2018-09-27

Jinghong - Mekong

Piątek po południu: od poniedziałku do piątku będę miał wolne!
Poniedziałek rano: szczepienie Tajfuniątka.
Poniedziałek po południu: kupno biletów lotniczych i rezerwacja hotelu w samym centrum Jinghongu.
Jinghong to moje miasto. Tam pojechałam całkiem sama - bez wsparcia w postaci współlokatorki, bez stypendium, bez pojęcia, co dalej. Miałam pracę - sześć dni w tygodniu za psie pieniądze, ale zawsze. Miałam jedną koleżankę z dawnych lat. I... tyle. Przeszłam tam różne etapy - oswajanie obcości, cieszenie się egzotyką, warczenie na wszystkich, niedziele z serialami zamiast na spacerze, samotność w chorobie, samotność w zdrowiu... Od czasu do czasu miłe spotkania - odwiedziny przyjaciół, znienacka poznane rodaczki, tubylcy, którzy w końcu odkryli, że nie tylko jestem tam "na stałe", ale w dodatku nie gryzę! Wycieczki do pobliskich wioseczek, lokalne święta, harówa, harówa, harówa.
Nie byłam tam już sześć lat z kawałkiem. Wybrałam miejscówkę tyleż ze względu na wspaniałą pogodę (30 stopni i miłe słoneczko zza chmur), co po to, by odczarować sobie "ten pieprzony raj". Z ZB i Tajfuniątkiem u boku nie bałam się nawet tego, że wpadnę na byłą szefową, którą najchętniej bym opluła.
Wiedziałam, że dużo się zmieni, ale i tak... wiecie, te punkty, które dziesięć lat temu Lonely Planet opisywało jako constans i pewniaka, już dawno zostały zapomniane. Małe knajpki, kawiarnie, nocny targ w środku miasta... rozumiem, postęp. Ale trochę żal. Dlatego postanowiłam pójść w miejsca, które po prostu nie mogły zniknąć. Nawet chińscy deweloperzy nie znikną Mekongu przecież.
Tuż przy głównym moście znajduje się maleńki Park Przybrzeżny 滨江公园 - od niego zaczęliśmy "zwiedzanie".
Jest tam wiele pięknych roślin tropikalnych, jest gdzie usiąść i odpocząć w cieniu, są przyrządy do ćwiczeń i kilka huśtawek; ba, jest nawet gdzie ręce umyć!
Poniżej znajdują się cztery drogi: górna promenada, uliczka, dolna promenada i kamieniste nadbrzeże. Każdą z nich wykorzystaliśmy do spacerów. Przy uliczce znajdują się regularne, zadbane toalety, a także ciąg restauracji i barów, niektóre z faktycznie przepysznym jedzeniem. Dolna promenada to ta ślicznie zrobiona, kompletnie pusta (!), szeroka, kamienna a w części drewniana. Można tam było spuścić Tajfuniątko ze smyczy, ponieważ ruch skuterowy jest tam wzbroniony. Stamtąd jest najlepszy widok na jinghoński port i statki wycieczkowe, kursujące w górę i w dół Mekongu. Zastanawialiśmy się nad wycieczką statkiem po Mekongu. Cena trochę powala - 500 yuanów od osoby to naprawdę dużo. Ale to by się dało przeskoczyć, gdybyśmy nie zaobserwowali, JAK taka wycieczka wygląda. Otóż najważniejszą osobą na tych statkach jest nie kapitan, a wodzirej, który nieustannie zagrzewa pasażerów do zabawy i kupowania rozmaitych pamiątek. Robi to tak głośno, że kontemplacja przyrody podczas rejsu w ogóle nie wchodzi w grę. Nie wybrałabym się nawet, gdyby to oni mi zapłacili te 500 yuanów...
Kiedy człowiek nacieszy już się palmami, pięknymi smoczymi lampami i szerokim pasem zieleni, po którym można hasać, warto zejść na nadbrzeże - oglądać otoczaki (otoczak to po chińsku "kamień jak gęsie jajo" 鹅卵石), zobaczyć, jak kąpią się tutejsze dzieci i zobaczyć, jak z kompletnie pustego przeciwnego nadbrzeża stworzono w ciągu dziesięciu lat regularne miasteczko...
Została jeszcze ostatnia ścieżka - górna promenada, między parkiem a ulicą. Tam warto pójść dopiero wieczorem. Właśnie tam bowiem został przeniesiony z centrum nocny targ, na którym można zaopatrzyć się we wszystko, od zapalniczek i ciuchów po lampy z kokosów i żarcie. Jest mało imponujący w porównaniu z tymi w Tajpej, ale bije na głowę wszystko, co widziałam w Kunmingu, więc chętnie tamtędy pospacerowałam.
Ech, Mekong! Nawet gdy mieszkałam w Jinghongu, nie spowszedniał mi ani trochę. Coś w sobie ma, drań jeden...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.