Tym razem wylądowaliśmy w Bangkoku na zaledwie krótką chwilę. Postanowiliśmy udać się na kolację do Chinatown, na ulicę słynną z knajp serwujących owoce morza. Ja zresztą chciałam się nie tylko najeść, ale i obejrzeć sobie Chinatown. Było to pierwsze Chinatown, jakie widziałam w Azji. W Europie mieszkałam kiedyś w chińskiej dzielnicy Madrytu, ale to nie było takie "prawdziwe" Chinatown, w którym chiński jest dominującym językiem itd. Z niecierpliwością wyczekiwałam... no, właściwie nie wiem, czego; kompletnie nie wiedziałam, czego się spodziewać.
Pewnie będziecie się śmiać, ale gdy wysiedliśmy z taksówki, poczułam się jak w domu. Wszystko rozumiałam dzięki chińskim napisom, pojawiły się znane zapachy i cokolwiek mniej tajskie rysy twarzy. Ach, wieczór w takim miejscu to była dla mnie wielka przyjemność!
|
nie ma to, jak trzy rodzaje pisma, jedno tuż obok drugiego! |
|
bardzo tajski wystrój :) |
|
rewelacyjne kalmary |
|
mój ukochany omlet z małżami. Zakochałam się w tym smaku już na Tajwanie. |
|
jasna zupa tom yam |
|
przepyszne muszle ugotowane na parze (zawsze się upewniajcie, czy aby na pewno nie chcą ich podać na surowo, jak się je jada w północnej Tajlandii...) |
|
wielgachne krewety pieczone na kamieniach |
|
świeże soki owocowe - nie mogłam się oprzeć ukochanemu granatowi... |
|
kocham smak zupy z płetwy rekina... tylko metody połowu mnie odstraszają. |
Strasznie żałuję, że nie mogłam pobyć tam dłużej. Nic to - nadrobię podczas kolejnej wizyty. I z całą pewnością przyjadę tu jeszcze raz na owoce morza!
Omlet z mężami....no no, a co na to ZB ?? ;)
OdpowiedzUsuń:D całe szczęście nie rozumie tej gry słów ;)
UsuńEchh, tyle pysznie wyglądających dań. Szkoda, że w Polsce tak objeść owocami morza się nie da. Muszę się wybrać gdzieś na zagraniczne zwiedzanie kulinarne ;)
OdpowiedzUsuńto jeden z najprzyjemniejszych sposobów zwiedzania ;)
Usuń