cieszy mnie, że te czasy minęły. Wyobraźcie sobie, że jedynym cukierkiem, jaki można kupić dla dziecka jest taki najpierw wymiędlony łapami straganiarza, a potem jeszcze wydmuchany wprost z jego ust. Brrrrr.... Tworzeniu cukierków chętnie się przyjrzałam jak kolejnej kulinarnej sztuce chińskiej, ale zjeść to bym nie zjadła..
*w ramach ciekawostki: dziś największym producentem cyny na świecie są zakłady... oczywiście yunnańskie, Yunnan Tin :)
Przypomniałaś mi...watę cukrową. Te 'urządzenia' (ja je w myslach nazywałem: pralki') rozstawiane na odpustach i festynach. Ciekawe, że u nas w europie nie ma takich dmuchanych cukierków...
OdpowiedzUsuńech, wata cukrowa to jak zabawka dwulatka w porównaniu z tymi małymi arcydziełami ;)
UsuńJakis czas temu oglądałam francuski talent-show dla cukierników "Qui sera le prochain grand pâtissier ?" i tam uczestnicy uczyli się sztuki dmuchania cukru. Nikt jednak chyba potem nie jadł tych kreacji, służyły bardziej do dekoracji tortów, lub były traktowane jako dzieła sztuki.
OdpowiedzUsuńteż je chętniej traktuję jak dzieła sztuki niż jak przekąskę ;)
Usuń