Jesteśmy już w Polsce, Tajfuniątko i ja. W tym roku przyjechałyśmy wcześniej, bo i wracać musimy pod koniec sierpnia - od września Tajfuniątko idzie do przedszkola (nie może się już doczekać!). Pogoda nam sprzyja, babciny ogródek to prawdziwy raj dla małego smyka, a jeszcze do towarzystwa dwa koty i pies. Ja też się nacieszam rodzinnym ciepełkiem. Właściwie nie tęsknię (jeszcze) za Kunmingiem... no chyba, że w takie dni, jak dziś. Uśmiecham się ciepło na wspomnienie pysznych dzongdzyków; dobrze, że zjadłam jakieś przed wyjazdem z Chin, bo tęskniłabym niemożebnie. Patrzę na zdjęcia licznych znajomych, którzy zostali w Kunmingu na lato i trzymam kciuki, żeby ZB nie zmarnował mojego pięknego ogródka. Ech, jedną nogą tam, jedną nogą tu, nigdzie na stałe. Gdzie bardziej u siebie? Nie wiem. Zawsze wydaje mi się, że u siebie jestem po prostu tam, gdzie jestem. Tylko skąd wobec tego ta tęsknota i dziwna satysfakcja, gdy jadę w to drugie miejsce?...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.