2025-08-22

Way Out Is In: The Zen Calligraphy of Thich Nhat Hanh

Właściwie nie interesuje mnie buddyzm jako taki. Przecierpiałam zajmowanie się nim na studiach dalekowschodnich i dodatkowo na filozofii tylko ze względu na jego niewątpliwe związki z Chinami. Wchodzę do świątyń i oczytuję się o bóstwach ludowej wersji buddyzmu nie intensywniej niż o bóstwach taoistycznych czy naszych lokalnych, yunnańskich. A jednak - od czasu do czasu coś przykuje moją uwagę tym, że akurat wpasowuje się w moje myśli nieuczesane i poplątane uczucia. 
Ostatnia podróż do Polski była nieco mniej trudna niż poprzednia, chwała lotosom. Miałam do załatwienia milion spraw - i wszystkie udało mi się załatwić. Powtarzam: wszystkie. Nigdy w życiu nie miałam takiego szczęścia. Mało tego, po zamknięciu ostatniej (i po paru dniach odpoczynku, bo ileż można?) nagle odczułam tak niezwykłą lekkość i radość, że nagle zaczęło do mnie docierać, jak wiele spraw i jak bardzo mi ciążyły. Niby wiedziałam, że coś tam nade mną jedno z drugim wisi, ale musi poczekać na swój czas, bo niestety Chiny są od Polski po prostu za daleko, więc pakuję gdzieś z tyłu głowy i w ostatnim kątku serca, a potem poprawiam koronę i zaiwaniam dalej. Dopiero gdy poczułam niespotykaną przez ostatnich parę lat lekkość i radość, nagle odkryłam, jak wielki był mój balast. 
Wreszcie znów patrzę na świat w zachwyceniu, znów uśmiechem witam każdy poranek, znów mam czas i cierpliwość sprzątać z Tajfuniątkiem biblioteczkę i podbiurkowy bunkier. Znów marzę o gotowaniu, robieniu przetrworów, badmintonie, spacerach i porannej kawie niezakłóconej żadną sprawą-nie-cierpiącą-zwłoki, otulonej słońcem (względnie mżawką kunmińskiej pory deszczowej) i ptasim świergotem. Każde Teraz jest cudowne, pokropione herbatą i satysfakcją, lekkie jak chmurka.
Jak dobrze, że nietypowe anglojęzyczne kaligrafie zen autorstwa najsławniejszego bodaj wietnamskiego mistrza zen trafiły w me ręce właśnie teraz! Są... no cóż, są po prostu kwintesencją tego, co chciał nam przekazać mistrz Thich: skupieniem, medytacją, oddechem... mam nadzieję, że nie będę zbyt obrazoburcza, jeśli stwierdzę - modlitwą. 
Książeczka maleńka, ale do wielokrotnego szukania pomocy w oddechu, spokoju i Byciu W Teraz. No i świetny wstęp do licznych innych dzieł autora.

2025-08-03

Uliczka Tianjun dian 天君殿巷

Niespełna stumetrowa uliczka, w najszerszym miejscu mierząca siedem metrów, ale często węższa, niegdyś była jedną z wielu maleńkich, pieszych uliczek prowadzących do północnej części murów miejskich, zamieszkałych przez kulisów i inną biedotę. Za czasów qingowskich znajdowała się tu świątynka Tianjuna 天君殿, taoistycznego odpowiednika buddyjskiego Skandy - stąd nazwa uliczki. Sprawia dość zabawne wrażenie, bo wije się i zakręca między Ulicą Kultury 文林街, a Ulicą Lasu Kultury 文化巷. W międzyczasie przechodzi się obok starego osiedla (starego, czyli z lat siedemdziesiątych czy osiemdziesiątych) zaopatrzonego w plac zabaw dla staruszków i stół pingpongowy otoczone chińską wersją kolumnady zwaną lang 廊, która, opatrzona ławeczkami, świetnie się nadaje na chwilę wytchnienia. Potem jest długa ceglana ściana z jednej strony, a z drugiej staruteńkie, wąskie, niskie budyneczki, w których nikt już nie chciał mieszkać, a które paręnaście lat temu zostały wykupione przez przedsiębiorczą młodzież i powstały tam maleńkie restauracyjki i kawiarnie. Cegalana ściana kiedyś była opatrzona płaskorzeźbami przedstawiającymi najsłynniejsze przykłady nabożności synowskiej, jednak parę lat temu ją odnowiono i postanowiono przemienić w tzw. uliczną otwartą galerię 巷巷美术馆. Pojawiają się tam rozmaite wystawy o mocno wszechstronnej tematyce - od fotografii prosto z Arktyki po akwarele pokazujące stary Kunming. Zawsze, gdy nią idę, myślę o wszystkich słynnych ludziach, którzy sto lat temu rozdeptywali tu buty: poeta Wen Yiduo, architekci Liang Sicheng z żoną Lin Huiyin, historyk Fu Sinian, matematyk Hua Luogeng, pedagog Liu Wendian, pisarz Wang Zengqi i reszta intelektualistów z czasów Republiki. Stąd schodzi się przecież Kawalerską Stromizną nad Szmaragdowe Jezioro! Na pewno w drodze do/z uniwerku często tędy chadzali. Oczywiście, ceglana ściana pochodzi dopiero z lat '90-tych XX wieku, jednak klimat ciasnej uliczki, którą łatwo przeoczyć, pozostał pewnie podobny. 
Chadzamy więc sobie tą uliczką w drodze nad Jezioro i cieszymy się jej nietypowością, a ZB zawsze z takim samym sceptyczno-zadziwionym tonem wzdycha: "tak, tak... czterdzieści lat chadzałem wokół Jeziora, a żebym poznał tę uliczkę, musiałaś mi ją pokazać akurat Ty - obcokrajowiec, który tu mieszkał zaledwie parę lat...".
Więcej zdjęć znajdziecie tutaj.